Recenzja "Własnymi ciałami mierzymy tę ziemię" Tsering Yangzom Lama

"Własnymi ciałami mierzymy tę ziemię" Tsering Yangzom Lama świetna tybetańska książka
Wydawca: Bo.wiem

Liczba stron: 432


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Mikołaj Denderski

Premiera: 10 marca 2025 rok

Tsering Yangzom Lama debiutuje z rozmachem, ale i niezwykłą czułością – „Własnymi ciałami mierzymy tę ziemię” to epicka, choć intymna saga o wygnaniu, utracie i odzyskiwaniu tożsamości, która rozgrywa się na tle dramatycznych losów Tybetu w XX i XXI wieku. Powieść, którą mogłaby napisać Angela Carter po obejrzeniu „Stalkera” w deszczowy dzień, mając pod ręką tylko mapę z dzieciństwa i garść snów. Przypomina, że świat jest bardziej senny, niż chcemy to przyznać.

Historia dwóch sióstr, Lhamo i Tenkji, rozpoczyna się od tragicznej ucieczki z okupowanego przez Chiny Tybetu i pobytu w nepalskim obozie dla uchodźców. W centrum tej opowieści znajduje się symboliczna figurka Bezimiennego Świętego – relikwia, która daje nadzieję, siłę i staje się duchowym kompasem dla społeczności wyrwanych z korzeni. Kilka dekad później do Tenkji, mieszkającej w Toronto, przybywa córka Lhamo – Dolma – która staje przed trudnym wyborem: podążyć za marzeniem o akademickiej karierze czy zaangażować się w walkę o przywrócenie zrabowanego dziedzictwa.

Lama prowadzi czytelnika przez kraje, kontynenty i pokolenia, ale najważniejsza podróż to ta w głąb duszy swoich bohaterów – i własnej. Ta powieść to nie tylko dokumentacja wygnania Tybetańczyków, ale też głęboko osobiste, niemal medytacyjne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: kim jestem, gdy moje korzenie zostały mi odebrane?

Autorka pisze z ogromnym wyczuciem i literacką finezją. Jej język – subtelny, ale pełen emocji – oddaje duchowość i rytuały Tybetu, pokazuje życie w obozach uchodźców, relacje rodzinne, miłość i rozdarcie między tradycją a nowoczesnością. Wielogłosowa narracja pozwala spojrzeć na historię z różnych perspektyw – matek, córek, kochanków, badaczy – tworząc mozaikę doświadczeń, która rezonuje z każdym, kto choć raz czuł się „pomiędzy”.

Autorka nie mówi o Tybecie – ona go nosi. Właśnie tak: jakby miał swoją wagę, teksturę, zapach i smak, który z każdym kolejnym zdaniem przenika do twojej świadomości. Uchodźstwo to tu nie tylko status polityczny – to stan ducha, codzienna walka o to, by nie wyparować jak para z kubka herbaty.

To literatura zaangażowana – nie politycznie, lecz egzystencjalnie. Lama nie boi się pytań o kolonializm, przemoc kulturową, instrumentalne traktowanie historii przez Zachód. A jednocześnie nie popada w patos. Znajdziemy tu również ciepło, miłość, humor, a przede wszystkim, ogromną wiarę w siłę pamięci i wspólnoty.

„Własnymi ciałami mierzymy tę ziemię” to książka, która wymaga uważności i czasu, ale odwdzięcza się bogactwem treści i emocji. To opowieść, która uczy empatii i przypomina, że historia nie jest zamkniętym rozdziałem. Lama, niczym tybetański pielgrzym, pokonuje drogę pokłon po pokłonie, mierząc ziemię swoją duszą i ciałem. Po tej lekturze człowiek już inaczej patrzy na słowo „dom”. Inaczej myśli o przynależności. Inaczej słucha, gdy ktoś mówi o uchodźcach – bo już nie widzi statystyki, tylko Lhamo, Tenkji, Dolmę. Ludzi z historią większą niż świat, który ich wygnał.

Sprawdź też inne recenzje książek wydawnictwa Bo.wiem:
"Kornik" Layla Martínez
"To nie ja" Karmele Jaio
"Mrok jest miejscem" Ariadna Castellarnau 
„Gdy pogoda zmienia bieg historii” Marcus Rosenlund 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz