Wydawca: Czarne
Liczba stron: 360
Oprawa: twarda
Premiera: 7 października 2020 rok
Matt Taibbi to człowiek, z którym nie dogadałbym się. Jako dziennikarz wyspecjalizował się w tematyce politycznej, a w swoich pracach wielokrotnie przekraczał granicę dobrego smaku. W 2010 roku po wywiadzie z Jamesem Verinim, zwymyślał go i oblał kawą. Jeden z jego artykułów w Rolling Stone był zatytułowany „Andrew Breibart: śmierć palanta”. Sprzeciw przeciwko jego niesmacznym dowcipom wnosili między innymi Hillary Clinton, Michael Bloomberg i Matt Drudge. Taibbi to taki krzykacz, który poza widowiskowymi zachowaniami, ma czasami coś ciekawego do powiedzenia.
„Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem” łączy dwa oblicza dziennikarza z Bostonu. Z jednej strony mamy tu ciekawe ukazane mechanizmy, z drugiej zdarzają się rozdziały, które należałoby odczytywać w kontekście prywatnej rozgrywki autora z kolegami po fachu. Szczególnie ten drugi Taibbi jest męczący. Jego publicystyczny język, dwuznaczność widoczna w wielu zdaniach, a wreszcie bezpośredniość w ferowaniu wyroków, potrafi zniechęcić do lektury. Na szczęście to oblicze uwidacznia się stosunkowo rzadko.
W przypadku reportażu zasadnym jest pytanie, co może dać czytelnikowi jego lektura. I tu odpowiedź jest klarowna. „Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem” na konkretnych przykładach pokazuje, jak współczesne media niszczą swojego odbiorcę. Najważniejsza jest tu segmentacja, czyli coś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu uchodziłoby za niedopuszczalne. Matt Taibbi dowodzi, że nie ma już czegoś takiego jak bezstronne media, które podają rzetelne, zróżnicowane informacje. Aktualnie wszystkie stacje telewizyjne, radiowe, źródła internetowe modelują swoje wiadomości tak, aby te zawierały konkretny przekaz i były odczytywane w z góry zaplanowany sposób. W ten sposób liberałowie mają swoje telewizje i gazety, a konserwatyści swoje. Choć autor pisze o sytuacji w Stanach Zjednoczonych, trudno nie dostrzec analogii z naszą rodzimą sytuacją i tym, co i w jaki sposób prezentują między innymi TVN i TVP.
Podawanie już zinterpretowanych przez konkretny klucz informacji, ma też istotne znaczenie ideologiczne. „Głównym tematem książki jest to, że obecnie w mediach komercyjnych dziennikarze są finansowo zachęcani do nakręcania ludzi na siebie nawzajem”. Taibbi mówi więc wprost, że nieoficjalną misją mediów jest wzniecanie wzajemnej nienawiści. Także strachu. I chociaż dla większości czytelników nie będzie to odkrywcza teza, warto zwrócić uwagę jak wiele osób nadal daje się łapać w tę pułapkę. Czy właśnie nie dlatego tak trudno czasami obalić rząd, którego przy trzeźwym osądzie nikt by nie popierał? Czy nie dlatego ludzie wychodzą na ulicę z transparentami nawołującymi do otwartej wojny?
Jak więc dzieje się to, że nadal wierzymy mediom? Najważniejsze są tu gotowe algorytmy, które nawet jeśli część jednostek zirytują, dla innych nadal są jedynym przepisem na prawidłowe danie. Taibbi porównuje je do rozwiązań stosowanych w sporcie, szczególnie boksie bądź wyścigach konnych. Jako przykład podaje amerykańskie debaty polityczne, które mają z góry określone granice w jakich mogą się poruszać, a stosowana praktyka polega na trenowaniu widzów do kibicowania konkretnej jednostce, partii, myśli. Media stawiają sobie za zadanie denerwowanie ludzi, wzniecanie w nich pogardy, to właśnie jest ich metoda na zwiększenie zasięgów.
Ta książka będzie wkurzać. Chociażby dlatego, że pokazuje nam nasze wstydliwe oblicze. Dowodzi też tego, że obecnie nie wolno już wierzyć nikomu, a to bardzo trudna perspektywa. Taibbi mówi, że nie warto się przejmować wszystkimi doniesieniami, że są one specjalnie przejaskrawione, a za parę miesięcy, nikt już o nich nie będzie pamiętał. I może to właśnie byłaby dobra metoda na radzenie sobie z przekazami medialnymi – nie odcinanie się od nich, bo tego zrobić się nie da, ale patrzenie na nie przez specjalne okulary, które każdy nienawistny komunikat zamieniają w obojętną masę. „Nienawiść sp. z o.o. Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem” całkiem sporo daje, ale nie jest też pozbawiona wad. Oprócz osobistych wycieczek autora i nachalnego tonu, niejednego zanudzą piętrowe opowieści o szczegółach mediów w USA. Z pewnością gdyby tę książkę przenieść na grunt polski, wywołałaby burzę i z miejsca weszła na listę bestsellerów. Niemniej cieszę się, że została przetłumaczona i wydana w prestiżowej Serii Amerykańskiej, bo może dzięki niej, chociaż kilka osób uodporni na tę wszechogarniającą roszczeniowość wokoło.