Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura czeska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura czeska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Zmęczenie materiału" Marek Šindelka

"Zmęczenie materiału" Marek Šindelka czeska książka drogi
Wydawca: Afera

Liczba stron:208


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Dorota Dobrew

Premiera: 7 grudnia 2023 rok

Zbigniew Kowalewski definiuje ‘zmęczenie materiału’ jest proces powstawania i rozwoju uszkodzeń w materiale na skutek wielokrotnych zmiennych (cyklicznych) obciążeń[1]. Przekładając to na nasz codzienny język, chodzi o zjawisko pękania materiału pod wpływem występowania naprężeń. Pierwszym z brzegu przykładem mogą być plastikowe zatrzaski w urządzeniach AGD, które są tak projektowane, aby wytrzymać określoną ilość użyć. Po tym czasie właściciel sprzętu jest zmuszony do kolejnego zakupu.

Zjawisko zmęczenia materiału zostało zaadaptowane na język literacki przez Marka Šindelke, człowieka, którego naprawdę warto czytać. W jego ujęciu zmęczeniu ulega ludzkie ciało i psychika, które narażone są na permanentny kontakt z odrzuceniem, niezrozumieniem, niechęcią, a nawet wrogością. Miłość, sympatia, otwartość, ciekawość, wiara – te wszystkie uczucia noszone w człowieku od urodzenia, potrafią być bardzo kruche, gdy spotykają się z humanizmem rozumianym na opak.

„Zmęczenie materiału” ukazało się w Czechach 2016 roku. Dla rynku literackiego to kawał czasu. Powieść nie zestarzała się jednak. Wręcz przeciwnie, na skutek kryzysu migracyjnego oraz wojen toczonych w różnych zakątkach świata, stała się jeszcze bardziej aktualna. Dlaczego? Bo Marek  Šindelka nie napisał zaangażowanego politycznie, patetycznego dramatu. Jego książka ma w sobie wiele elementów przypowieści czy smutnej baśni dla dorosłych. To tak jakby wziąć najlepsze z „Dziewczynki z zapałkami” czy „Brzydkiego kaczątka”, zmieszać to ze współczesną geopolityką, a na koniec wykreślić wszelkie drogowskazy oraz przegadania.

Rzecz dzieje się gdzieś i kiedyś. Bezimienny chłopiec próbuje uciec do lepszego świata. Takiego, w którym nie musi się bać, może spać spokojnie i jeść tyle, ile potrzebuje. Niestety jego podróż nie kończy się tak, jak zakładał. Jedyna bliska mu osoba, brat, przepadła. Nie pozostaje nic innego jak szukać. Tylko jak to zrobić bez środków do życia, miejsca na spanie czy nawet mapy. Wyobraźcie sobie nastoletniego siebie w tej sytuacji. Lądujecie bez niczego w jakimś kraju Północy. Nie rozumiecie co mówią ludzie dookoła, nie macie za co kupić jedzenia, nie macie nawet gdzie przetrwać nocy. Jakby tego było mało, otoczenie uważa was za wroga. Nie rozumiecie dlaczego, ale to nie ma znaczenia. Samotność, mróz, przerażający głód – dacie radę?

„Zmęczenie materiału” w tym kontekście jest survivalową książką drogi. Może nie tak dramatyczną jak losy uczestników lotu Fuerza Aérea Uruguaya 571, ale nadal tragiczną. I poruszającą. Cholernie dotykającą najczulszych strun ludzkiego serca. Šindelka nie daje odpowiedzi ani na to dlaczego, ani po co? Tak po prostu jest w tym wypadku i w tysiącach innych. A my dalej jesteśmy po tej drugiej, często obojętnej stronie.

Dramat całych narodów sportretowany przez pryzmat pojedynczego losu jest tu bardzo wymowny. Przede wszystkim dlatego, że autor umiał pohamować się przed opiniowaniem. Umie też pisać. Tym razem jego język jest bardzo precyzyjny, surowy jak klimat, który opisuje. Maksymalnie celny i pozbawiony ozdobników. Jarek Holden porównał go do „Liczb ostatnich” Jarosława Maślanka i ja tu miałem podobne skojarzenie. Może nie tyle w treści, ile właśnie w języku. Nie za trudnym, ale jednocześnie wystarczająco mocnym, by ciężko było się od tego pisania oderwać.

Jeszcze odnośnie języka. Bohater książki lubi definicje. To dość niespotykany zabieg, aby w książce przytaczać wyjaśnienia dla słów teoretycznie dość popularnych. Weźmy jednak pod uwagę, że protagoniści są bardzo młodzi, a dodatkowo zagubieni. Przypominanie sobie podstaw jest dla nich próbą wnikania w rzeczywistość. Tłumaczenia sobie praw i zasad, które powinny być oczywiste.  Šindelka tym zabiegiem oddaje hołd językowi i podkreśla jego ważną rolę w kreowaniu naszej osobowości.

Gdybym miał możliwość napisać coś na okładkę tej książki, raczej nie wybrałbym drogi pewnego mistrza horroru, który pewnie skleciłby coś w stylu „Mrożąca krew w żyłach”. U mnie brzmiałoby to jakoś tak „Każdy akapit tej skromnej objętościowo powieści jest tak sugestywny i intensywny, że można się nim zranić. To jedna z najsmutniejszych książek ostatnich lat”. Jeśli więc jeszcze nie czytaliście „Zmęczenia materiału”, to wiecie co robić.



[1] Z. Kowalewski, Zmęczenie materiałówpodstawy, kierunki badań, ocena stanu uszkodzenia, str. 1.

 

Recenzja „Opowiadania i wiersz” Zdeňek Svěrák

„Opowiadania i wiersz” Zdeňka Svěráka to idealna książka na prezent
Wydawca: Afera

Liczba stron: 168


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Dorota Dobrew, Jan Węglowski

Premiera: 23 maja 2023 rok

Na takie książki się czeka, takich tekstów się wypatruje. Zdeňek Svěrák, człowiek orkiestra czeskiej kultury, wykorzystując swoje doświadczenia, bujną wyobraźnię i skłonność do ironizowania, stworzył kalejdoskop opowieści, z których humor wylewa się hektolitrami. W tej niewielkiej książeczce nic nie jest na serio, mimo że dokopanie się do drugiego dna ukazuje człowieka w pełnej jego krasie – z tymi wszystkimi ambicjami, naiwnością, zauroczeniami czy polityczną poprawnością.

„Opowiadania i wiersz” Zdeňka Svěráka to kwintesencja czeszczyzny

Gdzieś przeczytałem, że „Opowiadania i wiersz” to kwintesencja czeszczyzny. Trudno się z tym nie zgodzić, jednak ja pójdę w swojej opinii o krok dalej. Zdeňek Svěrák nie tylko stworzył teksty, przy których poprawia się humor, ale dołożył także ważną cegiełkę dla lepszego zrozumienia pojęcia kultury śmiechu w literaturze czeskiej. Często jest ono utożsamiane z jakimś szachrajstwem, nabraniem kogoś, zrobieniem go w konia. To jednak trochę za mało. Istotnym elementem specyfiki czeszczyzny jest czarny humor, to pojawiający się jako pojedynczy kadr, to znowu jako rozbudowana wypowiedź. Czarny humor bywa mylnie równoważony ze sztuką niską, nieskomplikowaniem, przekleństwami czy wulgaryzmami. Zdeňek Svěrák w swoich tekstach udowadnia, jak wiele dobra dla czytelnika może przynieść żartowanie z rzeczy poważnych, ot chociażby lekkie traktowanie śmierci, rozstania czy kłopotów natury politycznej. Autor subtelnie krytykuje mieszczańską moralność, jednocześnie uświadamiając nam, że każdego z nas czekają trudne chwile. Nie ma przy tym powodu, aby przyjmować je ze smutkiem i rezygnacją.

„Opowiadania i wiersz” Zdeňka Svěráka to zbiór codziennych opowieści, przy których czytelnik uśmiecha się nieustannie 

Zdeňek Svěrák, podobnie jak Petr Šabach, unika fantazjowania, jednocześnie dostrzegając humor w małych codziennych zdarzeniach. Już w pierwszym tekście śledzimy losy młodego kierowcy dowożącego gwiazdy na festiwal filmowy w Karlowych Warach. Humor dostrzegalny jest w samym podejściu do pełnionych obowiązków. Zamiast spięcia i stresu widzimy nieprzejmującego się opinią innych luzaka. Bawią nas konstrukcje słowne, rozwiązania fabularne, ale także spojrzenie na nas samych. Kobiety mogą dostrzec irracjonalność niektórych swoich żądań, mężczyźni zaś służalczość w imię oczekiwania na dostanie tego, co dla nich najważniejsze. Zwieńczeniem czeszczyzny Svěráka jest urocza puenta, w której bohater teoretycznie przegrywając, całkiem sporo zyskuje.

Z czego jeszcze będziemy się śmiać? Ot chociażby z kupy kamieni. Pewnie i wy kiedyś widzieliście jakiś kopczyk ułożony z poszatkowanych skał. Daję sobie rękę uciąć, że nie przyszło Wam do głowy, zrobić z tego atrakcji turystycznej. A Zdeňek Svěrák tak to obmyślił, jednocześnie ukazując paradoksy ludzkości. Kto bowiem ma w tym sporze rację – czy ten, który kłamie, że te kamienie mają jakąś historyczną wartość (ale jednocześnie ożywia otoczenie, nadaje sens wycieczkom i swojemu życiu, przynosi dochody dla społeczności lokalnej), czy może drugi, który chce prawdy, nawet kosztem zniweczenia fajnych emocji i szans otwierających się przed nudnym zabytkiem? A może warto w tym wszystkim zauważyć postawę turystów? To oni przecież przyjeżdżają w to miejsce, sami nie widząc tak naprawdę po co, a w imię sensacji uwierzą we wszystko, nawet najbardziej kuriozalną historię. Boję się pomyśleć, co ta historia mówi o mnie. Nie mam też pojęcia, po której stronie stanąć.

„Opowiadania i wiersz” Zdeňka Svěráka to idealna książka na prezent

Zdeňek Svěrák pisze też o psie, który jeździł koleją, tramwajarzu, który nie bardzo dostrzega przykre konsekwencje pewnego żartu (ukłony dla Kundery) czy aktorze, który widzi gwiazdy tam, gdzie one są, a jednocześnie bardzo się temu dziwi. Jest też wiersz, który czyta się bardziej jak prozę, niż poezję. „Opowiadania i wiersz” to spojrzenie na ludzkość w krzywym zwierciadle. Czeski pisarz udowadnia, że nawet o trudnych sprawach można mówić bez dramatu i lekko. Jest to też książka do ‘gadania’, bo mimo swojego rozrywkowego tonu, dotyka wielu ważnych kwestii społecznych. Niepokornie i zabawnie.

Wielka szkoda, że większość polskich wydawnictw nie jest zainteresowana tego typu prozą. Bo przecież Polacy też żartować potrafią. Tylko co z tego, jak później nie ma tego gdzie wydać? Kolejne książki o starzeniu, patriarchacie czy seksualności skutecznie zabierają miejsce humorowi. Na przekór tej tendencji, będę polecał „Opowiadania i wiersz” każdemu czytelnikowi. Takie książki są na wagę złota. Zresztą mój egzemplarz już poszedł w świat.

Recenzja "Kolekcjoner śniegu" Jan Štifter

"Kolekcjoner śniegu" Jana Štiftera to rozciągnięta na prawie sto lat narracja o utracie, pamięci i przyjaźni
Wydawca: Książkowe Klimaty

Liczba stron: 264


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Anna Radwan-Żbikowska

Premiera: 28 lutego 2023 rok

Przeczytałem w ostatnim czasie kilka książek, o których nie mam czasu napisać szerzej. Fernanda Melchor wciągnęła mnie w tragiczną opowieść o pewnym zamożnym osiedlu w Meksyku. „Cukier” Bibiany Candia poruszył surowością opisów skandalicznego procederu wykorzystywania młodych ludzi przybyłych zza oceanu. Poznając „Wybrane opowiadania” Shin'ichi Hoshi podziwiałem wyobraźnię autora, a jednocześnie zadawałem sobie pytania o literackość tych tekstów. Ostatecznie do recenzji wybrałem inny tytuł. Moim zdaniem najlepszy z nich.

„Kolekcjoner śniegu” to jedna z najciekawszych premier pierwszego półrocza 2023 roku w Polsce

Wydawnictwo Książkowe Klimaty ma to do siebie, że potrafi czytelnikiem wstrząsnąć. I mówiąc o wstrząsaniu nie mam na myśli banalnego grania na emocjach, ale serię różnorodnych scen, które swoją szczerością wprawiają w osłupienie, przerażają, chwytają za duszę a nawet rozklejają. Taką właśnie książką była wydana dwa lat temu powieść „Tylko góry będą ci przyjaciółmi” Behrouza Boochaniego (nieprzypadkowo ujęta na liście Najlepszych książek 2021 roku zdaniem Melancholii Codzienności). Podobnie mocny przekaz miała relacja Sasy Stanisicia pod tytułem „Skąd”. Teraz przyszedł czas na opowieść prosto z Czech.

Jan Štifter nie był do tej pory wydawany w Polsce. Pisarz urodzony w 1984 roku w Czeskich Budziejowicach ma w tym momencie na swoim koncie 6 książek. W swojej ojczyźnie jest uważany za istotny głos na literackiej arenie. Po lekturze „Kolekcjonera śniegu” w ogóle się takiej opinii nie dziwię. Aby tak pisać, tak pewnie łączyć wątki, tak zgrabnie mieszać czasy i style mówienia, trzeba mieć niezwykły talent.

„Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera to powieść o pamięci i cierpieniu

Czytając opis „Kolekcjonera śniegu” Jana Štiftera byłem przekonany, że sięgam po komedię. Bo co to za pomysł, aby przechowywać śnieg w zamrażarce? Bliżej mu do charakterystyki zdziwaczałego i pozytywnego staruszka, niż metafory pomięci o innych czasach. A jednak czeski pisarz wybrał ten drugi, trudniejszy wariant. Dominik i jego szalony zwyczaj, nie ma znaczenia dla akcji dzieła. To figura, która ma wyrazić potrzebę ciągłego przypominania przeszłości i zwracania uwagę na wydarzenia, które na zawsze zmieniły nasze życie.

W „Kolekcjonerze śniegu” Jan Štifter rozlicza czeską historię (podobnie jak swego czasu Kateřina Tučková w "Wypędzeniu Gerty Schnirch"). Dotyka też delikatnego tematu niemieckiej mniejszości. A wszystko poprzez wielowarstwowej narracji o pewnym właścicielu zakładu pogrzebowego, trójce młodych kolegów (Cygana, Niemca i Czecha) oraz Damiana, który nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu. Autor rozciąga akcję na blisko sto lat i równomiernie rozkłada akcenty na trzy perspektywy czasowe. W każdej z nich buduje oddzielną relację o krzywdzie, cierpieniu, tożsamości narodowej, więzach rodzinnych. Nie przesadza jednak z patosem. Lubi pisać lekko i chętnie wykorzystuje humor, dzięki czemu „Kolekcjonera śniegu” czyta się płynnie.

„Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera to opowieść filmowa

Powinienem w tym miejscu pewnie użyć kilku innych mocnych słów, jakie zwykle wykorzystuje się w recenzjach książek. Subtelna, intrygująca, emocjonująca, zniewalająca czy fascynująca. Może dobrze byłoby Wam ją trochę zaspojlerować. W końcu „Kolekcjoner śniegu” to relacja nader aktualna. Jest w niej opowieść o pewnej kobiecie, która postanowiła odejść od zdradzającego ją męża. Albo o duchu, który siadał w nogach łóżka i czekał na odkrycie tajemnicy sprzed lat. Przypuszczalnie do lektury mogłaby Was zachęcić też informacja, że część akcji toczy się w mroku i ma wiele wspólnego z opuszczonym miejscem. Pozwolę sobie jednak na tym poprzestać. „Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera nie potrzebuje tych wszystkich bodźców. Ta lektura broni się sama. Jestem przekonany, że jeżeli dacie jej szanse, nie pożałujecie. A po skończonym czytaniu, będziecie chcieli dyskutować: o charakterach, o postawach, o historii pewnego osiedla, o przenikaniu się kultury czy wreszcie o montażu rozdziałów. Pewnie podobnie jak ja chcielibyście zobaczyć też film zrobiony na podstawie tej książki. Bo jest to opowieść kinowa, w której dramaturgia i historia, łączą się ja za najlepszych czasów kina radzieckiego.