Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
Liczba stron: 272
Oprawa: twarda
Joe Sacco uznawany jest za mistrza komiksowego reportażu. Jego nowość – „Hołd dla ziemi”, wydany po raz pierwszy przez Henry Holt and Company w 2020 roku, a obecnie wprowadzony na rynek polski przez Timof i cisi wspólnicy, tylko tę opinię potwierdza. Tym razem maltańsko-amerykański twórca nie przenosi nas do terenów przesiąkniętych konfliktem zbrojnym (jak było w przypadku „Palestyny” czy „Strefy Gazy. Przypisy”), ale do Kanady.
Kraj Klonowego Liścia słynie z niskiej gęstości zaludnienia. Zgodnie z danymi z 2020 roku wynosiła ona raptem 3,5 osoby na kilometr kwadratowy. Wynika to głównie z rozmiarów państwa (drugie największe na świecie po Rosji) oraz warunków przyrodniczych. Cechą szczególną jest tu występowanie tundry i lasu borealnego – formacji roślinnych, które nie sprzyjają wygodnemu życiu. Właśnie tam wybrał się Joe Sacco.
Główną areną działania jest Dolina Mackenzie na granicy terytorium Jukon z Terytoriami Północno-Zachodnimi Kanady. To tam osiedliła się rdzenna grupa Pierwszych Narodów, znana jako Dene. Słyszeliście może o niej wcześniej? Ja nie, a niejakim usprawiedliwieniem może być fakt, że polski internet nie zawiera wartościowych wpisów w tym temacie. Z reprezentantami Dene mogliście spotkać się między innymi podczas seansu „Ostatniego Mohikanina” (Eric Schweig w roli Uncasa) czy „Tańczącego z Wilkami” (Jimmy Herman jako Kamienna Łydka).
Akcja komiksu rozciąga się w czasie od momentu kolonizacji, aż po dziś. Autor na swojej drodze spotyka wielu świadków gotowych opowiedzieć o momencie bezpardonowego wkroczenia cywilizacji w ekosystem Dene. Chociaż miało to miejsce dziesiątki lat temu, nadal dobrze pamiętają, jak za bezcen oddali prawa do wydobycia lokalnych bogactw naturalnych – ropy, gazu czy diamentów. W słowach traperów, duchownych i aktywistów mieszają się wdzięczność za postęp i walkę z ubóstwem, z bezwzględnymi technologiami przyczyniającymi się do degradacji środowiska (szczelinowanie). Autor jest dociekliwy, dzięki czemu wyłapuje wiele faktów dotyczących łamania zawartych traktatów, zdrad, kradzieży i oszustw stosowanych w celu odebrania Dene kontroli nad ziemiami, które okupowali przez tysiące lat.
„Hołd dla ziemi” nie jest reportażem z jednowymiarową tezą. Sacco nie uchyla się przed wskazaniem winnych, ale wyjaśnia również, że wielu rdzennych mieszkańców faktycznie opowiada się za stosowaniem szkodliwych technologii. Mają oni świadomość, że rząd i prywatni inwestorzy, za ich zgodą czy bez niej, zrobią to, czego chcą. W tej sytuacji jedynym rozsądnym wyjściem pozostaje ich zdaniem przejęcie chociaż części pieniędzy. Czy jest to dobre podejście? Z perspektywy kilometrów i wygodnego życia zdecydowanie nie. Autor wyjaśnia jednak, jak doszło do tego precedensu, a szczegółowy opis praktyki wysyłania rdzennych dzieci do szkół rezydencyjnych jest jednym z najbardziej bolesnych w całym tomie.
Sacco pokazuje różne momenty rozwoju tematu – od zjednoczenia przez rozłam na mniejsze plemienia. Odnosi się także do spuścizny dawnych wydarzeń. Dzisiaj ten region nie jest już miejscem, gdzie dorasta się w buszu i poluje na zwierzęta futerkowe. W jednym z wywiadów koroner informuje reportera, że 97% ciał, które widzi, zmarło z powodów związanych z nadużywaniem alkoholu. To zresztą nie jedyna plaga tocząca Dolinę Mackenzie. Narkomania, przemoc fizyczna, molestowanie seksualne, wysoki wskaźnik samobójstw – to wszystko zachodnia cywilizacja przywiozła razem ze sobą.
Imponuje mi spokój z jakim Sacco gromadzi i przekazuje dane oraz tworzy do nich oprawę graficzną. Jego interesuje nie tyle sam problem szczelinowania, ile jego konsekwencje dla życia rdzennych mieszkańców. Właśnie dlatego spędza czas w małych miasteczkach, rysuje pomarszczone twarze i sękate dłonie, przedstawia ogrom majestatycznej natury, która powoli zanika i zamienia się w cyferki na kontach bankowych. „Hołd dla ziemi” to morze szczegółów, w które warto wczytywać i wpatrywać się powolnie. To doskonały reportaż, który odsłania mało rozpoznany w Polsce temat. Warto go poznać.
Na koniec jedna uwaga. Niestety w komiksie zastosowano bardzo małą czcionkę. Trudno czyta się dialogi (a jest ich dużo), dostrzeżenie szczegółów przypisu graniczy z kolei z cudem (przynajmniej dla kogoś z astygmatyzmem). Nie zastosowano też numeracji stron, co jest zabiegiem raczej niespotykanym.