Recenzja "Żywa cisza" Joanna Maurer

„Żywa cisza” to literacka uczta, gdzie napięcie i emocje przenikają się, tworząc niezapomnianą opowieść o człowieku i losie.
Wydawca: JanKa

Liczba stron: 268


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: 28 listopada 2024 rok

Od czasów epoki Oświecenia człowieka zaczęto postrzegać jako istotę autonomiczną i niezależną. Owa niezależność była przypisywana zdolnościom rozumu i wiedzy, które, w połączeniu z samoświadomością i determinacją, miały uwolnić jednostkę spod dominacji arbitralnej władzy politycznej i religijnej – zjawisk często postrzeganych jako mistyfikacja. Taki sposób definiowania jednostki w nowoczesności stoi w opozycji do totalitaryzmu i jego autorytarnej natury. „Żywa cisza” nie traktuje jednak o komunizmie, wojnie czy sztucznej inteligencji, ale o losie człowieka. Dodajmy, losie, ze szponów którego bardzo trudno się wydostać.

Joanna Maurer skupia się w swojej książce na „historiach” dziejących się gdzieś w czeskiej Republice, które nie zostały opowiedziane, i głosach, które do tej pory nie wybrzmiały. Hanka, Honza i Gustav to osoby niezwykłe w swojej zwykłości. Każdy z nich ma jakąś przeszłość, doświadczał bólu zadawanego z różnych stron. Ale nie tylko cierpienie ukształtowało ich psychikę i postawy. Na odmiennych etapach życia otrzymywali od losu humor, nadzieję, miłość, przyjaźń, porzucenie i wiele innych. Żadna z osób i warstw przedstawienia nie dominuje, choć zaznacza swoją autonomię, by przenikać się z pozostałymi.

W tak skomplikowanej dla zmysłów sytuacji, w tych życiorysach przecinających się z wielką i małą historią, brak pewności pozwala czytelnikowi poddać się dryfowi, który wiedzie wprost ku jakiejś formie odbiorczej utopii. Bo też „Żywa cisza” to powieść zbudowana na wyrazistej fabule. Ciekawej, intrygującej, zaskakującej, trzymającej w napięciu (dlatego też bardzo nie chcę Wam jej tu streszczać). Od dzieciństwa wiedzie nas ku starości i odchodzeniu w zapomnienie. I choć należałoby to wykrzyczeć, w nowym miejscu trwania bohaterów początkowo zapada cisza. Tak zdecydował los, który czasami bywa równie bezlitosny, jak totalitaryzm. Świadomi postępującej utraty, Hanka, Honza i Gustav zajmują się, każde na swój sposób, życiem. Łączą też swoje siły, by wspólnie zmierzyć się z tym, co kiedyś weszło do ich serc i obecnie domaga się wyjaśnienia.

Dostrzegam w pisaniu Joanny Maurer głosy innych artystów: Kateřina Tučková, Jiří Menzel czy przede wszystkim Karel Kachyňa. Bo chociaż ten ostatni znany być przede wszystkim z politycznych satyr, trudno nie dostrzec w jego dziełach cech wspólnych z „Żywą ciszą” – humoru, napięcia zbliżonego do seansu „Kto się boi Virginii Woolf?”, nieuniknionego losu protagonistów czy opresyjności norm społecznych. Powieść wydana przez JanKę jest przecież w jakimś sensie ironiczną wiwisekcją upudrowanego, skostniałego teatru przemocy i języka najwyższej władzy na naszym świecie, który z jednej strony porządkuje i nazywa, a z drugiej – wyklucza, potępia, a niekiedy osuwa w milczenie.

Pisząc o „Żywej ciszy” chciałbym poruszyć bardzo wiele kwestii. Pojawiają się tu wątki alkoholizmu, zachłanności materialnej, powinności dzieci względem ich rodziców, małżeństwa z rozsądku, pożądania, obojętności na krzywdę i wiele innych. Można o tym bardzo długo rozmawiać i zastanawiać się, jak to nasze życie jest poplątane. Jak jedne ścieżki prowadzą do innych i jak często przypadkowe spotkania determinują to, co wydarzy się później. W tym sensie książka Joanny Maurer jest szalenie pojemna i dotyka tak wiele czułych nut, że bardzo wybija się na tle tego, co promuje się obecnie na rynku. Trend książek zorientowanych wobec współczesnych problemów omija „Żywą duszę” w bezpiecznej odległości.

Autorka ma niezwykły dar do konstruowania opowieści. Wielość zdarzeń zupełnie nie męczy. Nie mamy też poczucia towarzyszącej innym książkom przypadkowości czy traktowania po łebku. Spokojne tempo narracji, pełne detali kadry (ach ta podróż poślubna!) i eksperymentalna rama tworzy dzieło, które śmiało możemy postawić na jednej półce z klasyką literatury XX wieku.

I na koniec cisza, bo to przecież ona wybrzmiewa tu najsilniej. Ma też swoje miejsce w tytule. Cisza przebiera wiele odcieni. Jest dosłowne milczenie jednej osoby, jest odwracanie wzroku lekarza, jest niedopowiedzenie czy stawiane mocnych pauz, jest też jednoczesna bliskość i osamotnienie bohaterów, którzy nie muszą ciągle dyskutować, by rozumieć. Doskonała praca w języku powieści zaowocowała tym, że otrzymaliśmy nie tylko mocną fabułę i pochwałę literatury, ale także migotliwy strumień wrażeń utkany z tłumionych odgłosów, bólu, ale też miłości. To zdecydowanie ten typ prozy, który odurza, dezorientuje i odrywa od rzeczywistości – tak jakby czytelnik spędził bez powietrza o minutę za długo.

Recenzja "Nie ma co" Mahsa Mohebali

"Nie ma co" autorstwa Mahsy Mohebali to buzująca od emocji irańska powieść.
Wydawca: Glowbook

Liczba stron: 184


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Aleksandra Szymczyk

Premiera: 1 maja 2024 rok

Coś się ruszyło na polskim rynku wydawniczym. Wreszcie oficyny otwierają się na ambitną literaturę z krajów Bliskiego Wschodu. Mamy już do naszej dyspozycji chociażby „Ciała niebieskie” Jokhi Alharthi czy „Dziwki w czadorach nie idą do raju” Chahdortt Djavann, a niebawem pewnie pojawi się premierowo książka Jizhar Smilanskiego. Do tego grona dołączył także niewielkich rozmiarów utwór Mahsy Mohebali.

„Nie ma co” to opowieść, która wciąga czytelnika w brutalny, a jednocześnie fascynujący świat współczesnego Teheranu. Główna bohaterka, Shadi, to młoda narkomanka próbująca odnaleźć sens w kraju pogrążonym w chaosie i autorytarnym porządku. Narracja zaczyna się od trzęsienia ziemi – i to dosłownie. Odzwierciedla ono symbolicznie roztrzęsienie wewnętrzne bohaterki oraz tętniący życiem i gniewem Iran. W chaosie drżącego miasta Shadi rusza w 24-godzinną podróż w poszukiwaniu kolejnej dawki narkotyku, a jednocześnie ucieczki od pełnej napięć rzeczywistości rodzinnej.

Autorka, używając zjadliwego, pełnego ironii i humoru języka, przedstawia Iran jako miejsce skomplikowane i niespokojne, zarówno pod względem politycznym, jak i społecznym. Niezwykle intrygujący jest portret głównej bohaterki – Shadi to antybohaterka, którą trudno lubić, lecz jednocześnie trudno jej nie współczuć. Ucieleśnia bowiem niezgodę na represyjny system, nie tylko na poziomie politycznym, ale także emocjonalnym. Przypomina postacie z prozy Sartre'a czy Camusa, które nieustannie próbują odnaleźć sens w świecie pozbawionym wartości. Mohebali buduje obraz Teheranu jako miejsca, gdzie rewolucje wydają się nieustannym stanem, a jednostki – jak Shadi – toną w apatii i desperacji, próbując chociaż na chwilę zaznać spokoju.

„Nie ma co” to książka otwierająca na nowe perspektywy. Jest pełna kontrastów i mocno zarysowanych emocji, które – mimo silnie osadzonego kontekstu irańskiego – wybrzmiewają uniwersalnie. Mohebali, poprzez chaotyczną, intensywną narrację, pokazuje wrażliwą stronę społeczeństwa rozdartego pomiędzy tradycją a nowoczesnością. To książka dla osób, które są gotowe zmierzyć się z lekturą pełną buntu i gorzkiej refleksji.

Dla polskiego czytelnika dodatkowym atutem są przypisy tłumaczki Aleksandry Szymczyk, które otwierają kontekst irańskiej kultury i pozwalają zrozumieć niuanse językowe oraz sytuację społeczną. Dzięki tym wstawkom stajemy się nie tylko obserwatorami, ale i towarzyszami Shadi, poznając ten trudny świat od środka.

Recenzja "Ziemia niczyja" Eduardo Antonio Parra

Poznaj brutalne piękno pogranicza w „Ziemi niczyjej” Eduardo Antonio Parry – zbiorze opowiadań, które łączą surowy realizm północnego Meksyku z uniwersalnymi emocjami miłości, desperacji i walki o przetrwanie.
Wydawca: Officyna

Liczba stron: 160


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Tomasz Pindel

Premiera: 7 października 2024 rok

„Ziemia niczyja” to zbiór dziesięciu opowiadań autorstwa Eduardo Antonio Parry, którego możemy i powinniśmy kojarzyć z „Paraboli milczenia”. Jego nowa książka jawi się jako świadectwo brutalności i piękna życia na pograniczu Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Parra, czołowy przedstawiciel literatury północnego Meksyku, tworzy narracje, które balansują na granicy między liryzmem a surową rzeczywistością, angażując czytelnika w świat pełen kontrastów – od desperacji i przemocy po miłość i czułość.

Pisząc o autorze „Paraboli milczenia” nie sposób nie odwołać się do narrativa del norte – specyficznego terminu odnoszącego się do zbioru dzieł literackich powstających w północnej części Meksyku. Ta część kraju, ze względu na swoją historię, kulturę i specyficzne wyzwania, wykształciła unikalny głos w literaturze narodu. Czym on się charakteryzuje?

  • Życie na pograniczu, czyli częste odniesienia do tematyki związanej z granicą USA-Meksyk, migracją, przemytem, a także napięciami kulturowymi i społecznymi wynikającymi z tego zjawiska.
  • Surowe piękno północy – opisy krajobrazów pustynnych, górzystych regionów i małych miasteczek, często kontrastujących z życiem pełnym wyzwań.
  • Problemy społeczne – zagadnienia takie jak ubóstwo, przemoc, nierówności społeczne, a także wpływ globalizacji na lokalne społeczności.
  • Tożsamość regionalna – poszukiwanie i definiowanie tożsamości mieszkańców północy Meksyku, często w kontekście ich relacji z innymi regionami kraju.

W Polsce nurt narrativa del norte nadal jest nieodkryty. Eduardo Antonio Parra czy David Toscana to wyjątki, które zostały przetłumaczone i przedstawione czytelnikom. Élmer Mendoza, Luis Humberto Crosthwaite, Joaquín Hurtado czy inni cenieni autorzy, nadal czekają na swoją szansę.

Pisarstwo Parry wpisuje się w nurt „narrativa del norte”, eksplorujący realia życia na pograniczu. Jego literatura charakteryzuje się połączeniem realistycznych opisów z elementami goryczy, groteski i liryzmu. Autor „Paraboli milczenia” w wielu swoich tekstach porusza tematykę wpływu migracji, przemocy i deterytorializacji na tożsamość ludzi z północy Meksyku.

Czytelnicy poprzedniego zbioru opowiadań doskonale wiedzą, że znakiem rozpoznawczym Parry jest osadzanie swoich opowieści w przestrzeniach granicznych – zarówno w sensie geograficznym, jak i symbolicznym. Granica staje się metaforą dla konfliktów kulturowych, walki o przetrwanie i poszukiwania własnego ja. Jego narracje, chociaż głęboko zakorzenione w lokalnych realiach, poruszają uniwersalne problemy ludzkiego losu, takie jak samotność, przemoc czy pragnienie wolności.

Na tym polega mistrzostwo jego klasycznego opowiadania i dokładnie to otrzymujemy także w najnowszej książce. Jakże nostalgiczna i piękna jest historia starej kobiety („Głaz i rzeka”), która przez całe życie czeka nad brzegiem Río Bravo na powrót męża, uciekającego za pracą do Stanów. Tęsknota i zawiedzione nadzieje są także tematem „Witryny marzeń”. Jego bohaterem jest Reyes pochodzący z licznej rodziny. Matka zmarła przy dziesiątym porodzie, a ojciec wyjechał do Chicago. Od wtedy urwał się z nim kontakt. Protagonista stoi na moście łączącym Meksyk i USA i waha się, co dalej robić.

Mocno w pamięć zapada także opowiadanie o mieszkańcach wioski stosujących samosądy („Chrystus z San Buenaventury”). Ten tekst ujawnia mroczną stronę społeczności, która w obliczu braku sprawiedliwości publicznej tworzy własny, brutalny kodeks moralny. Dostrzegam w tej narracji siłę i klimat „Białej wstążki”, pamiętnego filmu Michaela Haneke. Wątki religijne widoczne są także w „Ostatnim”. Rodzina zamknięta w chacie, pod wpływem miażdżącego wiatru rozpoczyna modlitwę różańcową. Ma ona im pomóc przetrwać kataklizm (klimat dzieł Roberta Eggersa).

O czym jeszcze przeczytamy w utworach ze zbioru? A chociażby o Panu, który trafił do domu seniora. Albo o dziedziczności losów w aurze przeraźliwego mrozu. Brutalność Północy widoczna jest z kolei w walce na noże oraz losach pewnego osobnika wywiezionego przez policjantów gdzieś do głębokiego lasu.

Parra z ogromną wnikliwością podejmuje tematy społeczne, które często pozostają na marginesie literatury głównego nurtu. Jego bohaterowie to migranci, bezdomni, prostytutki, trans-kobiety i mieszkańcy zapomnianych wiosek – ludzie wyrzuceni poza nawias społeczeństwa, którzy zmagają się z przemocą, ubóstwem i poczuciem wyobcowania. Każda z tych historii oferuje wgląd w życie na granicy, gdzie marzenie o „amerykańskim raju” często zderza się z brutalną rzeczywistością.

Jego zdolność do budowania dusznej atmosfery sprawia, że lektura „Ziemi niczyjej” wciąga w przedstawiony świat, niemal zmuszając do współodczuwania z bohaterami. Plastyczny i pełen detali język, pozwala fizycznie poczuć pustynny upał, smród brudnych ulic, mróz opuszczonej wioski czy wilgoć oddechu bohaterów w chwilach skrajnych emocji. To takie pisanie, które nigdy się nie znudzi. Dla czytelników gotowych zmierzyć się z mrocznymi aspektami ludzkiej natury, „Ziemia niczyja” będzie literacką podróżą, która na długo zapadnie w pamięć.

Recenzja "Żywa cisza" Joanna Maurer