Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura hiszpańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura hiszpańska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "O bestiach i ptakach" Adón Pilar

Wydawca: PIW

Liczba stron: 216


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko

Premiera: 24 marca 2025 rok

Doświadczenie pokazuje, że nie każda książka zaprasza czytelnika do swojego świata z otwartymi ramionami. Niektóre najpierw stawiają mur, szepczą zza niego, kuszą i drażnią, a potem – kiedy już zdecydujesz się wejść – zamykają za tobą bramę na klucz. „O bestiach i ptakach” Pilar Adón to właśnie taka powieść. Niepowtarzalna, gęsta, zbudowana z cieni i ciszy, która osacza i hipnotyzuje.

Pilar Adón, uznana hiszpańska pisarka i poetka, wkracza na polski rynek niczym wędrowna iluzjonistka, która jednym gestem odsłania przed nami rzeczywistość, a drugim rozmywa jej kontury. To literatura dla tych, którzy nie boją się zagubić, dać się pochłonąć atmosferze tajemnicy i nieoczywistości. Bo Adón nie prowadzi za rękę – ona rzuca w głąb mrocznego lasu i patrzy, jak sobie poradzisz.

Betania: azyl, więzienie czy lustro przeszłości?

W centrum tej opowieści stoi Coro – kobieta, która pewnego dnia wyrusza w nieznane i trafia do Betanii, domu zamieszkanego wyłącznie przez kobiety. Ale czy na pewno domu? Może raczej – miejsca zawieszonego poza czasem, w którym surowe spojrzenia mieszają się z szeptami, a powietrze gęstnieje od sekretów. Mieszkanki Betanii wydają się jednocześnie opiekunkami i strażniczkami, ich obecność koi i przeraża zarazem. Czy to azyl? Czy więzienie? A może coś znacznie gorszego – lustro, w którym odbijają się demony przeszłości?

Woda – świadek, kat i wybawca w świecie Pilar Adón

W „O bestiach i ptakach” ważną są szczegóły. Zwraca uwagę pojawiający się motyw wody. To nie tylko element krajobrazu. To spoiwo rzeczywistości, która się rozpada, niemy świadek tragedii i katalizator zmian. To woda zabrała siostrę Coro, wciągając ją w otchłań, która od tamtej pory rezonuje w bohaterce jak echo w pustej studni. To woda otacza dom, w którym Coro zostaje uwięziona – nie tylko jako jezioro, ale jako coś bardziej pierwotnego, wszechobecnego. Woda to życie, ale też zapomnienie – jak gdyby rozpuszczenie się w niej oznaczało utratę siebie, ale jednocześnie powrót do czegoś, co było na początku.

A potem jest jeszcze piwnica. Skryta pod fundamentami Betanii, pod jej skórą, pod tym, co widzialne. Tam, gdzie nie dociera światło, kryje się podziemne jezioro – baśniowy akwen, który może prowadzić do wolności. Tylko że wolność w tej powieści nie jest oczywista. Może wcale nie chodzi o ucieczkę? Może ten ciemny, cichy rezerwuar istnieje po to, by ukazać Coro coś, czego jeszcze nie rozumie?

W tej niewielkiej powieści pojawia się też mężczyzna. Nie ma na imię Javier, John czy Zorro. Jest cieniem, obcym zagrożeniem, intruzem. A może też czymś bardziej osobistym – echem samej Coro, częścią jej rozbitej tożsamości, którą kobiety postanawiają wyeliminować? Bohaterki nie próbują go zrozumieć. Nie negocjują. Mordują. I robią to z precyzją, bez wahania, jakby usunięcie tego elementu było konieczne dla zachowania równowagi Betanii. A później pochłania go woda, rozpuszcza, unieważnia. Jakby nie istniał. Jakby nigdy go tu nie było.

Czy Coro naprawdę istnieje? O tożsamości i samotności w „O bestiach i ptakach”

Są też psy. Każda kobieta ma swojego. To one ostrzegają przed mężczyzną, to one budują poczucie wspólnoty. Ale czy na pewno? Bo kiedy jedna z kobiet tonie w jeziorze, jej pies zostaje na brzegu – patrzy, czeka, ale nie skacze, nie ratuje. Jakby wiedział, że w Betanii są rzeczy, na które nie ma wpływu.

Coro też dostaje psa. Tylko że ona go nie zauważa. Może dlatego, że nie czuje się częścią tego miejsca? Może pies jest symbolem więzi, której Coro nie chce, albo której jeszcze nie rozumie? A może to znak, że nadal jest obca – że nie przeszła jeszcze granicy między uwięzieniem a przynależnością.

W „O bestiach i ptakach” nie ma prostych odpowiedzi. Jako czytelnik nie dostaniesz pocieszenia. Adón splata swoją opowieść jak koronkę utkaną z lęków i tęsknot, badając granice samotności, żałoby i tożsamości. Czy Coro naprawdę tam jest? Czy kobiety, które ją otaczają, są realne? Czy Betania istnieje gdzieś poza jej umysłem?

Autorka nie pozostawia nam drogi ucieczki – z każdą stroną historia zagęszcza się niczym mgła, a my wchodzimy w nią coraz głębiej, tracąc orientację w tym, co prawdziwe, a co jest jedynie odbiciem naszej własnej wyobraźni.

Literacka pułapka, z której nie chcesz uciec

Adón pisze językiem surowym, oszczędnym, a jednocześnie pełnym mrocznej poetyki. Każde słowo ma tu ciężar, każda scena skrywa drugie dno. Psy, ptaki, woda, cisza – to nie tylko obrazy, ale symbole, ślady prowadzące w głąb ludzkiej psychiki. Tłumaczenie Katarzyny Okrasko oddaje ten rytm z niemal chirurgiczną precyzją, pozwalając polskiemu czytelnikowi w pełni zanurzyć się w tej onirycznej rzeczywistości.

To nie jest książka dla tych, którzy szukają szybkiej przygody. „O bestiach i ptakach” to literacka pułapka, w którą wpadasz niepostrzeżenie i z której nie chcesz się wydostać. Adón wciąga nas w świat utkany z niepokoju i hipnotycznej piękności – i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Zainteresowany? Sprawdź też inne recenzje książek pisanych przez kobiety z Hiszpanii:

Recenzja "Ardalen" Miguelantxo Prado

Połączenie Tarkowskiego, Márqueza i melancholii atlantyckiego wiatru – "Ardalen" to opowieść, która przenosi do innego wymiaru narracji.
Wydawca: Mandioca

Liczba stron: 256


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Jakub Jankowski

Premiera: 17 stycznia 2025 rok

To był komiks, który pokochałem od pierwszego przeczytania! Miguelanxo Prado w brawurowej formie artystycznej podał opowieść, która nie tylko wciąga, ale i zostawia w czytelniku trwały ślad. "Ardalen" to historia o pamięci – kapryśnej, nieuchwytnej, pełnej iluzji. O poszukiwaniu tożsamości i o tym, jak przeszłość, nawet ta niedopowiedziana, kształtuje nas mocniej, niż moglibyśmy przypuszczać. Gdyby Wong Kar-Wai zrobił powieść graficzną, wyglądałaby właśnie tak – nostalgiczna i pięknie rozmazana jak wspomnienie po straconej miłości

Prado stworzył narrację niezwykle złożoną, splatającą realność z onirycznymi wizjami. To świat, w którym prawda jest równie ulotna jak tytułowy wiatr nadciągający od oceanu. Ardalen przynosi wspomnienia, miesza rzeczywistość ze snem, a bohaterów rzuca w wir wątpliwości i niepewności. Trochę jak w filmach Andrieja Tarkowskiego, gdzie rzeczywistość nieustannie przeplata się z marzeniem, a czas zdaje się płynąć własnym rytmem.

Sabela, główna postać, przybywa do małego, galicyjskiego miasteczka, by odnaleźć ślady swojego dziadka. Ten dawno temu wyruszył w wielki świat pozostawiając żonę z dziećmi w Europie. Na jej drodze staje Fidel – człowiek, którego wspomnienia płyną niczym fale Atlantyku, burząc granice między prawdą a imaginacją. Czy jego słowa są kluczem do przeszłości, czy jedynie echem dawno zapomnianych marzeń?

Prado kapitalnie buduje relacje między bohaterami. W "Ardalen" nie ma prostych emocji ani jednoznacznych rozwiązań – jest za to mnóstwo niedopowiedzeń, wzruszeń i refleksji. To komiks, który zmusza do zatrzymania się, do zadumy nad tym, jak pamięć definiuje naszą tożsamość. Bardzo melancholijna treść, a takie jak pewnie wiecie lubię najbardziej.

To, co absolutnie zachwyca, to warstwa wizualna komiksu. Prado nie rysuje – on maluje. Kadry "Ardalen" to małe dzieła sztuki, pełne ciepłych, nostalgicznych barw. Morze, lasy, górskie pejzaże – wszystko to układa się w symfonię, w której każdy element gra na emocjach czytelnika. Niejednorodna kreska – czasem wyraźna, czasem rozmyta jak zamglone wspomnienia, doskonale współgra z fabułą, podkreślając jej nieuchwytność i subtelność.

Dla fanów realizmu magicznego to prawdziwa uczta. Prado czerpie garściami z tradycji Garcíi Márqueza, tworząc świat, w którym granice między snem a rzeczywistością zacierają się w mistrzowski sposób. Każda strona niesie ze sobą niezwykłą atmosferę – mieszankę tęsknoty, romantyzmu i tajemnicy. Nie zabraknie też bardziej przyziemnych epizodów: wulgaryzmów, podejrzeń, pożądania czy zazdrości.

"Ardalen" to komiks, który nie tylko opowiada historię – on wciąga czytelnika w swoje wnętrze, otula go szumem wiatru i fal, prowadzi przez labirynt pamięci. To jedna z tych opowieści, które zostają z nami na długo, poruszając coś głęboko ukrytego w sercu. Absolutnie obowiązkowa lektura dla każdego, kto szuka w komiksach czegoś więcej niż tylko rozrywki. Choćby miały to być latające wieloryby.

Przy tym wszystkim "Ardalen" porusza także uniwersalne tematy – przemijania, zapomnienia, znaczenia wspomnień. To opowieść o ludziach, którzy próbują odbudować własną tożsamość, zmagając się z upływem czasu i kapryśnością pamięci. Można ją czytać na wiele sposobów – jako dramat psychologiczny, jako poetycką baśń o przeszłości, jako refleksję nad tym, co zostaje po nas, gdy odchodzimy. I w każdej z tych warstw odkryjemy coś niezwykłego.

Mandioca rozpoczyna 2025 rok mocnym akcentem – i chwała im za to! To jeden z tych tytułów, które przypominają nam, jak potężnym medium jest komiks. Czytać 'Ardalen' to jak wsłuchiwać się w stare, trzeszczące nagranie – nie jesteś pewien, co jest prawdą, a co iluzją, ale każda sekunda jest hipnotyzująca.

Recenzja "Mrok jest miejscem" Ariadna Castellarnau

W „Mrok jest miejscem” Castellarnau kreuje świat pełen przemocy i deformacji, gdzie każda próba wyjścia prowadzi głębiej w mrok. Niezwykła, mroczna proza.
Wydawca: Bo.wiem

Liczba stron: 160


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Justyna Sterna

Premiera: 12 listopada 2024 rok

„Mrok jest miejscem” rekomenduje dla nas Marianna Enriquez. Czy trzeba czegoś więcej? Tak? No to posłuchajcie. To zbiór ośmiu opowiadań, w którym głównymi bohaterami są rodziny, ich tajemnice, zniekształcone relacje i mroczne pragnienia. Castellarnau nie podchodzi do swoich postaci z litością. Wręcz przeciwnie – wrzuca je w sam środek traumatycznych przeżyć, dając im niewielkie szanse na wyjście z tego cało. A jeśli już, to tylko po to, by do końca życia nosiły ze sobą nieuleczalną bliznę.

Zaczynając od samego tytułu – „Mrok jest miejscem” – autorka zaprasza nas do przestrzeni, która jest zarówno fizycznie, jak i psychicznie niepokojąca. Przeczytamy tu chociażby o chłopcu, u którego nieludzka deformacja ciała sprawia, że staje się lokalną atrakcją. Albo o szaleństwie ojca, który przynosi do domu szkielet i traktuje go jak swoją córkę. Trafi się fabuła godna „Funny games” („Dzieci bawią się w ogrodzie”). Jest także mężczyzna przywołujący patykiem wodę ( „Człowiek wody”) czy małżeństwo znajdujące dziecko na progu („Wyspa w chmurach”). Zamiast jednak szczęśliwych zakończeń w tych ostatnich tekstach, w pierwszej sytuacji problem ma osiemnastoletnia córka, a w drugim ów noworodek, któremu nie będzie dane zaznać rodzinnego ciepła. Jak więc widać w każdym przypadku bohaterowie Castellarnau są zawieszeni na granicy między rzeczywistością a czymś nieokreślonym.

W zbiorze opowiadań hiszpańskiej autorki dominuje motyw destrukcyjnych relacji rodzinnych, w których dzieci i rodzice wzajemnie się krzywdzą, nie potrafiąc uciec od swoich przeszłości. Tu każde działanie ma swoje konsekwencje, a dowolna próba wyjścia z nich, kończy się jeszcze głębszym osunięciem w mrok. Castellarnau konfrontuje swoich bohaterów z tym, co przekracza granice normalności, zmieniając ich postrzeganie rzeczywistości. To nie jest świat, w którym da się znaleźć poczucie bezpieczeństwa.

Każde z opowiadań jest swego rodzaju podróżą do krainy, w której lęki, pragnienia i traumy bohaterów zostają brutalnie obnażone. Często te historie są na pograniczu realizmu i groteski – owszem, mamy do czynienia z postaciami, które przeżywają realne dramaty, ale są one tak niezwykle przedstawione, że nie sposób nie poczuć, iż coś w tej rzeczywistości jest wykrzywione. Wspomniane wcześniej deformacje ciała, kapelusz kupowany szkieletowi, pozornie spokojna plantacja yerba mate – to one kreują niepokój, który towarzyszy czytelnikowi przez całą lekturę.

Warto zauważyć, że Castellarnau buduje niezwykle silne, pełne napięcia poetyckie obrazy. Choć jej świat jest mroczny, pełen przemocy i szaleństwa, to jej styl pisania sprawia, że każda z opowieści nabiera niesamowitej intensywności. Jak mówi Mariana Enríquez, twórczość Castellarnau jest „elegancka i okrutna” – jest w tym bardzo dużo prawdy. Ten stan osiąga także dzięki sugestywnym opisom otoczenia. U niej czerwona ziemia zamienia się w strużki krwi po deszczu, wąska winda skrzypi, jakby ktoś wyszarpywał kable z jej wnętrzności, a szpetna kraina z jednego z opowiadań jest wzgardzona przez deszczowe chmury.

I choć wszystkie opowiadania są pełne mroku, to nie można zapomnieć, że w tym stanie wciąż błyszczy jakiś dziwny, nieoczywisty blask. Ot dualizm tych dobrze skrojonych miniatur. W opowieściach o rodzicielstwie, małych enklawach i rozpadzie relacji, nic nie jest do końca pewne i prawdziwe, a sama struktura tekstów przypomina spektakl wciągający widza w swój fantazyjny świat.