Tradycyjnie publikuję listę propozycji na świąteczne prezenty. To nie jest lista najlepszych książek wydanych w Polsce w 2023 roku. W tym miejscu starałem się zaproponować takie tytuły, które:
- dobrze się czyta,
- są ładnie wydane,
- podejmują aktualne tematy,
- stanowią rozrywkę dla czytelnika.
„Odwiedziny” - Isaac Bashevis Singer
Jak zwykle przewrotnie – zamiast świeżo wyróżnionego Noblisty, w tym zestawieniu proponuję twórcę, który sukces święcił 45 lat temu. Wydawnictwo Fame Art systematycznie wydaje nam kolejne pozycje pisane przez członków rodziny Singer. Tym razem do rąk czytelników trafiła niepublikowana wcześniej w Polsce powieść. Stanowi ona część trylogii (razem z „Szumowinami” oraz „Rudą Kejlą”), w której autor stawia fundamentalne pytania o relacje dobra i zła, duchowość i moralność Żydów warszawskiego marginesu. Czyta się to wspaniale. Singer jest jak prezent otrzymany z innej epoki – pozbawiony tych wszystkich współczesnych, konsumpcyjnych naleciałości, rzeźbiony ręką prawdziwego mistrza. Jednocześnie jest to proza uniwersalna, niestarzejąca się.
BIOGRAFIA
"Długa droga do domu" - Wasil Bykau
„Długa droga do domu” to autobiografia najważniejszego białoruskiego pisarza XX wieku. Znajdziemy tu opisy czasu beztroskiego dorastania, etapy kolektywizacji, radzieckie czystki, walkę z niemieckim najeźdźcą. Przede wszystkim jest to jednak portret artysty, który trzymał się swoich wartości. Dla polskiego czytelnika może być to ciekawy obraz białoruskiej kultury, która wbrew różnym wpływom, ma swoje ważne miejsce w Europie.
HISTORIA
„Zmierzchanie świata” – Werner Herzog
Tym razem Werner Herzog przenosi nas do Japonii i na Lubang – wyspę położoną na Morzu Południowochińskim, administracyjnie przynależącą do Filipin. Liczy ona około 30 kilometrów długości i blisko 8,5 km szerokości. To właśnie na niej 31 grudnia 1944 roku wylądował Hirō Onoda. Wyszkolony w sabotażu i dywersji dostał specjalną misję. Miał mianowicie utrudnić Amerykanom lądowania na wyspie. Major Yoshimi Taniguchi zakazał mu przy tym poddawania się, jak i popełniania samobójstwa. Dalsza historia wielkiej wojny jest powszechnie znana. Amerykańska inwazja na wyspę zakończyła się powodzeniem, japońskie oddziały zostały rozbite, a ostatecznie udało się osiągnąć porozumienie i zakończyć katastrofalny spór. Problem jednak w tym, że Ci którzy przebywali w dziczy niekoniecznie o tym wiedzieli.
Herzog nie tyle dokumentuje tło historyczne (choć jest ono tu oczywiście obecne), co zastanawia się nad tym, jak podczas konfliktu burzą się fundamenty człowieczeństwa: poczucie bezpieczeństwa, zaufania do drugiej osoby, bliskości. . Z drugiej „Zmierzchanie świata” można odczytywać jako kolejną cegiełkę w analizie postępowania ludzi wykluczonych poza nawias społeczny, szaleńców, odmieńców, także geniuszy (nie przez przypadek Onoda tak dobrze rozumie technikę). Wreszcie można tę książkę odczytywać jako refleksję o wojnie w ogóle.
KRYMINAŁ
"Diakon kontra King Kong" James McBride
„Diakon kontra King Kong” jest książką osobną. Ma w sobie elementy kryminału, powieści gangsterskiej, obyczajówki, a nawet dramatu sportowego i rozprawy socjologicznej. Nie brakuje także wątków historii sztuki, odłamów religijnych oraz funkcjonowania policji. Rzecz dzieje się w Cause, małym osiedlu na południowym Brooklynie. Miejscu, gdzie obok Amerykanów żyją Włosi, Irlandczycy czy Portorykańczycy. To tam pewnego dnia wiekowy diakon, którego wszyscy nazywają Kurtałką, strzela do handlarza narkotyków. Sprawa jest o tyle dziwna, że obu panów łączy mentorska zażyłość. A to dopiero początek paradoksów, których na niespełna 500 stronach znajdziemy całkiem sporo.
LITERATURA
FAKTU
„To nie jest Miami” Fernanda Melchor
Fernandy Melchor nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jeśli nie mieliście okazji czytać „Paradajs” czy „Czasu huraganów”, czas nadrobić tę zaległość. W moim zestawieniu stawiam jednak na trzecią i póki co ostatnią książkę z serii Luneta Wydawnictwa Art Rage. Dlaczego? Mogę to uzasadnić banalnie – bo w tym zbiorze reportaży ukazany jest świat, którego nie znamy, został on podany przystępne (choć dosadnie), a dodatkowo książka jest pięknie wydana. Pod te argumenty można by pewnie podpisać co najmniej kilkanaście innych pozycji wydanych w tym roku. Mnie „To nie jest Miami” kupiło Meksykiem i próbą zrozumienia często barbarzyńskich zdarzeń i zachowań. To taki reportaż, który nie nudzi, nie przytłacza liczbą źródeł, nie zarzuca nas też nazwami własnymi i datami. Naprawdę chciałbym dostawać takie prezenty.
HUMOR
„Opowiadania i wiersz” – Zdeněk Svěrák
Na takie książki się czeka, takich tekstów się wypatruje. Zdeňek Svěrák, człowiek orkiestra czeskiej kultury, wykorzystując swoje doświadczenia, bujną wyobraźnię i skłonność do ironizowania, stworzył kalejdoskop opowieści, z których humor wylewa się hektolitrami. W tej niewielkiej książeczce nic nie jest na serio, mimo że dokopanie się do drugiego dna ukazuje człowieka w pełnej jego krasie – z tymi wszystkimi ambicjami, naiwnością, zauroczeniami czy polityczną poprawnością.
POWIEŚĆ OBYCZAJOWA
"Kolekcjoner śniegu" Jan Štifter
Czytając opis „Kolekcjonera śniegu” Jana Štiftera byłem przekonany, że sięgam po komedię. Bo co to za pomysł, aby przechowywać śnieg w zamrażarce? Bliżej mu do charakterystyki zdziwaczałego i pozytywnego staruszka, niż metafory pomięci o innych czasach. A jednak czeski pisarz wybrał ten drugi, trudniejszy wariant. Dominik i jego szalony zwyczaj, nie ma znaczenia dla akcji dzieła. To figura, która ma wyrazić potrzebę ciągłego przypominania przeszłości i zwracania uwagę na wydarzenia, które na zawsze zmieniły nasze życie.
W „Kolekcjonerze śniegu” Jan Štifter rozlicza czeską historię (podobnie jak swego czasu Kateřina Tučková w "Wypędzeniu Gerty Schnirch"). Dotyka też delikatnego tematu niemieckiej mniejszości. A wszystko poprzez wielowarstwowej narracji o pewnym właścicielu zakładu pogrzebowego, trójce młodych kolegów (Cygana, Niemca i Czecha) oraz Damiana, który nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu. Autor rozciąga akcję na blisko sto lat i równomiernie rozkłada akcenty na trzy perspektywy czasowe. W każdej z nich buduje oddzielną relację o krzywdzie, cierpieniu, tożsamości narodowej, więzach rodzinnych. Nie przesadza jednak z patosem. Lubi pisać lekko i chętnie wykorzystuje humor, dzięki czemu „Kolekcjonera śniegu” czyta się płynnie.
KOMIKS
„Lekcje aktorstwa” Nick Drnaso
„Lekcje aktorstwa” łączą powagę dramatu społecznego z umownością horroru czy też czarny humor z psychologiczną wiarygodnością. Świat przedstawiony w komiksie rządzi się swoimi prawami, które odbiegają od tego, co chcemy rozumieć pod pojęciem ‘normalności’. Wszystko jest tu pozornie uporządkowane i logiczne. Ludzie chodzą do pracy, spotykają się na ulicach, pomagają innym, opiekują się kotkami. Pod wpływem lekcji postępowanie bohaterów zmienia się jednak znacząco. Zamiast realizacji swoich ambicji, zaczynają przenosić niepokojące wzorce do prywatnego życia. Elementy jawy i sennego koszmaru zaczynają współistnieć na równych prawach. Amerykański twórca buduje ten porządek konsekwentnie jednak dopiero pod koniec zaczynamy rozumieć, jak nietypowa i przemyślana jest ta struktura. Jak świetnie Drnaso opowiada o małych społecznościach, o wywieraniu wpływu, także o uzależnieniu i eskapistycznym wymiarze rozrywki, religii oraz terapii.
DLA KONESERA
Wydawnictwo Próby
Jeśli zapytacie mnie, z czym kojarzy mi się Wydawnictwo Próby, to odpowiem, że z bardzo wysoką jakością. I chodzi mi tu o jakość rozumianą szeroko. Przypuszczam, że większość z Was miała jakąś książkę Prób w rękach. Wiecie więc, jak piękne są ich oprawy, jak drobiazgowo przemyślano i przygotowano każdą grafikę, jak fajnie przerzuca się te zadrukowane kartki, z idealnym doborem papieru i czcionki. Ale to przecież nie wszystko. Tłumaczenie, redakcja, korekta, przypisy - tu wszystko jest na swoim miejscu. Najważniejsze są jednak same opowieści. Mądre, pięknie napisane, klasyczne. I tu znowu należy się Próbom duże uznanie, bo widać, że dobór tekstów nie jest przypadkowy. Jednocześnie, nie chce na siłę odpowiadać na aktualne potrzeby rynkowe. Próby nie są kolejnym wydawnictwem zainteresowanym książkami o dużym potencjalne marketingowym. Idą pod prąd, a ja to bardzo szacuję. Rzuca się też w oczy różnorodność. Tu jakiś kryminał, tam powieść o miłości i samotności jednocześnie, jest też książka o przywiązaniu do sztuki, eseje, dzienniki i wiele innych. Każdy znajdzie coś dla siebie. Koneserom polecam w szczególności utwory Alfreda Hayesa.
DLA DZIECI STARSZYCH
„Przepowiednia pancernika” - Zerocalcare
Określam grupę docelową tego komiksu jako młodzież, ale rzecz jasna takie zawężenie jest niepotrzebnie ograniczające. Jako 35-letni ojciec dwójki dzieci spędziłem z komiksem włoskiego autora bardzo przyjemny wieczór. Zmagania się z utratą, z trudami dojrzewania, wreszcie z nieracjonalnym myśleniem i brakiem umiejętności rozwiązywania problemów, jest tematem sztuki właściwie od początku jej istnienia. „Przepowiednia pancernika”, jest niczym dzieło Paula Beatty’ego, tyle że napisane i zobrazowane z młodzieżowej perspektywy, odważniejsze w przełamywaniu tematów tabu i przede wszystkim skupione na losach marginalizowanych nastolatków. Ta przezabawna, nieprzewidywalna, pełna fantazji i uroku opowieść rozpoczyna się jak fantastyka, by nieoczekiwanie zamienić się w opowieść o stracie bliskiej osoby. To przesycony zjadliwością, sensualny i odważny komiks, który zasłużenie zyskał uznanie czytelników.
KRÓTKIE
FORMY
„Komu ukazał się wiatr?” Carson McCullers
Dużo w tym roku wydano w Polsce zbiorów opowiadań. Dodam, że wiele z nich jest naprawdę dobrym. Ja w tym miejscu chcę jednak polecić to, co najlepsze. Bohaterami „Komu ukazał się wiatr?” są zwykli, przeciętni ludzie zasiedlający prowincje amerykańskiego Południa lat 40., 50. I 60. Jedni są biali, inni czarni, tu mowa o młodości, w kolejnym miejscu o osobach nieco starszych, trafiają się ciamajdowaci i ci pożądani w towarzystwie. Każdy na swój własny sposób samotny i nierozumiany. Nie jest to jednak proza obliczona na czytelnika, jak to bardzo często trafia się we współczesnych nam miniaturach. Wygląda to trochę tak, jakby autorka miała magiczny wehikuł, który przenosi ją w różne przestrzenie. Zamiast jednak wybrać czasy napoleońskie czy prehistorię, Carson McCullers udaje się do zwyczajnych pokoi, hotelu czy kawiarni i tam śledzi losy mieszkańców, to leżących na łóżku, to siedzących przed kominkiem, to znowu pijących kawę w całonocnej kawiarni. I to jak śledzi! Siłą jej prozy jest chociażby skupienie się na detalu, ot opisie marszczącej się wokół kostki skarpetki, albo pozostawionej w szklance śmietankowej koronce piany. To właśnie te małe elementy sygnalizują, że każdy z bohaterów jest indywidualnością, że dla każdego coś innego jest ważne, ale także, że czasami nie mamy wpływu na bieg zdarzeń.
WTF?
„Objawienie Bogini-Świni” Marcin Czub
W tej kategorii wrzucam książkę, które pozornie może się wydawać błaha (jeśli wziąć pod uwagę jej tytuł i okładkę), ale kryje w sobie duże pokłady humoru i inteligencji.
Nie niespełna dwustu stronach śledzimy losy Konstantego. To mężczyzna przed trzydziestką, doktorant i to taki mocno stereotypowy. Brakuje mu pieniędzy (właśnie oddaje ostatnie sprzęty elektroniczne), rzadko formułuje własne myśli, mieszka w zapuszczonej klitce, nie ma planów na przyszłość. Taki człowiek bez właściwości (brak aluzji do dzieła Musila). O jego względy rywalizują dwie istoty. Tytułowa Boginia-Świnia i Klara. Zacznę może od tej drugiej, będzie prościej. Klara jest piękna. Jeśliby pokazać ją stu facetom, większość dałaby jej urodzie co najmniej 9/10. Ma ona chłopaka i to całkiem fajnego. Zamiast jednak kontynuować miłość, przekierowuje swoje zainteresowanie na przeciętniaka, chłopaka za którym nikt by się nie obejrzał. Po co to robi? Ano właśnie dlatego, że ten jest opanowany przez Boginię-Świnię.
Gówniarra/Naufraga/Boginia Świnia jest duchem. Przedstawicielem świata nierzeczywistego. Jako byt zwierzęcy nie może do swojego wybranka po prostu chrumkać. Wybiera więc inny sposób, a mianowicie zawłaszcza sobie jego język. Konstanty poznaje życie i myśli tajemniczej istoty poprzez znaleziony dziennik. Czytanie go jest zadaniem wyjątkowo interesującym, bowiem pozwala słuchać bez wysiłku. A właśnie takiej relacji poszukuje. Jest przecież kliszą doktoranta. Pamiętnik staje się dla niego bramą do opętania. Od tego momentu w jego szarym życiu zaczynają się dziać rzeczy absurdalne, a na ich szczycie jest zainteresowanie jego osobą przez uosobienie seksu i zmysłowości, czyli Klary.
FANTASTYKA/SCI-FI
Czym jest „Wylot” Olesi Ivchenko? Najprościej można byłoby powiedzieć, że dystopią, ale takie przyporządkowanie każe stawiać w centrum makrootoczenie. Dystopia wiąże się z jakimś nowym porządkiem, z podziałem, także z prawami, które mogą być dla niektórych nieakceptowalne. I to wszystko w „Wylocie” oczywiście jest, ale nie mogę powiedzieć, że na tym walory książki się kończą, albo nawet że stanowią jej trzon. Drugim istotnym elementem powieści jest dramat dziejący się w życiu i głowach bohaterów. Autorka poświęca im tak dużo uwagi, tak silnie eksploruje ich psychikę, że może to właśnie opowieść o trudnych wyborach i napięciu rodzącym się między protagonistami należałoby uznać za najważniejszy. „Wylot” ma w sobie też trochę z postapo, z utworu zaangażowanego społecznie, wreszcie z body horroru. Można nawet odnieść wrażenie, że coś co początkowo miało być dystopią, w trakcie pracy ewoluowało, gdyż prawdziwy świat stał się równie straszny jak przedstawiona wizja.
Olesia Ivchenko konstruuje swoją krainę w sposób materializujący słynną myśl George’a Orwella ("1984"): "Świat strachu, zdrady i cierpienia, świat depczących i deptanych, świat, który w miarę rozwoju staje się nie mniej, lecz bardziej okrutny". Nowa Itaka to właśnie takie miejsce, choć w myślach jej twórców i mieszkańców, ma uchodzić za przestrzeń postępową, racjonalną, dostosowaną do wyzwań globalizacji. Życie w Nowej Itace opiera się na konkretnych regułach i ścisłej kontroli. Ograniczono emisję zanieczyszczeń, wprowadzono nadzór nad prokreacją, w przypadku spadku sił lub zaniku funkcji życiowych, system sam wyłapuje aberracje. Olesia Ivchenko przedstawia to miejsce oszczędnie, wprowadza nas w nie chłodno, laboratoryjnie, w białych rękawiczkach. Rzadko skupia się na detalach, nie opisuje dziesiątek wynalazków, nie ma też ambicji stać się nowym Stanisławem Lemem. Jej intencją jest wywołanie poczucia stłamszenia, uwięzienia i brudu, mimo panującej wokół czystości. Podobnie jak większość bohaterów, jako czytelnicy stajemy się zakładnikami wizji bezdusznego świata, w którym ostatecznie każdy jest przegrany.
DLA DZIECI MŁODSZYCH
„Ćmony i Smeśki” Julia Donaldson, Axel Scheffler
Nie jest to książka nowa. Nie jest też już dostępna w regularnej sprzedaży. Jak się jednak poszuka w antykwariatach czy na popularnych portalach sprzedażowych, można ją kupić za wartość bliską cenie okładkowej. I warto to zrobić, bo to piękna, uniwersalna, ponadczasowa historia. Opis wydawcy mówi sam za siebie.
Daleko stąd na pewnej planecie wpada na siebie dwójka młodych kosmitów. Lecz Żaneta jest Ćmonką, Arturek zaś Smeśkiem, a wszyscy, wszyscy wiedzą, że Ćmony (które są czerwone i piją tylko różowe mleko) nie zadają się ze Smeśkami (które są niebieskie i piją wyłącznie czarną herbatę). Oburzona babcia Arturka i zdenerwowany dziadek Żanety rozdzielają zakochanych... ale to przecież nie może się tak skończyć!
MROCZNE I PIĘKNE
„Elmet” - Fiona Mozley
Daniel i Cathy spędzają całe dnie, swobodnie wędrując po lesie. Kiedyś chodzili do szkoły, opiekowała się nimi babcia Morley i żyli jak inne dzieci, ale od tego pamiętnego lata, kiedy Cathy skończyła piętnaście lat, a Daniel czternaście, mieszkają we trójkę w odosobnieniu, z dala od społeczeństwa i jego norm. Tata własnymi rękami wybudował ich dom, poluje w lesie i dba o zaopatrzenie. Ale czasem znika…
Fiona Mozley stworzyła przejmującą opowieść o bliskości, miłości, ale też różnorodności. Każdy z bohaterów jest inny. Ich odmienność przejawia się zarówno w cechach charakteru, jak i fizjonomii i języku. Wszystko to zostało wykreowane bardzo przekonująco. To nie jest bal maskowy czy zabawa w wydmuszki. Momentami czułem wręcz, jakbym podglądał życia bohaterów zza ukrytej kamery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz