Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Lidia Yuknavitch urodziła się 18 czerwca 1963 roku. Jest amerykańską pisarką, nauczycielką i redaktorką mieszkającą w Oregonie. Na swoim koncie ma kilkanaście książek, z których dwie mógł poznać już polski czytelnik - Księgi Joanny i esej Misfit. Manifest. „Krawędź” jest zbiorem opowiadań nominowanym do The Story Prize, amerykańskiej nagrody dla najlepszego tomu opowiadań (w ostatnich latach nominacje otrzymywały między innymi dobrze nam znane książki – „Grand Union” Zadie Smith, „Floryda” Lauren Groff, „Tęsknota za innym światem” Ottessy Moshfegh czy „To, co możliwe” Elizabeth Strout). Najnowsze dzieło Yuknavitch znalazło się się w zestawieniu najważniejszych książek roku portali bustle.com i lithub.com.
W „Krawędzi” autorka oddaje głos ludziom z marginesu społecznego. Mamy tu byłą narkomankę, pływaczkę uciekającą z rozdartego wojną kraju, sierotę z Europy Wschodniej, która straciła rękę i została przeszkolona do nowej pracy jako handlarz organów na czarnym rynku i wiele innych. To osoby, które nie potrafią zaadaptować się w otaczającej je rzeczywistości. Nie mają swojego miejsca na ziemi, ciągle czegoś szukają, nie akceptują siebie takimi, jakimi są. Pewnie właśnie dlatego los niczego im nie ułatwia.
Zakres tematyczny zbioru jest bardzo szeroki, bo też i zawartych tu historii jest całkiem sporo. To miniatury, w których jak mantra powraca temat feminizmu. Yuknavitch w jednej ze swoich narracji przywołuje pojęcie slut-shamingu. Jest zaangażowana w to, aby kobiety nie czuły się winne lub gorsze z powodu zachowań związanych z seksem. Daje temu upust w bardzo mocnych słowach i metaforycznych obrazach. Ten psychodeliczny i bulwersujący styl przedstawiania politycznego stanowiska jest w „Krawędzi” stosowany bardzo często. Autorka nie chce owijać w bawełnę, lubi szokować wulgaryzmem czy dosłownością. Inna sprawa, czy takie kreowania świata może jeszcze współczesnego czytelnika poruszyć. Mnie ten brutalny realizm pozostawił obojętnym.
Zbiór przedstawia wiele smutnych historii krytykujących zjawiska globalizacji, rozpadu rodziny, braku empatii ze strony ludzi czy wreszcie migracji. Każda narracja zbudowana jest w podobny sposób. Historie są dziwne, co wynika z połączenia naturalistycznych opisów z silną symboliką. Niestety, jak w przypadku wielu innych zbiorów opowiadań, początkowa inność staje się z czasem schematyczna. Opowieści Yuknavitch zwykle zaczynają się od opisu bohatera. Przykładowo dziewczyna rozumie siebie „jako ciało wywrócone na lewą stronę”, którego „niebieskie żyły wystające na jej szyi i skroniach upiornie przypominały mapę Syberii”. Nie wdając się w szczegóły charakteru czy życiorysu, autorka nakreśla centralną tajemnicę opowieści, która ma opisać trudną sytuację protagonisty – w tym konkretnym przypadku chodzi o przemyt prostytutek z Europy Wschodniej. Zanim jednak zdążymy jakoś zżyć się z tymi realiami, z tym konkretnym bohaterem, historia kończy się serią niezrozumiałych sformułowań lub zwrotem akcji w ostatniej chwili. I tak przez kilkanaście kolejnych historii, które właściwie należałoby nazwać scenkami, niż opowiadaniami. Zamazując parę szczegółów jednego tekstu, uzyskujemy korpus, który z powodzeniem można przekleić w kolejnej historii.
Są w „Krawędzi” opowiadania niezłe, jak chociażby „Kosmos” czy „Przyciąganie”. W nich można jakoś zidentyfikować się z bohaterem. Wejść w ten hermetyczny świat, spróbować zrozumieć powagę sytuacji. Za mało jednak tak dopracowanych tekstów. Książka pozostawiła mnie obojętnym na przedstawione problemy. Yuknavitch porusza za dużo tematów, w zbyt sformalizowanej i skondensowanej formie, do tego ze zbyt dosadną krytyką. Nie pokusiła się także o opisanie szerszego planu przywołanych zdarzeń, przez co za kilka miesięcy pewnie żadnej historii pamiętać już nie będę. A nie o to chodzi w czytaniu książek. Spore rozczarowanie.