Recenzja "Tirza" Arnon Grunberg

Wydawca: Wydawnictwo Pauza

Liczba stron: 560 
 
Oprawa: miękka ze skrzydełkami


Premiera: 12 września 2018 r.

Arnon Grunberg, jest często typowany jako jeden z najwybitniejszych żyjących pisarzy holenderskich. To prawdziwy człowiek orkiestra w zakresie literatury – gdy miał 19 lat założył wydawnictwo, w wieku 23 lat napisał bestseller dystrybuowany na całą Europę, do 40 roku życia opublikował co najmniej tuzin powieści, z których dwie zdobyły holenderski odpowiednik Nagrody Bookera. Ima się różnych form wyrazu - pisze opowiadania, sztuki teatralne, poezje, felietony, korespondencje wojenne. „Tirza” to jego szósta powieść, wyróżniona nagrodą Libris i belgijską Złotą Sową.

W swojej najpopularniejszej książce autor z Holandii kreśli nam obraz nowoczesnej rodziny. W centrum swojego dramatu osadza cztery osoby. Matka to pozbawiona głębszych uczuć, zmysłowa i egocentryczna kobieta, która wraca po latach nieobecności do swojego męża i dzieci. Hofmeester jest skrajnie konwencjonalnym ojcem, człowiekiem, który wszelkie objawy emocji traktuje jak chorobę. Tirza, młodsza córka, jest rozpieszczoną i poszukującą innego życia ulubienicą ojca. Spędzają ze sobą mnóstwo czasu, są dla siebie przyjaciółmi, sąsiadami, rodzeństwem, a nawet kochankami, tylko nie ojcem i córką w klasycznym rozumieniu tego układu. Tirza marzy o wyjeździe do Afryki i gdy uda jej się zdać maturę, swoje zamiary przełoży na realizację. Ostatnim członkiem rodziny jest Ibi, starsza córka, mieszkająca z parterem we Francji, gdzie razem zajmują się prowadzeniem hotelu. W tak wykreowanym klaustrofobicznym układzie Grunberg oddaje głos najbardziej zachwianej osobie – Hofmeesterowi, a początkowe wrażenie zaskoczenia z dokonanego wyboru szybko ustępuje miejsca zrozumieniu. 

Hofmeester to rodzinny patriarcha, wódz pławiący się w oceanie niewypowiedzianego upokorzenia. Oficjalnie zatrudniony w wydawnictwie jako tłumacz, za niewystarczające wyniki zostaje oddelegowany na wcześniejszą emeryturę. Nie zamierza jednak o tym wspominać w domu, aby nie podważać swojego autorytetu. Woli codziennie jeździć na lotnisko i tam machać osobom, na które nikt nie czeka. Posiada on też inne, niespotykane pomysły na życie. Nie jest uzależniony od alkoholu, jednak każdego dnia wypija butelkę włoskiego gewürztraminera. Wynajmuje część mieszkania, prawdopodobnie tylko po to, aby pod nieobecność lokatora móc przeglądać każdą szczelinę jego pokoju. Hofmeester jest też fetyszystą i fizjologicznym frustratem. Pełnię jego dualnej natury, najlepiej oddaje jednak stosunek do Tirzy. Chce być dla niej ojcem doskonałym, z cierpliwością i liberalizmem podchodzi do jej życia społecznego i seksualnego. Akceptuje każdy jej pomysł na samorozwój, a jednocześnie daje jej to, co sam uważa za najważniejsze.  Nie jest przy tym typem sofisty. Choć wierzy w uzdrawiającą moc literatury poważnej, w szczególności Tołstoja, pozostawia swojej córce wiele swobody. Ewolucja tej chorej zależności rozpocznie się od imprezy pożegnalnej. To tam dojdą do głosu ciemne rejony duszy bohatera. Obudzi się w nim bestia, która powoli zacznie przejmować kontrolę nad ciałem i umysłem. 

Grunberg nie speszy się ze swoją relacją. Na blisko 600 stronach rozciąga przed czytelnikiem epicką historię o rozpadzie wartości i zagubieniu. Przy użyciu ciekawych, przefiltrowanych przez permisywną filozofię życia, bohaterów diagnozuje lęki cywilizacji zachodniej po ataku na World Trade Center. W jego narracji jak mantra powraca postać Muhammada Aty, przybierającego coraz to nowe kształty i postawy. Jest więc „Tirza” próbą opowiedzenia małej apokalipsy, jako symbolu kondycji społeczeństwa europejskiego. Ale to nie metaforyczna postać książki nadaje jej status kultowej. Grunberg, podobnie jak Murakami postawił na ascetyczny styl, pozornie wyprany z emocji. Jego bohaterowie, podobnie jak postaci z książek japońskiego pisarza, są samotni i zagubieni, zmagają się z niezrozumiałym światem, a przy tym pozostają wewnętrznie niejednoznaczni i mroczni. Nie trapią ich podstawowe biologiczne potrzeby ludzkości, a swoje słabości chowają za przyzwyczajeniami – gotowaniem, czytaniem książek, lampką wina. Poznawanie rzeczywistości Hofmeestera jest trochę jak jazda po płaskiej powierzchni, pozbawionej wszelkich wzniesień i głębi. Holender stawia na klarowny obraz i moc przekazu.

Nikos Kazantzakis w swojej książce „Ostatnie kuszenie Chrystusa” napisał, że „wrota niebios i piekieł sąsiadują z sobą i są identyczne”. To zdanie idealnie odnosi się do przedstawionej opowieści. Świat Hofmeestera jest pozornie ułożony. Dobra praca, mieszkanie w lepszej dzielnicy, poprawność polityczna i dbałość o trzymanie emocji na wodzy stawiają go w pozycji człowieka dobrobytu. Dopiero skupienie się na szczegółach, na małych i skrzętnie ukrywanych elementach codzienności, pozwoli skutecznie zburzyć mit idyllicznego żywota. Bohater ma ciągły wybór, iść w prawo lub w lewo, otworzyć drzwi zrozumienia lub te przenoszące go do świata obłędu. Grunberg bada granice frustracji, interesuje go zarówno dramat ludzki w szerokim kontekście, jak i bardziej intymnie, jako negację męskości i ojcostwa. Chociaż wspomina o początkach patologii, źródłach jego pochodzenia, robi to wyrywkowo, traktuje raczej jako tło, niż faktyczną analizę problemu. Kanalizuje przekaz na to co tu i teraz, zdawkowo konfrontując to z przeszłością. Dlatego warto „Tirzę” czytać jako opowieść dosłowną, bolesną i traumatyczną. Dopiero ostatnia jego część nosi znamiona nierealności. Wyjazd Hofmeestera do Afryki i obcowanie z tubylczym dzieckiem proponującym mu towarzystwo, to pomysł zadziwiająco podobny do tego z książki noblisty - J. M. Coetzee "Czekając na barbarzyńców”. Jest to też mroczna odsłona antycznej tragedii, ostatni epizod tej trudnej narracji. To tu poznamy odpowiedzi, których nigdy nie chcielibyśmy znać.

Grunberg stworzył dzieło trudne w odbiorze, zarówno w warstwie fabularnej, jak i stylistycznej. To mocna książka o samotności, dumie, wstydzie, urazie czy miłości. Książka nieoczywistych wyborów i chorych przyzwyczajeń. To też książka, która korzystając z gotowych pomysłów, otwiera wizję świata przy użyciu niezwykle uniwersalnego klucza. Trzeba jednak przyznać, że Grunberga wcale to nie martwi. Nas też nie powinno, albowiem „Tirza” to powieść rzetelnie wykonana, umiejętnie skonstruowana i inteligentna. Jeśli tak ma wyglądać literatura mainstreamu, to śmiało możemy brać ją w ciemno.

Ocena:


8 komentarzy:

  1. Zaintrygowała mnie ta książka i chciałabym przyjrzeć się jej bliżej. Zapisałam sobie tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem komu polecę tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie trudne w odbiorze książki zostawiam sobie na zimę, wtedy całkowicie rezygnuje z lekkich pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś zachwycałam się innym wybitnym holenderskim pisarzem Harrym Mulischem, a moja ulubiona powieść to "Odkrycie nieba", taki trochę filozoficzny traktat. Ciekawe jak literacko brzmi Arnon Grunberg, jaki ma styl i jak się go czyta...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy tytuł, ale ja osobiście nie planuję przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Są dla siebie przyjaciółmi, sąsiadami, rodzeństwem, a nawet kochankami, tylko nie ojcem i córką w klasycznym rozumieniu tego układu". Są dla siebie kochankami? Dziwne. Muszę to przeczytać, interesują mnie nietypowe relacje pomiędzy ludźmi. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka wydaje się ciekawa, choć widać wymaga skupienia i poświęcenia jej chwili...

    OdpowiedzUsuń

Recenzja "Żywa cisza" Joanna Maurer