Recenzja "Bílá Voda 1" Kateřina Tučková

Margaret Atwood spotyka czeską historię. „Bílá Voda” Kateřiny Tučkovej to literacki cios, który pozostawia ślad. Zobacz, dlaczego ta powieść jest tak ważna.
Wydawca: Afera

Liczba stron: 400


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Julia Różewicz

Premiera: 10 grudnia 2024 rok

Minął już jakiś czas od przeczytania przeze mnie pierwszego tomu powieści "Bílá Voda". Z premedytacją nie pisałem o niej od razu. Chciałem sprawdzić sam ze sobą, czy to co myślałem po lekturze, będzie tak samo wyraziste kilka tygodni później. Inaczej mówiąc, czułem potrzebę aby zweryfikować, czy ta literatura będzie dalej we mnie rezonować na takich falach. I tak, nadal działa. Tučkova pisze jakby była ulubioną siostrzenicą George’a Orwella i Hieronima Boscha – zapewnia nam wspaniały zapis systemowego terroru i wizji rodem z piekielnych tryptyków.

Czasami boimy się używać mocnych słów na temat poznawanych dzieł. Nie zauważamy potencjalnych klasyków, książek, które jak dawniej powieści Victor Hugo czy Tomasza Manna są skazane na zapamiętanie. „Bílá Voda" jest właśnie taką książką. Mocna, bezkompromisowa i hipnotyzująca jak najlepsze seriale HBO. Tylko zamiast brutalnych mafijnych porachunków mamy tu nieprzejednaną walkę państwa z wiarą, kobietami i ich miejscem w Kościele.

Główna bohaterka, Lena Lagnerová, ucieka na koniec świata, do tytułowej Bílej Vody – zapomnianej przez Boga i ludzi wioski na pograniczu czesko-polskim. Ląduje w klasztorze pełnym ekscentrycznych zakonnic, które dają jej azyl i zadanie: ma uporządkować stare dokumenty. W tym bałaganie natrafia na historię, od której włos jeży się na głowie. Cofamy się do lat 50., kiedy czechosłowackie władze postanowiły rozprawić się z zakonami. Internowania, represje, tortury psychiczne i fizyczne, zmuszanie do pracy w nieludzkich warunkach – to rzeczywistość, którą Tučkova rekonstruuje z przerażającą precyzją

Autorka fenomenalnego "Wypędzenia Gerty Schnirch" zgrabnie wplata fikcję w prawdziwe wydarzenia, budując opowieść o sile, buncie i systemowym gnębieniu kobiet. Czyta się to jak połączenie reportażu śledczego z powieścią historyczną i dramatem psychologicznym. Jeśli ktoś kocha styl Margaret Atwood z "Opowieści podręcznej", to "Bílá Voda" prawdopodobnie trafi w jego gust. Jest tu podobny klimat osaczenia, walki z systemem i pytania o miejsce kobiet w świecie rządzonym przez mężczyzn. Powiem więcej, dla mnie ta książka jest jak literacki obraz Francisca Goi – brutalny, ciemny, na granicy snu i koszmaru.

To lektura, która uderza jak cios w splot słoneczny. Nie pozwala odwrócić wzroku. Są momenty, kiedy gniew pulsuje w skroniach, a w gardle rośnie gula. To opowieść brutalna, ale i piękna w swojej nieustępliwości. Siostra Ewarysta to nie tylko bohaterka – to żywioł, symbol oporu i odwagi, postać, której nie sposób zapomnieć. Jej walka, jej niezłomność, jej historia wwiercają się w pamięć, zostają pod skórą na długo po przewróceniu ostatniej strony.

Ale Tučkova nie tylko przywołuje historię kobiet zapomnianych przez oficjalne narracje. Ona eksperymentuje ze stylem, bada granice fikcji i rzeczywistości. "Bílá Voda" może być czytana jako literatura faktu w przebraniu powieści albo jako fabularyzowana kronika, która nie uzurpuje sobie prawa do jednej prawdy. W tej narracji jest miejsce na archiwa i dokumenty, na osobiste przeżycia, ale też na literacką inscenizację, która przypomina prace W.G. Sebalda – migotliwą grę pamięci i rekonstrukcji. Gdzie przebiega linia między opowieścią a manipulacją, między narracyjną prawdą a historycznym milczeniem?

Gdyby Camille Claudel rzeźbiła w słowach, stworzyłaby coś równie wstrząsającego jak "Bílá Voda". To nie historia o pokorze, lecz o buncie – wyrzeźbiona w gniewie i determinacji. Stworzona bardzo precyzyjnie i wizjonersko. Nie dla tych, którzy boją się spojrzeć w oczy historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz