Wydawca: Czarne
Liczba stron: 344
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 3 grudnia 2025 rok
Ta książka nie miała być wydana w tym roku. Ten zbiór opowiadań był praktycznie skazany na promocyjną porażkę. Kogo dzisiaj obchodzą krótkie formy? I to Węgra? I to ze zdaniami na dwie strony? Tak właśnie, to pięknie wydane dzieło miało przejść przez rynek niezauważone. Ale nie przejdzie, bo László Krasznahorkai dostał Nobla. A jak wiadomo efekt Nobla działa. I dobrze. Taka proza trafia się naprawdę rzadko.
Do rzeczy jednak, bo jest cień szansy, że ktoś nie tylko książkę kupi, ale nawet ją przeczyta. A jak już przeczyta to pomyśli sobie ‘co to ma być’? Więc ja już wyjaśniam, czym „A świat trwa” jest. Po swojemu, bo żaden tam ze mnie doktor nauk o literaturze.
Zacznijmy od najważniejszego. Utwory Krasznahorkaia nie opowiadają o świecie, tak jak się do tego przyzwyczailiśmy. One odsłaniają pod jego skorupą gęsty osad strachu, melancholii i rozpadu. Tak to wyglądało w „Szatańskim tangu” czy „Melancholii sprzeciwu”, tak też funkcjonuje w tych dwudziestu jeden tekstach. One układają się w mroczną panoramę współczesnej kondycji ludzkiej: osamotnionej, nieufnej, pozbawionej nadziei, a jednocześnie rozpaczliwie pragnącej sensu.
Krasznahorkai także i tym razem pozostaje wierny swojej metodzie. Tu wszystko pulsuje strumieniem świadomości, zdania rozciągają się w nieskończoność, a bohaterowie jak zjawy dryfują przez przestrzenie bardziej mentalne niż geograficzne. To outsiderzy, wędrowcy, ekscentrycy. Ci, którzy przenoszą w sobie niepokój epoki. Łączy ich jeden, choć przywdziewający różne maski głos nieustannie zderzający się z absurdem świata i własnym lękiem.
Autor prowadzi czytelnika do gabinetu krzywych luster, w którym nasze lęki i neurozy odbijają się w zniekształconej formie. Te opowiadania nie oferują ukojenia. Tworzą raczej labirynt, w którym niezależnie od wybranego kierunku wracamy w to samo miejsce. Do świadomości, że nie ma dokąd uciec.
Świat węgierskiego pisarza to prowincja schyłku. Tym razem nie ma jednak jednego miejsca akcji. Ten tom nie jest portretem wyłącznie węgierskiej prowincji. Przeciwnie, świat Krasznahorkaia jest globalny, rozproszony: Węgry, Chiny, Indie, Europa Zachodnia. Przestrzeń zmienia się, ale stan wewnętrzny bohaterów pozostaje ten sam. Zagubienie nie jest lokalne, a egzystencjalne.
Dobrym przykładem jest opowiadanie „W dół leśna droga”. Punkt wyjścia jest banalny. Oto bohater jadąc samochodem, dostrzega rozjechanego psa. Mija go. Chwilę później popełnia błąd, źle ocenia zakręt, dochodzi do wypadku. To wszystko. A jednak w tej prostej sekwencji Krasznahorkai kondensuje swój światopogląd: przypadek, nieuwaga, nieodwracalność, ciąg zdarzeń, który uruchamia się mimo woli człowieka. Nie ma tu metafizyki podanej wprost. Jest za to zimna obserwacja mechanizmu istnienia.
W „Rachunku” artysta maluje prostytutki. Akt twórczy zostaje sprowadzony do rachuby, do relacji władzy, do wymiany. Sztuka nie ratuje, nie sublimuje, jest kolejną formą uwikłania. Krasznahorkai konsekwentnie pozbawia literaturę złudzeń co do jej moralnej wyższości. Szczególne miejsce zajmuje „Najpóźniej w Turynie”, a więc tekst dialogujący z postacią Friedricha Nietzschego i z filmem „Koń turyński” Béli Tarra. To jedno z najbardziej przejmujących opowiadań tomu.
Choć zbiór składa się z oddzielnych opowieści, zlewają się one w jeden, nieustępliwy rytm. To świat, w którym każdy gest nosi ciężar metafizyczny, każdy ruch prowadzi donikąd. A każde słowo wymyka się jednoznaczności. Krasznahorkai mistrzowsko operuje napięciem między drobiazgowością obserwacji a wszechogarniającym poczuciem bezsensu. Jego bohaterowie niby patrzą, ale nie widzą. Niby mówią, ale niczego nie komunikują. Niby istnieją, ale coraz bardziej przypominają duchy. Właśnie w tym rozdźwięku kryje się jego siła. To proza, która jednocześnie jest osobista i bezosobowa, intymna i obojętna. Jakby autor mówił, że on tu nie jestem ważny. Ważny jest przepływ świata przez język.
Tytuł „A świat trwa” brzmi w tym kontekście przewrotnie. W języku Krasznahorkaia „trwanie” nie oznacza ani stabilności, ani nadziei. Trwać to znosić, przeżywać bez złudzeń, kontynuować mimo nieuchronnej destrukcji. To ironiczne echo, rodzaj gorzkiej konstatacji. Świat trwa, bo inaczej nie umie. Jednocześnie w tym beznadziejnym pejzażu tli się coś wielkiego i mam tu na myśli przekonanie, że literatura ma jeszcze siłę ocalać sens. Że nazwaniem katastrofy można ją choć trochę oswoić. Że w ruinach być może da się odnaleźć cień człowieczeństwa.
Jeśli Bolaño wierzył, że zło jest strukturą świata, Krasznahorkai dowodzi, że jest także jego powietrzem.
Przeczytaj też recenzje książek Noblistów:
1. "Powróceni" Abdulrazak Gurnah
2. "Dzwon Islandii" Halldór Laxness
3. "Zapiski z Hiroszimy" Kenzaburō Ōe
4. "Jestem mieszkańcem wieży z kości słoniowej" Peter Handke
5. "Głos góry" Yasunari Kawabata
6. "Klara i Słońce" Kazuo Ishiguro
7. "Dora Bruder" Patrick Modiano
8. "Pensjonat Miramar" Nadżib Mahfuz
9. "Sybilla. Pielgrzym" Par Lagerkvist
10. "Miasteczko nietoperzy" Dario Fo
11. "Wyspa pingwinów" Anatole France
14. "Władca much" William Golding
15. "Burzliwe czasy" Mario Vargas Llosa
16. "Opowiadania bizarne" Olga Tokarczuk

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz