Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura kurdyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura kurdyjska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja " „Tylko góry będą ci przyjaciółmi” Behrouz Boochani

Wydawca:
Książkowe Klimaty i ArtRage

Liczba stron: 396


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka

Premiera: 15 lutego 2020

Behrouz Boochani to kurdyjsko-irański dziennikarz, obrońca praw człowieka, pisarz i producent filmowy. Urodził się w Ilam w Iranie w 1983 roku. Sam siebie określa jako „dziecko wojny”, czym nawiązuje do konfliktu lat 80. między irackimi baasistami a „irańskimi zelotami” walczącymi głównie w zachodnim Iranie. Boochani ukończył Uniwersytetem Kharazmi w Teheranie, uzyskując tytuł magistra nauk politycznych, geografii politycznej i geopolityki. Dziennikarzem został w okresie studenckim, gdy pisywał dla Kasbokar Weekly, Qanoon, Etemaad i Iranian Sports Agency. Specjalizował się w tematyce polityki na Bliskim Wschodzie, praw mniejszości i przetrwania kultury kurdyjskiej. W tajemnicy uczył dzieci i dorosłych dialektu kurdyjskiego z regionu Ilam. Jest współzałożycielem i producentem kurdyjskiego pisma Werya, które zwróciło uwagę władz irańskich. Magazyn promował kulturę i politykę kurdyjską; Boochani uważał, że dla kurdyjskiego miasta Ilam bardzo ważne jest zachowanie swojej tożsamości, języka i kultury kurdyjskiej. Jako członek Kurdyjskiej Partii Demokratycznej, zdelegalizowanej w Iranie, oraz Narodowego Związku Studentów Kurdyjskich, był bacznie obserwowany. Efektem inwigilacji była napaść na biuro Weryi dokonana w lutym 2013 roku przez  Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. Samego Boochaniego nie było tego dnia w budynku, ale aresztowano 11 jego kolegów, z których kilku zostało później uwięzionych. Po tym incydencie autor ukrywał się przez trzy miesiące, a 23 maja 2013 roku uciekł z Iranu.

To właśnie w tym miejscu rozpoczyna się akcja książki „Tylko góry będą ci przyjaciółmi”. Znajdujemy się na statku wiozącym uchodźców z Indonezji do Australii. Są tam całe rodziny, łącznie 60 osób ubiegających się o azyl. Podróż odbywa się w strasznych warunkach. Ludzie śpią na sobie, żyją bez wiedzy na temat swojej przyszłością, nie mają co jeść. Co gorsza łódź nabiera wody i zaczyna się wywracać. Pasażerowie intensywnie pomagają załodze w utrzymaniu statku na powierzchni, co ostatecznie im się udaje. Jednak groza śmierci przez utonięcie nigdy już nie opuści Boochaniego.

Australia okazuje się dla kurdyjskiego aktywisty kolejnym koszmarem. Od 2013 roku przebywa w prowadzonym przez australijski rząd ośrodku przetrzymywania na wyspie Manus w Papui-Nowej Gwinei. Jak wygląda tam życie? Zamiast domów, są wielkie namioty. Obszar otoczony jest wysokim płotem zakończonym kolczatką. Upał nie daje normalnie funkcjonować. Nad wszystkim czuwają strażnicy, którzy zamiast serca mają dla uchodźców krótkie „szef nie pozwala” (a czasami bywa zdecydowanie gorzej). Wszędzie obecny jest wstrętny zapach ludzi przyciśniętych do siebie, zaschniętego potu, nieświeżego oddechu i gówna. Boochani, chociaż nie został skazany, jest więziony w tym paskudnym, parnym mikroświecie, otoczonym dżunglą i wrogami.

Na Manus funkcjonuje społeczeństwo hierarchiczne – są Australijczycy, miejscowi i więźniowie. Ci pierwsi to na ogół strażnicy więzienni, brutali i bezwzględni, nie przez przypadek nazywani przez autora „Nosorożcami”. Nawet gdy na wyspie pojawia się w pewnym momencie Minister Imigracji, ma do zakomunikowania tylko tyle, że albo  mieszkańcy wracają do swoich krajów, albo zostają na wyspie na zawsze. Nieco inni są członkowie tubylczej narodowości. Papu są najbardziej wolnymi istotami ludzkimi, jakie kiedykolwiek widział autor. Nie nadają się do egzekwowania bezsensownych i niepodważalnych zasad i przepisów, są za to zabawni i weseli. Ich prawdziwe oblicze ujawnia się jednak na końcu książki, gdy po wybuchu buntu w jednym z więzień, dołączają do Australijczyków w nierównej wojnie z jeńcami.

Boochani ujawnia codzienne życie w więzieniu poprzez historie postaci, które nie mają imion, ale ukrywają się pod pseudonimami. Każda opowieść, każdy pojedynczy żywot, ma znaczenie  symboliczne. Jest tu nieokiełznany i komediowy Kurwa Maysam; nie zadający pytań i zawsze będący na pierwszym miejscu w kolejce Krowa; dostojny Premier, który po ośmieszeniu przez współwięźnia, ucieka do innego miejsca, a ostatecznie decyduje się na powrót do Iranu. Manus to miejsce, gdzie  godność i honor są nieakceptowane, a najlepszą metodą na trwanie jest nie zadawanie pytań i nie wychylanie się. To właśnie stwierdzenie przenosi nas do sedna interpretacji działań podejmowanych na wyspie. Boochani określa panujący tam ustrój jako system Kyriarchalny. To pojęcie zaczerpnięte z teorii feministycznej, w której oznacza system społeczny zbudowany wokół dominacji, ucisku i uległości. Kyriarchat obejmuje wiele pojęć: seksizm, rasizm, homofobię, transfobię, klasycyzm, ksenofobię, niesprawiedliwość ekonomiczną, kolonializm, militaryzm, etnocentryzm, antropocentryzm i inne formy hierarchii. Autor opisując życie na Manus ostrzega uchodźców myślących o Australii przed czekającym ich losem. Wskazuje, że celem tych działań jest izolowanie więźniów, zwrócenie ich przeciwko sobie w okrutnej codziennej walce o przetrwanie, a ostatecznie złamanie ich ducha. Niestety system stopniowo zwycięża, a jedyny moment solidarności, o jakim się dowiadujemy, czyli bunt w więzieniu Mike, okazuje się nieskuteczny i prowadzi do całkowitego rozbicia psychiki osadzonych.

„Tylko góry będą ci przyjaciółmi” to jednak nie tylko książka o uchodźctwie i krytyce społecznej. Boochani jest również pozbawionym sentymentów badaczem samego siebie. Wie, że z natury jest samotnikiem i lubi trzymać się na uboczu. Z tego powodu nie nadaje się do życia w tym miejscu. Gdy rozdawane jest pudełko ciastek, podczas gdy inni zachowują się jak drapieżne wilki, on powstrzymuje się. Cierpi na tym jego ciało, a jedyną nadzieją na przetrwanie pozostaje determinacja w walce z niesprawiedliwością. Autor jest człowiekiem wrażliwym, co najlepiej widać w zdaniach, które tworzy. Proza przenika się tu z poezją, a opisy brutalnych pobić przeplatane są rozmyślaniami natury filozoficznej. Ta książka może nas wiele nauczyć. Nie tylko otworzyć oczy na zdarzenia, o których pewnie nie wiemy, ale także uzmysłowić, jak wiele zła jest w nas samych. Boochani stworzył jedno z najważniejszych świadectw życia w zamknięciu i odosobnieniu, powstałe w XXI wieku. Poruszył mnie do głębi. A to naprawdę nie jest łatwe.

Recenzja "Gorączka. Wybór opowiadań kurdyjskich" Mehmet Dicle

Wydawca: Dialog

Liczba stron: 358


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Joanna Bocheńska

Premiera: 15 lipca 2020 rok

Wiele książek wydaje się w Polsce. O jednych jest głośno, bo na przykład poruszają modne tematy, albo alternatywnie polecił je jakiś celebryta, o innych z kolei nie mówi się praktycznie nic. A jak pokazuje przykład „Gorączki”, są w tym gronie tomy zadziwiająco dobre i aktualne. Waga zbioru opowiadań Mehmeta Dicle nie wynika tylko i wyłącznie z poruszanych przez niego tematów. Liczy się też kontekst powstania całej książki, która stanowi jeden z nielicznych przykładów kurdyjskiej twórczości wydanej po polsku. Do tej pory ukazały się tylko „Opowieści dengbeżów. Baśnie i bajki kurdyjskie” (wydawnictwo Namas) oraz „Opowieści kurdyjskie” (Księgarnia Akademicka). Sytuacja ta jest o tyle ciekawa, że o kwestii Kurdów mówi się całkiem sporo w przestrzeni publicznej. Zazwyczaj dotyczy to jednak analiz politycznych, narastających konfliktów czy starć z przedstawicielami innych nacji – nigdy zaś kultury. Tę dziurę stara się wypełnić właśnie „Gorączka”, przetłumaczona i przygotowana przez Dr Joannę Bocheńską. Warto od razu podkreślić, że na książkę składa się nie tylko treść utworu, ale także obszerny wstęp (prawie siedemdziesiąt stron), wywiad z autorem, słowniczek, wybrane powiedzenia i wyrażenia idiomatyczne oraz bibliografia. Utwór łączy w sobie beletrystykę, z opracowaniem popularnonaukowym.

Kim tak naprawdę są Kurdowie? Być może część osób nawet nie wie, że Kurdowie są jednym z największych narodów na świecie nieposiadającym własnego państwa. Ich populacja liczy około 30-40 mln osób, podzielonych na terytorium czterech krajów: Turcji, Iranu, Iraku i Syrii. Najliczniejsza grupa mieszka w Turcji, najmniej reprezentowana jest zaś w Syrii. Kurdystan liczy około 550 tysięcy km2, jest więc większy nić Niemcy czy Hiszpania, a nieznacznie mniejszy od Ukrainy. W każdej z części Kurdystanu sytuacja społeczno-polityczna kształtuje się odmiennie, wspólne są jednak dążenia gospodarzy do represjonowania Kurdów. Dziś szeroko znane są ludobójstwa dokonywane na przedstawicielach tej nacji między innymi w Turcji i Iraku. W wielu więzieniach nadal przebywają więźniowie polityczni, w tym byli deputowani do tureckiego parlamentu, których – odebrawszy im uprzednio mandaty i immunitet – skazano za działalność na rzecz legalizacji kurdyjskiej kultury i języka.  Kurdowie nadal nie wszędzie mogą posługiwać się swoim językiem (język kurdyjski z licznymi dialektami), ani wyznawać swoje poglądy religijne (dominuje tu islam sunnicki, ale posiadają też mniejszości jak np. jezydów czy chrześcijan). Szczególną rolę w pielęgnowaniu wartości narodowych pełni kultura. Stała się ona piśmienna na szeroką skalę dopiero w drugiej połowie XX wieku. Wcześniej przybierała formę przekazu ustnego.  Z tego też tytułu pierwsze kurdyjskie opowiadanie ukazało się w 1913 roku na łamach czasopisma „Kurdyjski dzień” (wydawanego w Stambule), zaś za pierwszą powieść uznaje się „Kurdyjskiego pasterza” z 1927 roku.

Mehmet Dicle reprezentuje młode pokolenie kurdyjskich pisarzy w Turcji. Urodził się w 1977 roku we wsi Colaxa, a dorastał w miasteczku Hezro. Od 1990 roku mieszkał w Stambule, gdzie ukończył geografię i został nauczycielem. Podczas okresu studiów odkrył literaturę, szczególnie tę latynoamerykańską. Za swoich mistrzów uznaje między innymi: Jorge Luisa Borgesa, Gabriela Garcia Marqueza, Jorge Amado i Williama Faulknera. To od nich czerpie inspirację, np. dotyczącą sposobu budowania przestrzeni w swojej książce (słynne Macondo i Yoknapatawpha). Dicle wydał do tej pory trzy zbiory opowiadań „Asus”, „Nara” i „Gorączka”. W tomie przygotowanym przed Wydawnictwo Akademickie Dialog znalazły się dwadzieścia dwa wybrane opowiadania, odpowiednio 7 z „Asusa”, 4 z „Nary” i 11 z „Gorączki”. Dzięki temu możemy poznać większą część jego twórczości, a także zrozumieć jak zmieniał się jego warsztat i fascynacje na przełomie kilku lat.

Proza kurdyjskiego pisarza co może zadziwiać, niewiele ma wspólnego z walką o wyzwolenie czy politycznymi przepychankami. Akcję umiejscawia w przestrzeniach na ogół anonimowych, a to już wspomnianym Asusie, a to większych miastach, których nie da się zidentyfikować po opisie. Dzięki temu unika prostych łatek takich jak: proza zaangażowana społecznie czy literatura narodowa. Zamiast tego Dicle robi coś w mojej opinii dużo ważniejszego, a przy tym trudniejszego – zakorzenia swoje opowieści w dziedzictwie kulturowy Kurdów. Inspiruje się dawnymi pieśniami, opowieściami, przysłowiami oraz anegdotami, które nadają jego opowiadaniom folklorystyczny wymiar. Z tego też powodu w książce znajdziemy specyficzny rodzaj poetyki, oparty między innymi na powtórzeniach, rozbudowanych porównaniach i rytmiczności. Niektóre frazy nabierają kolorytu dopiero przy odpowiedniej intonacji. Suchy zapis nie jest w stanie oddać złożoności treści. Ciekawym motywem jest też znikanie i ponowne pojawianie się przedmiotów. Barwna tkanina z „Nary”, gdzie pełni rolę zasłony, pojawia się także w „Sprzedawcy obwarzanków”, tym razem jako nakrycie na wózek. Podobnie rzecz się ma z pękającymi na piecu pestkami, które dostrzec możemy i w „Narze” i w „Gnieździe sroki”. Poszukiwanie tych powiązań jest ciekawym zadaniem, a jednocześnie pokazuje, jak bardzo opisane zdarzenia nachodzą na siebie, tworząc w efekcie jedną wielką przypowieść o narodzie.

Dickle pisze o wielu rzeczach: miłości do nauczycielki („Róże Salego”), stosunku do religii i ojca („Ulica Chrześcijan”), samotności („Sprzedawca obwarzanków”), chorobie („Lepsi od nas”) czy potędze baśni („Srebro i złoto”). Jego utwory są raz dramatyczne, by za chwilę przybrać kostium przygodowy bądź brutalny. Dwa tematy wydają się jednak wiodące. Jednym z nich jest honor, rozumiany inaczej dla mężczyzn i kobiet. U pierwszej grupy honor oznacza odwagę, czy inaczej mówiąc gotowość na śmierć. Dla kobiet pojęcie to nierozerwalnie związane było z czystością seksualną. Te twarde zasady Dicle stara się na nowo interpretować i staje po stronie konieczności zmian. Mówi o tym chociażby w doskonałej „Hańbie mężczyzny” czy „Rannej Żmii”. Innym istotnym elementem jest pamięć o tragicznej przeszłości. Kilka z zaprezentowanych tu utworów dotyka tematu, który przez lata stanowił w Turcji tabu. W latach 1915-1918 z polecenia młodotureckiego rządu dokonano ludobójstwa na ludności ormiańskiej, a Kurdowie byli jednymi z wykonawców tego planu. Ta zbrodnia nigdy nie została rozliczona, tym bardziej cieszy pamięć o niej i ukazanie jej z różnych punktów widzenia i bez zbędnego patosu („Ulica Chrześcijan”, „Maria”).

„Gorączki” nie nazwałbym literacko wybitną książką. Dickle to nie O’Connor, Carver czy Johnson, którzy potrafią jednym zdaniem rozłożyć czytelnika na czynniki pierwsze. Jego proza ma do zaoferowania jednak coś innego: smak orientu, żywą historię przekazywaną z pokolenia na pokolenie i pamięć o ludziach, których większość chciałaby wymazać z map. Nie jest to też tylko ciekawostka, bo zebrane tu opowiada czyta się naprawdę dobrze i z zaciekawieniem. Wszystko to sprawia, że o wydaniu „Gorączki” należy rozmawiać w kontekście jednego z ważniejszych literackich wydarzeń w Polsce w 2020 roku.