Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura jamajska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura jamajska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Diabeł Urubu" Marlon James

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Liczba stron: 240

Oprawa: twarda


Premiera: 13 lutego 2019 r.

"Diabeł Urubu" to debiut pierwszego Jamajczyka, który osiągnął sukces w świecie literatury. Marlon James w jednym z wywiadów przyznał, że zanim książka ostatecznie znalazła wydawcę, była odrzucana 78 razy. Nie można się temu zresztą dziwić, biorąc pod uwagę treść samej powieści.

Szkieletem książki jest jamajska prowincja. W małej wiosce Gibeah dochodzi to oburzających wydarzeń. Oto pastor Hector Blight, ostoja miejscowej społeczności i źródło światła prowadzącego do Pana, wpada w alkoholizm. Pije na umór, szcza po ulicach, śpi w rowach. Ludzie zaczynają się więc odwracać tak od niego, jak i od tego kogo reprezentuje. Wszystko jednak trwa do czasu, gdy podczas jednego z obrzędów na scenę wchodzi nikomu nieznany Apostoł York. Ten silny mentalnie mężczyzna, najpierw wygania podupadłego pastora, a następnie szybko wciela w życie plan otaczania się stadem wątpiących owieczek. W tym całym nowym porządku Blight nie odpuści, a walka między głosicielami prawdy stanie się siłą napędową książki.

Religijny zestaw ludzkich potrzeb posłużył autorowi za punkt wyjścia do opisu pewnej mikrospołeczności, a że akcja tej historii dzieje się na specyficznej wyspie, książka kipi od mniej lub bardziej uzewnętrznianych emocji. Kilku przewijających się przez nią bohaterów łączą nie tylko grzeszne ciągoty, ale też brak perspektyw, ubóstwo i wszechogarniający brud, tak fizyczny, jak i moralny. James pisze bezkompromisowo, niczego nie pomija i nie wygładza. Bywa wulgarny, zabawny, ironiczny, zjadliwy, chwilami groteskowy, ale przede wszystkim szczery aż do bólu. Początkowo swobodnie rozwija akcję i żongluje wątkami, by następnie stopić je w jedną, zazębiającą się historię ludzi, którzy pobłądzili w zakamarkach życia, upadli i nie mają nadziei na powstanie. „Diabeł Urubu” to kalejdoskop postaci powykrzywianych, niejednokrotnie zadziwiających czytelnika, a nawet zniesmaczających. Będą dokonywać chłosty, stać po stronie zła, nawoływać do przemocy, a wszystko to w imię Obeah.

Autor „Krótkiej historii siedmiu zabójstw” wykreował opowieść wieloaspektową w swoim przesłaniu i wielopoziomową w ukazywaniu wyłuskiwanych z szarości życia problemów. Ta fraza, dzięki swojej szerokiej perspektywie, zmusza do kojarzenia i analizowania wątków rozproszonych, a jednak powiązanych ze sobą, do myślenia po odłożeniu książki i wreszcie do osobistego rachunku sumienia. James uderza przede wszystkim w tony mistyczne, w walkę Dobra ze Złem. Jeden awanturnik ubiera się na biało, drugi w czerń z czerwienią. Za jednym podążają tytułowe urubu – ptaki z rodziny kondorowatych, za drugim – gołębie. Jeden schowa się za wdową, drugi za świętoszkowatą starą panną. Tylko który tak naprawdę jest Aniołem, a który Demonem? Gdzie leży odkupienie win i jak należy postępować? Mrowie pytań, dla których autor przygotowuje bardzo sugestywne odpowiedzi. Jest też „Diabeł Urubu” próbą opowiedzenia o małomiasteczkowych dramatach i animozjach. To taki jamajski odpowiednik „Wzgórza psów”, tylko dużo bardziej obrazoburczy i wykoślawiony. Jest też ambitniej, bo James operuje ciekawym stylistycznie językiem, łączy dramat noir z postapokaliptycznym horrorem, komiks z magią. Istotne jest także, że poruszone tematy wydają się zadziwiająco znajome, odnoszę bowiem wrażenie, iż wszystkie te grzechy nie mają narodowości. Autor, rodowity Jamajczyk, wybiera jednak swoją wyspę, by obnażyć jej słabości, ograniczenia i plugastwo, będące również udziałem ludzi. To ona przemawia ustami bohaterów, steruje ich losami, beszta, gdy coś zaczyna odbiegać od wyznaczonych przez nią praw natury.

„Diabeł Urubu” to udany debiut. Może nie wybitny, może nie doskonały, ale z pewnością wyrazisty i skłaniający do refleksji. To też wiarygodna zapowiedź tego, co w kolejnych latach przyniosło pisarzowi rozgłos i uznanie. Jamajczyk daje się poznać jako wyczulony na absurd i fałsz niezwykle wprawny artysta i baczny obserwator rzeczywistości w jej rozmaitych wymiarach. Trudna i niewdzięczna książka, obca kulturowo i nękająca „cipami”. Niepoprawna. Czytajcie.

Ocena: