Wydawca: Wielka Litera
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Premiera: 13 września 2017 r.
Na książkę „To, co możliwe” składa się zbiór opowiadań o ludziach, którzy
stanowili tło wydarzeń innej pozycji autorki – „Mam na imię Lucy”. W swoim
najnowszym dziele Elizabeth Strout wraca do tamtych miejsc i czasów,
jednocześnie przyglądając się życiu zupełnie innych osób. Czytelnik zostaje
zatem wprowadzony do świata oswojonego, którego zasady działania są mu dobrze
znane. Autorka zadbała przy tym, aby zamieszczone w zbiorze teksty
korespondowały same ze sobą, tworząc w ten sposób niezwykłą panoramę
małomiasteczkowej Ameryki, ekosystem, w którym każdy członek społeczności
zależny jest od innych, niczym zbiór naczyń połączonych.
Decydując się na lekturę tej książki zostajemy wciągnięci w powolny, a przy
tym szczelnie wypełniony pociąg emocji. Poznajemy dawnego mleczarza, którego farma spłonęła, przez co
musi on odciąć się od tego co było, i zamieszkać w nowym otoczeniu. Przypatrujemy
się rodzinom, które podczas spotkań wspominają ubogie dzieciństwo wypełnione
nie tylko bólem, ale także głodem. Śledzimy pracę właścicielki pensjonatu,
która nie mogąc pogodzić się ze swoim życiem, zostaje wykorzystywana przez
turystów. Pojawia się także mężczyzna o zniszczonej psychice, o którym dowiemy
się, że w dzieciństwie był wykorzystywany seksualnie przez swojego ojczyma.
Choć opowiadań jest więcej, już te wybrane, najbardziej zapadające w pamięć,
doskonale ukazują to, co Elizabeth Strout chciała nam powiedzieć.
Autorka stawia swoich bohaterów na ringu, w którym przeciwnikiem będzie ich
przeszłość. Pozwoli zanurzyć im się w mentalnym starciu, w którym zamiast prawego
sierpowego otrzymają wspomnienia wypełnione całą gamę traum, haniebnych
wydarzeń, plan na życiorysie. W tym pojedynku przeszłość stanie się punktem odniesienia,
elementem stanowiącym fundament całej psychologicznej konstrukcji człowieka
jako jednostki i istoty społecznej. W tej delikatnej i wyważonej
narracji kryją się prawdy i konfabulacje, ale głównie niedomówienia i cisza –
to tam trzeba szukać, czasem na oślep, wyjaśnienia dla kondycji egzystencjalnej.
Można powiedzieć, że to jedna z tych książek, które
mówią, iż poczucie własnej wartości prędzej czy później trzeba w sobie utwierdzić,
by przestać wciąż na nowo mierzyć się z demonami przeszłości i kompleksami. To, kim obecnie jesteśmy, w dużej mierze
zależy od sfery naszych intymnych przeżyć i emocji. Od tego, jaki obraz nas samych odbija się w
oczach sąsiadów, członków rodziny czy kolegów z dawnej szkoły.
„To, co możliwie” osadza ludzi w konkretnym społeczeństwie, pełnym
zazdrości, złorzeczenia i braku zrozumienia. Bohaterowie są z tego otoczenia
stopniowo wykluczani, przez swoje błędy i biedę. Muszą stawić czoła
przeciwnościom losu i ludzkiej pazerności. Strout pisze o odrzuceniu w
cudowny sposób, bez zbędnego moralizatorstwa i dydaktyzmu. Czyni to subtelnie i
dosadnie jednocześnie. Pokazuje, jak złożone mogą być historie ludzi oparte na
wiecznym porównywaniu się do kogoś, punktowaniu wad drugiej osoby. Amerykance
udało się stworzyć gorzka diagnozę społeczną, w której poprawiamy sobie
samopoczucie, deprecjonując innych.
Elizabeth Strout pisze delikatnie i z wyczuciem, które widoczne jest nie
tylko w stworzonym świecie, ale przede wszystkim w słowie, którym operuje z
niesamowitą sprawnością. Nie ma tu scen
hałaśliwych, naturalistycznych opisów czy afirmacji bólu. Zdania są stonowane,
z pozoru wyprane z emocji, ale ich bezpośredniość i celność wywołuje w
czytelniku niepokój. Jej styl doskonale koresponduje z samą tematyką, dotykającą przecież
zwykłego człowieka i codziennych spraw. Duszny klimat każe spoglądać na te opowiadania z
dystansem, bo angażowanie się w nie może być bardzo bolesne. To
książka osadzona na dwóch przeciwnych biegunach – rozparta pomiędzy mieniącym się feerią emocjonalnych
barw dialogiem ożywiającym wspomnienia a spójną, precyzyjnie przemyślaną i
skomponowaną formą oddającą niejednoznaczność życia obecnego.
Autorka portretuje
amerykańskie rodziny ze wszystkimi ich wstydliwymi sprawami. Czyni to poprzez
zarys rozmów, zdarzeń czy nakreślenie toksycznych, dawno nieodnawianych
relacji. „To, co możliwe” zderza ze sobą kilka światów równoległych tylko po to, by pokazać, ile
pęknięć ma nasz rzeczywisty krajobraz codzienności. To książka o tym, że
sami kreujemy wokół siebie pewne myślowe enklawy i o tym, jak blisko i daleko
możemy stać obok siebie. Bardzo niezależni i samowystarczalni, ale też
ostatecznie zdani na innych. To też relacji o tym, że często tkwimy w matni
własnych lęków i pielęgnujemy wewnętrzny smutek, podświadomie czekając na to,
aż ktoś wyciągnie do nas pomocną dłoń, zapominając przy tym, że świat jest na
to niewrażliwy, bo jego tkanka pulsuje milionami podobnych lęków i cierpień. Elizabeth
Strout zabiera nas w rejs po podwórkach i krużgankach, w których dochodzi do
ludzkich konfrontacji w kilku kalekich formach. Rozbici duchowo bohaterowie
bronią się przed popadaniem w skrajności, ale w gruncie rzeczy uczą się definiować
świat na nowo, gdy zdają sobie sprawę, że nie można go traktować wyłącznie z
perspektywy historycznej. To czuła proza skupiona na człowieku, fabularnie gęsta
i dająca poczucie niedosytu. Te teksty wyzwalają skrywane emocje i refleksję,
jest w nich jakieś międzyludzkie przyciąganie, niejasność i dwuznaczność, w
które warto się zagłębić i spróbować wypłynąć na wierzch, mocniejszym i
pewniejszym siebie.
Ocena: