Recenzja "Wylot" Olesia Ivchenko

"Wylot" Olesi Ivchenko to dystopia, w której nowy porządem musi mierzyć się z buntem antysystemowców
Wydawca: JanKa

Liczba stron: 308


Oprawa: miękka

Premiera: 15 marca 2023 rok

Czym jest „Wylot” Olesi Ivchenko? Najprościej można byłoby powiedzieć, że dystopią, ale takie przyporządkowanie każe stawiać w centrum makrootoczenie. Dystopia wiąże się z jakimś nowym porządkiem, z podziałem, także z prawami, które mogą być dla niektórych nieakceptowalne. I to wszystko w „Wylocie” oczywiście jest, ale nie mogę powiedzieć, że na tym walory książki się kończą, albo nawet że stanowią jej trzon. Drugim istotnym elementem powieści jest dramat dziejący się w życiu i głowach bohaterów. Autorka poświęca im tak dużo uwagi, tak silnie eksploruje ich psychikę, że może to właśnie opowieść o trudnych wyborach i napięciu rodzącym się między protagonistami należałoby uznać za najważniejszy. „Wylot” ma w sobie też trochę z postapo, z utworu zaangażowanego społecznie, wreszcie z body horroru. Można nawet odnieść wrażenie, że coś co początkowo miało być dystopią, w trakcie pracy ewoluowało, gdyż prawdziwy świat stał się równie straszny jak przedstawiona wizja.

"Wylot" Olesi Ivchenko jest jednocześnie dystopią i książką psychologiczną

Olesia Ivchenko konstruuje swoją krainę w sposób materializujący słynną myśl George’a Orwella ("1984"): "Świat strachu, zdrady i cierpienia, świat depczących i deptanych, świat, który w miarę rozwoju staje się nie mniej, lecz bardziej okrutny". Nowa Itaka to właśnie takie miejsce, choć w myślach jej twórców i mieszkańców, ma uchodzić za przestrzeń postępową, racjonalną, dostosowaną do wyzwań globalizacji. Życie w Nowej Itace opiera się na konkretnych regułach i ścisłej kontroli. Ograniczono emisję zanieczyszczeń, wprowadzono nadzór nad prokreacją, w przypadku spadku sił lub zaniku funkcji życiowych, system sam wyłapuje aberracje. Olesia Ivchenko przedstawia to miejsce oszczędnie, wprowadza nas w nie chłodno, laboratoryjnie, w białych rękawiczkach. Rzadko skupia się na detalach, nie opisuje dziesiątek wynalazków, nie ma też ambicji stać się nowym Stanisławem Lemem. Jej intencją jest wywołanie poczucia stłamszenia, uwięzienia i brudu, mimo panującej wokół czystości. Podobnie jak większość bohaterów, jako czytelnicy stajemy się zakładnikami wizji bezdusznego świata, w którym ostatecznie każdy jest przegrany.

Nową Itakę zamieszkują Rejestrowani, czyli inaczej mówiąc ‘szczęściarze’. Mają oni zapewnioną pracę, dostęp do opieki medycznej, edukacji czy służb bezpieczeństwa. Gdzieś na obrzeżach ulokowano też drugą grupę mieszkańców, tak zwanych antysystemowców. Ich życie to prawdziwy koszmar. Chodzą głodni, wertują zasoby złomowisk, są oszukiwani, a gdy któraś z młodych przedstawicielek zostaje zgwałcona i zachodzi w ciążę, jest wyszydzana jako ta, która nie dba o los planety (gdy ciążę donosi), albo jako morderczyni (gdy ciążę przerwie). Przy takim układzie trudno wierzyć, że status quo może zostać zachowany, że nowy porządek jest wartością samą w sobie. Prędzej czy później wydarzenia muszą wymknąć się spod kontroli. Kto zwycięży? Komu kibicować? Czy w ramach społecznego krwioobiegu oprawcy zamienią się miejscami z ofiarami? A może ewentualne zwycięstwo ciemiężonych będzie początkiem nowego, równie podłego ładu?

W „Wylocie” Olesia Ivchenko nie daje prostych odpowiedzi

W „Wylocie” Olesia Ivchenko nie daje odpowiedzi na tak zadane pytania. Ukazany bunt pozbawiony jest krwiożerczości i brutalności. To raczej wizja, proroctwo czegoś, co może się wydarzyć także u nas. Warto pamiętać, że obecnie nie zatracamy się wyłącznie w akademickich dysputach o przemocy symbolicznej, my oglądamy niepokoje społeczne w Meksyku, Gruzji, Francji, czy w Polsce. Skala działań przybiera na sile, zatacza coraz szersze kręgi. „Wylot” to swego rodzaju przestroga, że tego typu ekologiczne, ultranowoczesne przeobrażenia, niekoniecznie muszą wpisać się w romantyczny wydźwięk Jesieni Ludów. Pójście o kilka kroków za daleko równie dobrze może sprowadzić na nas zagładę. 

Siłą "Wylotu" jest wrażliwość na los oprawców i ofiar

Siłą „Wylotu” jest próba zrozumienia obu stron. Olesia Ivchenko dając głos przedstawicielom rejestrowanych i antysystemowców udowadnia, że cechuje ją wielka wrażliwość społeczna. Imponuje, jak zgrabnie pokazuje niesprawiedliwość i banalność motywacji. Trudno nie docenić, że jako czytelnicy otrzymujemy miejsce do zapoznania się z mentalnością obywateli Nowej Itaki. Tych młodszych i nieco bardziej doświadczonych. Tych wybranych i usuniętych poza margines. Dzięki temu coś, co pierwotnie wydaje się czarne, po zbliżeniu może przybrać różne formy szarości. Źli, zmieniają się w dobrych, a ci, za których trzymamy kciuki, ujawniają swoje odmienne oblicze.

Tak właśnie poznajemy dwie kobiety. Wrona jest przedstawicielką antysystemowców, która aspiruje do dołączenia do grona rejestrowanych. Ariana Byrd to z kolei opiekunka reintegracji, której życie podporządkowane jest rosnącej nienawiści do postępowania niezgodnego z panującym porządkiem. Jedna zrobi wszystko, aby otrzymać szansę na nowe życie, na trochę godności. Druga niczym John Wayne w swoich najlepszych rolach, strzeże bezpieczeństwa obywateli. Jest bezwzględna, niesprawiedliwa, szorstka. A przynajmniej do czasu. Bo „Wylot” to przecież studium rozwoju osobowości i ciągłej zmienności. Tu nie ma miejsca na nudę. Tu dzieje się prawdziwe życie.

"Wylot" Olesi Ivchenko jest książką wielu odczytań

Wspomniałem, że „Wylot” Olesi Ivchenko porusza też wiele innych wątków. Już sam pomysł na nowy rodzaj pracy – wchodzenie do umysłu i życia zmarłych osób, wydaje się intrygujący. Potencjał, jaki drzemie w możliwościach ingerencji technologii w ludzką pamięć i ciało, wzbudza żywe zainteresowanie badaczy. Poszerzanie i naginanie granic człowieczeństwa, które powinno przecież prowadzić ma do ulepszenia funkcjonowania przyszłych pokoleń, w tym konkretnym przypadku ma za zadanie jedynie informować. Pracownicy dokonujący wchodzenia cierpią, chorują, przekraczają granicę swojej psychiki i organizmu. Czy jakakolwiek motywacja będzie wystarczająca, to podjęcia tego trudu? Czy uczestnictwo w tym body horrorze może przynieść spełnienie? Warto też zwrócić uwagę, jak autorka wchodzi w temat rodzicielstwa, aborcji, przynależności do grupy, funkcjonowania zakładów pracy czy miłości. W „Wylocie” znaczenie ma także dobór nazw, imion czy liczb (czwórka, to przecież wszystkie strony świata, otwartość i pracowitość). To książka do dłuższej dyskusji, do analizowania, ale także do przygodnego czytania. Olesia Ivchenkoa dzięki dbałości o płynność tekstu, o prosty, ale niejednoznaczny język, wreszcie o emocje, stworzyła powieść trafiającą do gustów szerokiego grona czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz