Recenzja "Objawienie Bogini-Świni" Marcin Czub

Objawienie Bogini-Świni Marcina Czuba to zabawna powieść polska o opętaniu przez ducha zwierzęcia
Wydawca: Ha!art

Liczba stron: 190


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: 13 kwietnia 2023 rok

Od czasu obejrzenia „Chlewu” Piera Paola Pasoliniego nosiłem w sobie przekonanie, że w relacji człowiek-świnia jest jeszcze coś do opowiedzenia. W swoim ostatnim filmie na podstawie własnego scenariusza, włoski reżyser zrównuje istotę ludzką ze zwierzęciem. Marcin Czub pisząc „Objawienie Bogini-Świni” nie rozwija wątku dehumanizacji, ale patrzy na ten związek z innej perspektywy. Jakiej? Spójrzmy najpierw na krótki opis. 

O czym jest "Objawienie Bogini-Świni" Marcina Czuba?

Nie niespełna dwustu stronach śledzimy losy Konstantego. To mężczyzna przed trzydziestką, doktorant i to taki mocno stereotypowy. Brakuje mu pieniędzy (właśnie oddaje ostatnie sprzęty elektroniczne), rzadko formułuje własne myśli, mieszka w zapuszczonej klitce, nie ma planów na przyszłość. Taki człowiek bez właściwości (brak aluzji do dzieła Musila). O jego względy rywalizują dwie istoty. Tytułowa Boginia-Świnia i Klara. Zacznę może od tej drugiej, będzie prościej. Klara jest piękna. Jeśliby pokazać ją stu facetom, większość dałaby jej urodzie co najmniej 9/10. Ma ona chłopaka i to całkiem fajnego. Zamiast jednak kontynuować miłość, przekierowuje swoje zainteresowanie na przeciętniaka, chłopaka za którym nikt by się nie obejrzał. Po co to robi? Ano właśnie dlatego, że ten jest opanowany przez Boginię-Świnię.

Gówniarra/Naufraga/Boginia Świnia jest duchem. Przedstawicielem świata nierzeczywistego. Jako byt zwierzęcy nie może do swojego wybranka po prostu chrumkać. Wybiera więc inny sposób, a mianowicie zawłaszcza sobie jego język. Konstanty poznaje życie i myśli tajemniczej istoty poprzez znaleziony dziennik. Czytanie go jest zadaniem wyjątkowo interesującym, bowiem pozwala słuchać bez wysiłku. A właśnie takiej relacji poszukuje. Jest przecież kliszą doktoranta. Pamiętnik staje się dla niego bramą do opętania. Od tego momentu w jego szarym życiu zaczynają się dziać rzeczy absurdalne, a na ich szczycie jest zainteresowanie jego osobą przez uosobienie seksu i zmysłowości, czyli Klary.

Nie dajmy się zwieść pozorom, "Objawienie Bogini-Świni" Marcina Czuba to nie komedia!

Już na tym poziomie dostrzegalne są pierwsze antagonizmy: bóstwo-śmiertelniczka, duch-ciało, wiara-namiętność. To jednak dla autora za mało. W pewnym momencie ludzie przejmują świńskie zachowania. Jedzą bez sztućców, chodzą na czterech łapach, zaczynają chrumkać. Jakby tego było mało, Gówniarra zaczyna interesować się innymi jednostkami. Kogoś zabija, kogoś innego opęta. To wszystko wzmaga miłość Konstantego do świni. Otwiera świńskie sanktuarium. Różnica między ideą Pasoliniego i Czuba jest zatem widoczna gołym okiem. Przejawia się także w obranych środkach wyrazu. U Włocha było dużo poezji, powolności, także dosadności. Polski pisarz stawia na humor oraz mitologię. Te dwa żywioły przenikają się, tworząc unikatową mozaikę. Jest naprawdę zabawnie, ale trzeba mieć z tyłu głowy, że nie tylko o robienie jaj tu chodzi.

Żyjemy w czasach ekologii, aktywizmu, odchodzenia od jedzenia mięsa. Marcin Czub pyta nas o to, dlaczego dokonujemy takich wyborów? Czy to kwestia mody, czy może jednak wyraz humanizmu, wiary w empatię. „Objawienie Bogini-Świni” jest w jakimś sensie ekohorrorem, ale jeszcze bardziej widać tu wątpliwości. Nie przez przypadek świnia dostąpią zaszczytu ludzkiego pochówku. Ekokrytyka w duchu Homera, absurdu Monty Pythona i horrorów lat 80.? Czemu nie. Autor chce panować nad tym całym dramatem. Szkoda tylko, że nie daje więcej odpowiedzi. Nagromadzenie pytań, niezrozumiałych dla mnie wątków i postaci drugiego planu jest przytłaczające. Do tego stopnia, że zamiast przeczytać książkę drugi raz, ułożyć sobie to wszystko w głowie, miałem ochotę skupić się na tym, co na wierzchu. Na przekór intencjom autora.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz