Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura hiszpańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura hiszpańska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Kornik" Layla Martínez

"Kornik" Layla Martínez to bardzo dobra powieść horror
Wydawca: Bo.wiem

Liczba stron: 128


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Maja Gańczarczyk

Premiera: 15 lutego 2024 rok

Rzadko są takie sytuacje, że decyduję się na lekturę książki po przeczytaniu blurba. „Kornik” Layli Martínez jest przykładem na to, że jest to możliwe. Oczywiście „Seria z Żurawiem” ma swoją renomę, wydawnictwo Bo.wiem też gwarantuje jakość, a Maja Gańczarczyk wykonała fajną robotę przy „To nie ja” Karmele Jaio – moim zeszłorocznym patronacie. W tym wypadku najważniejsze okazały się jednak słowa Mariany Enriquez, której twórczość cenię sobie bardzo wysoko. Jeśli argentyńska pisarka mówi, że jest to „gęsta i przerażająca książka, która opowiada o widmach, problemach klasowych, przemocy i samotności w sposób tak naturalny, jakby to czarownice dyktowały Layli Martínez jakiś przenikliwy i upiorny sen”, to nie pozostaje mi nic innego, jak rzucić wszystkie inne lektury i czytać.

Zacznę od spraw technicznych. Książka jest króciutka, to raptem 128 stron i to wcale nie pisane maczkiem. Na okładce widzimy rozsypujący się, wykoślawiony dom i kornika. W jego środku, w sensie tego domu, można dostrzec sylwetki osób. Nie są oni zajęci oglądaniem telewizji czy gotowaniem. Stoją i myślą. Jakby sami nie wiedzieli dlaczego tam są i czemu jeszcze tego miejsca nie opuszczają. To taka grafika, która zdradza wiele z treści samej książki, choć trzeba mieć na względzie, że nie fabuła, a forma jej przedstawienia jest największym atutem powieści Layli Martínez.

W centrum dzieła debiutującej, hiszpańskiej pisarki jest właśnie dom. Mieszka w nim babka z wnuczką, która dopiero co wróciła z więzienia. Znalazła się w nim w związku ze zniknięciem dziecka najbogatszej rodziny we wsi. Mając taki punkt wyjścia Layla Martínez mogła poprowadzić akcję w różne strony. Naturalnym ruchem byłoby napisanie kryminału budowanego wokół fundamentalnych pytań tego gatunku – jak to się stało? Kto zawinił? Jaki miał w tym cel? Jestem w stanie wyobrazić sobie bohaterki „Kornika” w obyczajówce – gdzie problemem może być znalezienie właściwego mężczyzny, ale także jako komedię pomyłek, w której uciekający spod opieki sąsiadki chłopiec wędruje po mieście i wymyśla historie o prześladującej ją opiekunce.

Autorka poszła inną drogą. Słowem, które najlepiej oddaje atmosferę tego, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, jest niepokój. Towarzyszy on nam na każdej stronie – w retrospekcji snutej przez babkę, czy beznadziei obserwowanej każdego dnia z okna przez jej wnuczkę. Nagromadzenie dziwności, upiornych wizji, a także cierpienia bywa momentami tak intensywne, że miałem problem z przypisaniem mu jakiejś konkretnej symboliki. Nie wszystko układało mi się tu w jedną spójną całość, co tylko potwierdza tezę, że „Kornik” jest przede wszystkim książką do odczuwania, nie zaś filozofowania. Tak jak napisała Mariana Enriquez – dyktowaną przez czarownicę.

Można tę książkę odczytywać kluczem historycznym. W tle dzieje się sporo wydarzeń, które pokazują konsekwencje wojny domowej. Widzimy to chociażby w opowieści babki, która wspominała, jak niewielu mężczyzn wracało z niej żywych. W innej interpretacji jest to powieść o różnicach klasowych. Młoda bohaterka nie miała szans na dobrą pracę, reputację czy spokój duszy, bo urodziła się w tej, a nie innej rodzinie. Jednocześnie tuż obok żyją ludzie, którzy są zdolni do robienia tego, co chcą, bo mają odpowiedni status i pieniądze. Nikt im nie zabroni zatrudnić sąsiadki, by ją w ten sposób upokorzyć. Można też czytać „Kornika” jako kronikę upadku, co wydaje mi się całkiem dobrym tropem. Sama autorka w tekście wspomina, że kluczową rolę w jej książce gra dom. Zdradza nam to także okładka. W tym kontekście można zadać sobie pytanie, o jaki dom tu chodzi? Czy mowa o budynku zrobionym z cegieł, czy jednak o jakimś metaforycznym miejscu? Czy babka i wnuczka to postaci realne, czy może tylko odbicia czegoś, co zagnieżdża się w przestrzeni? Albo idąc dalej, czy może człowieczeństwo i humanizm nie umierają powoli, bo budujemy wokół siebie ‘obiekty’ pełne grozy?

Czytając „Kornika” miałem dwa skojarzenia. Pierwszym są „Niebezpieczeństwa palenia w łóżku”, choć trzeba mieć na względzie, że w opowiadaniach Enriquez pisanie jest mniej ekspresyjne i bardziej wyważone. Drugim z kolei „Ulica Żółtego Błota” – tu z kolei poziom halucynacji i oderwania od rzeczywistości jest zdecydowanie po stronie Can Xue. Layla Martínez jest gdzieś po środku, stanowiąc bardzo ciekawy głos, który będę dalej obserwował. Jeśli lubicie, gdy ktoś w nieszablonowy, momentami wręcz liryczny sposób, pisze o horrorze życia, zemście, przemocy i samotności to ta książka jest dla Was.

Recenzja "To nie ja" Karmele Jaio

Recenzja "To nie ja" Karmele Jaio podkreśla, że jest to zbiór opowiadań ukazujący się w Serii z Żurawiem
Wydawca: Bo.wiem

Liczba stron: 160


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Maja Gańczarczyk

Premiera: 22 maja 2023 rok

Wiele w ostatnich latach wydano w Polsce książek kobiet i o kobietach. Dotykają one różnych treści, że wspomnę feminizm, patriarchat i doświadczenie starzenia się, jako te najczęściej powracające. W prozie Karmele Jaio akcent położony jest na inne wątki. Poznając zebrane w tomie „To nie ja” opowiadania, można zauważyć, że są one przedmiotowo sprofilowane, wręcz obsesyjnie jednorodne w swej wymowie. Baskijska pisarka eksploruje przede wszystkim relacje damsko-męskie, rodzicielstwo i seks, jako odskocznię od tego, co z każdym kolejnym rokiem przygniata nas swoją przeciętnością.

"To nie ja" Karmele Jaio jest zbiorem 14 niedużych opowiadań

W prozie Karmele Jaio dominuje zainteresowanie tym, co znajduje się na granicy, co instynktowne, impulsywne. Ta wyliczanka to zresztą nic innego jak opis kobiecości jako żywiołu, który nie może być sprowadzany do banalnego ‘jestem nieszczęśliwa’ czy ‘nie umiem inaczej żyć’. Siłą tej książki jest udane szkicowanie napięcia rodzącego się między naturą kobiet i mężczyzn. Nie z punktu widzenia ofiar i oprawców, ale równoważnych bytów, które muszą wzajemnie szanować swoją odmienność.

Karmele Jaio osadza akcję opowiadań zebranych w tomie „To nie ja” na terach Hiszpanii. Mamy tu głównie opowieści zamknięte w niewielkich przestrzeniach, ale trafi się też gawęda na temat wakacji bez dzieci czy przypadkowe spotkanie na ulicy. Widać, że ten klimat odpowiada autorce, pasuje do podglądania życia rodzin i śledzenia ich wzajemnych kontaktów. Duszność, wyrażająca się na przykład koniecznością pracy przy dźwiękach oglądanego przez męża meczu, dopełnia metaforycznie sens snutych historii. Doskonale pokazuje, jak wiele musimy poświęcić i zakopać w sercu, by móc ‘normalnie’ egzystować.

Zbiór "To nie ja" Karmele Jaio ukazał się w prestiżowej Serii z Żurawiem

Przedstawione tu historie starają się pokazać zakręty życiowe, które wydarzają się w zwykłych, prozaicznych sytuacjach. W najlepszym tekście zbioru „To nie ja”, żona czerpie emocje od męża, który oglądając mecze dowolnych drużyn, komentuje gole, faule czy niewykorzystane sytuacje. Następnie protagonistka ubiera je w słowa i przelewa na papier, tworząc książki pełne uczuć. W innym opowiadaniu dwie sąsiadki rozpoczynają rozmowy na błahe tematy, prowadzone na balkonach. Znajdziemy tu także opowieści o byłych partnerach, którzy spotykają się w terenie, czy o nabyciu stanika, rozpoczynającego nowy etap w życiu przeciętnego małżeństwa. Karmele Jaio nie potrzebuje katastrof i traumatycznych zdarzeń, by w sposób odważny i wyrafinowany zarazem mówić o punktach zwrotnych wypływających ze współczesnych stylów bycia i życia.

Siłą tekstów baskijskiej pisarki nie jest samo kreowanie fabuł, ile sposób mówienia o tym, co dzieje się we wnętrzu bohaterów. Autorka postawiła sobie skrajnie trudne literackie zadanie - oddać ekstremalne napięcia, nie popadając jednocześnie w manieryczność ani przesadę. Skoncentrowała się na surowym opisie ekspresywnych uczuć: popisowo rozporządza kontrastem, przeciwstawia grę na pokaz i przemilczenia, skutecznie utrzymuje czytelnika w stanie względnego napięcia. Jest przy tym entuzjastką modernizmu, dzięki czemu jej teksty są „wyczyszczone” z nadmiaru słów, stawiają na stylistyczny minimalizm. 

"To nie ja" Karmele Jaio to zbiór relacji o sprzecznościach i ludziach niepewnych swej tożsamości

Zbiór „To nie ja”, jak sam tytuł sugeruje, każe zadawać sobie fundamentalne pytania o własne potrzeby oraz miejsce na świecie. Forma zamieszczonych tu tekstów, balansujących między tym, co zewnętrzne a wnikaniem w głąb psychiki bohaterów - sprawia, że jako całość stają się one nade wszystko relacjami o sprzecznościach, o istocie niepewnej swej tożsamości, także o szukaniu balansu między płciami i pożądaniu, które zabiegani bardzo często wypieramy ze swojej codzienności. Tom fabuł Karmele Jaio można, a nawet trzeba odczytywać jako studium istniejącego dylematu między próbą zaspokojenia ambicji i spełnienia marzeń, a lękiem, że te usiłowania rozczarują bliskich.

Celowo staram się unikać w swojej recenzji „To nie ja” Karmele Jaio mówienia tylko o kobietach. W moim postrzeganiu tych tekstów, dla autorki ważny jest człowiek jako całość, nie ekspozycja konkretnej płci. Baskijska pisarka dużą wagę przywiązuje do postaci epizodycznych i drugoplanowych, które podobnie jak narratorki, wykazują jakieś formy atypowości. W ten sposób ukazane dramaty koncentrują się na szerszym spektrum, na skłonnościach do zamykania się, ukrywania, odczuwania strachu przed ujawnieniem swoich myśli, tęsknot czy życzeń. Bo też inklinacje do tłumienia naturalnych instynktów, jest właściwością uniwersalną. Może ona wyzwalać, jak i niszczyć, niezależnie od wieku, płci czy uprawianego zawodu. 

Recenzja "Pani March" Virginia Feito

Wydawca: Echa

Liczba stron: 328


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński

Premiera: 22 marca 2023 rok

Stare polskie przysłowie mówi, że „w marcu śnieżek sieje, a czasem słonko grzeje”. Daleki jestem od łączenia specyfiki trzeciego miesiąca roku z nazwiskiem głównej bohaterki, niemniej dostrzegam pewne zależności między dynamiką aktualnej pogody a psychiką starszej żony zaprezentowaną w książce „Pani March”. Przez ostatnie dwa tygodnie widziałem już śnieg, deszcz i oślepiające słońce. Temperatura wahała się między -10 stopniami Celsjusza, a pozostawieniem kurtki na wieszaku. Jest delikatnie mówiąc dziwnie i to mimo faktu, że podobne amplitudy obserwujemy co roku. Co to wszystko ma wspólnego z debiutem Virginii Feito? 

W „Pani March” Virginii Feito każdy detal jest skrzętnie dopracowany

Na książkę składa się wiele składników. To nie tylko prosta opowieść o żonie bogatego i cenionego pisarza, której głównymi zadaniami pozostaje przygotowanie przyjęć, dobór stroju i wychowanie szczęśliwego dziecka. To też, a może przede wszystkim dramat jednostki, stopniowo pochłanianej przez własne kompleksy. W „Pani March” każdy detal jest skrzętnie dopracowany. Za kotarą przesadnej banalności, czai się nielinearność, funkcyjność, impulsywność, brzydota, a czasem także nuda. Virginia Feito zgodnie z zasadą podwójnego kodowania łączy w jednym dziele szablony gatunkowe i oniryzm, to co elitarne, z tym, co popularne, międzynarodowość z prowincją. 

W "Pani March" Virginia Feito łączy wciągającą intrygę z drobiazgowym budowaniem psychiki swoich bohaterów

Punktem wyjścia jest tu książka. To właśnie od niej, a uściślając, od jej głównej bohaterki, rozpoczyna się upadek Pani March. Jej mąż jest przecież uznanym twórcą. Jego powieści omawiane są w całych Stanach Zjednoczonych. Można je kupić w księgarniach, ale też sklepach spożywczych czy na stacjach benzynowych. Pan March występuje w telewizji, lata po świecie, jest rozpoznawany na każdej ulicy. Zdobył sławę, która w naszym świecie przytrafia się tylko wybranym. Nic więc dziwnego, że jego najnowsze dzieło czytają wszyscy. I choć o samej fabule tego bestsellera wiemy niewiele, najważniejsza jest postać głównej bohaterki. To do niej już na początku zostaje porównana Pani March podczas codziennych zakupów.

W "Pani March" Virginia Feito kreując kolejne sceny coraz bardziej zacieśnia krąg niepewności

Słowa rzucone mimochodem, tyleż zaskakujące co bolesne, nie ulatniają się, poruszają fundamenty, wiercą dziurę w brzuchu. Pod powłoką świata, który protagonistce wydaje się, że zna, kryją się złoża ogólnie pojętych okropności. Virginia Feito kreując kolejne sceny coraz bardziej zacieśnia krąg niepewności. Osacza swoją bohaterkę, zabiera jej powietrze, dusi ją w swoim prestiżowym apartamencie. Roztacza jej życie między czułostkowością i naiwnością z jednej strony, a przemocą i gwałtem z drugiej. Debiutantce udaje się mieszać gatunki, thriller i gotycka baśń nakłada się na horror i satyrę, co sprawia, że mimo zachowania pozorów realizmu, rzeczywistość przedstawiona jest quasi autentyczna. 

Tworząc "Panią March" Virginia Feito obficie korzystała z dorobku takich twórców kina jak: David Lynch, Nicolas Winding Refn czy Olivier Smolders

Retrospektywność, odwołanie się do poetyki snu, zacieranie granicy między imaginacją a faktem - Virginia Feito obficie korzysta z dorobku takich twórców kina jak: David Lynch, Nicolas Winding Refn czy Olivier Smolders i tworzy własną interpretację obsesji. W „Pani March” znajdziemy wiele pięknych, filmowych scen. Będą przerysowane postaci, nienachalna symbolika, tajemnica, wydarzenie nierealne, wątki wielopoziomowe. Będzie też atrakcyjna dla czytelnika fabuła, bo przecież nowość od Wydawnictwa Echa jest tak naprawdę dobrze skonstruowaną prozą popularną. Jej lektura ma wywoływać emocje, odprężać, trzymać w napięciu, dawać rozrywkę. I tak też robi. A przy okazji, tak całkowicie po cichu, w drugim tle, opowiada też o szczęściu, rodzicielstwie, zazdrości, poszanowaniu zwierząt i paru innych wątkach. W ten sposób książka staje się dobrym materiałem do dyskusji i poszukiwania własnych odczytań.