Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura włoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura włoska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Spluń trzy razy" Davide Raviati


Odkryj wielowymiarowy świat włoskiej prowincji w komiksie „Spluń trzy razy” Davide'a Reviatiego – recenzja opowieści o dorastaniu, wykluczeniu i życiu na granicy kultur.
Wydawca: Mandioca

Liczba stron: 568


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Katarzyna Skórska

Premiera: 29 sierpnia 2024 rok

"Spluń trzy razy" Davide'a Reviatiego to komiks, który podejmuje próbę zajrzenia w przeszłość włoskiej prowincji. Jednocześnie ten kilkusetstronicowy utwór konfrontuje nas z tematem inności i wykluczenia. Akcja toczy się gdzieś na wiejskich przedmieściach jakiegoś dużego miasta. To tam grupa nastolatków spędza czas, doświadczając pierwszych smaków dorosłości – alkoholu, papierosów, bójek i zawiązywania przyjaźni. Skojarzenia z „Ulicznikami” Piera Paolo Pasoliniego są jak najbardziej na miejscu. Zresztą nie tylko z nimi, bo odniesień do kina i literatury można tu odnaleźć co najmniej kilka. W tle tej opowieści przewija się też społeczność Romów widziana oczami dzieci, z mocno uwarunkowanym przez dorosłych spojrzeniem pełnym uprzedzeń.

Reviati oddaje hołd życiu na włoskiej prowincji, ale robi to bez zbędnego sentymentalizmu. Komiks płynnie łączy elementy realistyczne z poetycką nutą, a autor, czerpiąc z estetyki włoskiej literatury XX wieku, osadza fabułę w swoistym "terytorium pamięci". Twórca prowadzi czytelnika przez historie małych, pozornie nieważnych zdarzeń, które jednak układają się w mozaikę opowieści o dojrzewaniu.

Narracja rozpisana jest na wiele głosów i perspektyw, przypominając bardziej powieść niż typowy komiks o dorastaniu. To, co zasługuje na uznanie, to sposób, w jaki autor umiejscawia akcję w szerokim kontekście historycznym i społecznym. W jego opowieści pobrzmiewają echa neorealizmu: mamy tu świat dorosłych, świat młodzieży, ale też przyrodę i społeczność Romów – w oczach Włochów często postrzeganych na równi z dzikimi zwierzętami.

Zasłużone uznanie budzi także warstwa graficzna. Reviati wykorzystuje swój nieco surowy, „rysowany pazurem” styl, by oddać trudy życia w prowincjonalnym, zamkniętym środowisku. Jego kreska jest dynamiczna, czasami przypomina eksplozje z prac Francisa Bacona – pełne emocji, prawdziwie wyczuwalnych w każdym detalu. Mimo tego, jego ilustracje są też mocno kontrolowane, a każda linia wydaje się mieć swoje znaczenie, nadając historii głębszy wymiar.

Komiks pozostawia wrażenie fragmentaryczności. "Spluń trzy razy" to nie tyle jednolita historia, co bardziej zbiór epizodów – przypomina szkic pamięci, w którym przeplatają się wspomnienia różnych chwil, ale nie zawsze tworzą one całość. Epizodyczność narracji może być dla niektórych czytelników nieco problematyczna, bo sprawia, że fabuła nie tworzy w pełni spójnej opowieści. Dla mnie jednak, człowieka zakochanego w krótkich formach i niedopowiedzeniu, taki zabieg potwierdza olbrzymi talent i odwagę autora.

Reviati stawia na pierwszym planie historię Guido i jego przyjaciół. Kwestie związane z romską społecznością rozgrywają się niejako na marginesie. Są widziane z boku i przez pryzmat młodych bohaterów, co ogranicza głębsze spojrzenie na ich los. To celowy zabieg – życie Romów jest zaledwie tłem mówiącym o współistnieniu i napięciach międzykulturowych. Im jest o nim ciszej, im bardziej spychany jest na dalsze miejsce, tym mocniej wybrzmiewa w krwioobiegu czytelnika.

Dodatkowym atutem jest bonus w postaci opowieści o Papuszy, poetce romskiej, odkrytej przez Jerzego Ficowskiego. Jej historia symbolizuje wyzwanie związane z życiem pomiędzy światami i próbę integracji bez utraty tożsamości. Papusza, jako postać wpleciona w zakończenie komiksu, stanowi piękną paralelę do tematów poruszanych przez Reviatiego, a przy okazji odnosi się do polskiego czytelnika w bezpośredni sposób.

"Spluń trzy razy" to w moim odczytaniu piękna, wnikliwa i wizualnie niezwykle ciekawa opowieść, rozciągnięta między chęcią opowiedzenia historii o dojrzewaniu a próbą uchwycenia problemów złożonej rzeczywistości społecznej. Reviati przedstawia się polskiemu czytelnikowi jako świetny obserwator i artysta.

Recenzja "Kobane Calling” Zerocalcare, „Niebo w głowie” Antonio Altarriba i Sergio Garcia

Wydawca: Mandioca

Liczba stron: 296+144


Tłumaczenie: Paulina Kwaśniewska-Urban, Jakub Jankowski

Premiera: 2024 rok

Już ósmy rok z rzędu staram się pokazywać polskim czytelnikom, że rynek książki jest bardzo różny. Nadal jednak spotykam się z wieloma stereotypami, co utwierdza mnie w przekonaniu, że powtarzania i omawiania nowych przykładów nigdy za wiele. Z dwoma takimi szablonami myślowymi postaram się rozprawić dzisiaj. Brzmią one – ‘komiksy to lektura na chwilę’ oraz ‘komiksy mówią wciąż o tym samym’. Pomogą mi w tym dwa albumu wydane niedawno przez Mandiokę – „Kobane Calling” oraz „Niebo w głowie”.

Rok temu recenzowałem „Przepowiednię pancernika” autorstwa Zerocalcare. Podkreślałem wtedy kilka cech specyficznych jego stylu – sarkazm, humor, odwagę w wyrażaniu poglądów, krytykę własnej osoby, chęć mówienia o trudnych rzeczach i parę innych. W swoim kolejnym komiksie są one również obecne, choć poruszana tematyka jest zgoła inna. "Kobane Calling" opisuje podróż autora do syryjskiego regionu Rożawa. To właśnie tam, na terytorium przynależącym do obozów kurdyjskich, Zerocalcare zdaje relację z konfliktu Kurdów i Państwa Islamskiego.

Autor nie boi się napisać wprost, że jego relacja jest w jakiś sposób uładzona, sfabularyzowana. W przeciwnym razie zamiast interesujących wątków i zdarzeń, dostalibyśmy opisy długich dialogów, z których nic nie wynika. Próby dogadania się z obcokrajowcami i inne takie. Jego decyzja jest zrozumiała i dzięki dużemu talentowi literackiemu, w stu procentach trafiona. Mamy tu więc bombardowania, strach i cierpienie, ale obok nich całkiem sporo miejsca poświęca się rzeczom dużo mniej podniosłym – nieporadności bohaterów, podróżom czy uzależnieniu od czaju. To właśnie dzięki nim "Kobane Calling" nie jest tylko kolejną historią o współczesnej wojnie, ale też opowieścią o życiu w drodze, o zderzeniu kultur czy radzeniu sobie w ekstremalnych sytuacjach.

Wiele kadrów i pomysłów narracyjnych przykuło moją uwagę i zapadło w pamięć. Weźmy chociażby takiego napotkanego starszego pana wyglądającego jak dziadek z „Odlotu”. Jego główną ambicją jest gotowanie zupy krem z soczewicy, którą chce ugościć paczkę Zerocalcare. Ten bierze go trochę za świra, bo też wiekowy Irakijczyk niewiele mówi i śpi. Jak się jednak okazuje, jego życiorys rzuca na kolana. Tak naprawdę jest tureckim Kurdem, cudem przeżył ludobójstwo i został uratowany z masowego grobu. Takich ludzi można tam spotkać na każdym kroku.

Albo te momenty, gdy w trosce o prywatność rozmówców przedstawia ich jako kozi ser i pikantne oliwki, jego wątpliwości komentuje brat świnki Peppy, a podczas kontroli rekwirowane są ich przesyłki. Wszystko to jest żywe, interesujące, w jakiś sposób widowiskowe. Ale przy tym inteligentne i nie przekraczające granic. Czy to odpowiednia metoda na mówienie o tak skomplikowanym temacie? A czemu nie? Z pewnością dzięki temu komiksowi, który we Włoszech jest dzisiaj absolutnym klasykiem, dziesiątki tysięcy osób dowiedziało się w ogóle o takim miejscu jak Rożawa.

"Kobane Calling" jest tomem pokaźnym rozmiarów. Na prawie 300 stronach zmieszczono naprawdę dużo tekstu, przez co lektura nie zajmuje jednego wieczora, a co najmniej kilka. I to jest super, bo dostaliśmy tu smaczną i zabawną, komercyjną opowieść, która bije na głowę swoją pomysłowością wiele innych promowanych lektur.

Jakże inny jest na tym tle album „Niebo w głowie” autorstwa Antonio Altarriba i Sergio Garcia. Połowę krótszy, z dużo ważniejszą rolą ilustracji, oszczędnie operujący słowem. Bohaterem jest tu Nivek, młody człowiek z Demokratycznej Republice Konga. Nie miał on szczęścia zażyć luksusów, podróży czy kompleksowej edukacji. Trudno jego losy porównać do naszych. Pewnego dnia okoliczności sprawiają, że dalsze trwanie w ubóstwie, brudzie i beznadziei nie ma po prostu sensu. Wyrusza więc na w swoją prywatną odyseję, która prowadzi go po bardzo różnych drogach. Przyjdzie mu uczyć się od czarnoksiężnika, walczyć na śmierć i życie na arenach gladiatorskich, chodzić po pustyni, przepływać wielką wodę czy sprzedawać podróbki. Każde z odwiedzanych miejsc wydobywa własną kulturę, ludzi, sposoby życia, kochania, bania się i negocjowania kształtu następnego dnia.

Autor scenariusza kreuje dychotomię między życiem w Afryce i Europie. Jest w tym podziale coś podobnego do innego dzieła, nieco bardziej rozpoznawalnego w Polsce – „Persepolis” Marjane Satrapi. W obu przypadkach mówimy o literaturze emigracyjnej, o biegunowym przedstawieniu relacji społecznych i rodzinnych, o idei bezpieczeństwa i niebezpieczeństwa leżącym między punktem wyjścia (Iran/Demokratyczna Republika Konga), a miejscem docelowym (Niemcy/Hiszpania).

Co najbardziej pesymistyczne u Antonio Altarriby to stopniowe rozwiewanie się wszelkich nadziei. W każdym z etapów podróży, Nivekowi ktoś towarzyszy. Prędzej czy później doświadczają oni cierpienia, a w otoczeniu pojawiają się martwi ludzie. Europa też nie okazuje się zbawieniem. Jest jedynie obrazem najgłębszej z otchłani. Nie ma tu miejsca na humor czy sarkazm wylewający się z plansz Zerocalcare. Zamiast lekkości jest brutalność, czarne kadry zmieniają się w barwne plansze, codzienne rytuały ustępują miejsca wszechogarniającej niepewności.

„Kobane Calling” oraz „Niebo w głowie” to dwa bardzo różne komiksy opowiadające o wyjątkowo bolesnych kartach współczesnej geopolityki. To ona wywiera silny wpływ na jednostki, sposób patrzenia na świat, potrzeby. Oba albumy potwierdzają jednak, że współcześni twórcy mają wiele do opowiedzenia i narysowania, a komiks to nie tylko zabawa w superbohaterów, ale także format dobrze skrojony pod poruszanie trudnych tematów.

Recenzja "Czy to jest człowiek, Rozejm, Pogrążeni i ocaleni" Primo Levi

"Czy to jest człowiek, Rozejm, Pogrążeni i ocaleni" Primo Levi to fenomenalny zbiór powieści włoskiego mistrza
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 592


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Stanisław Kasprzysiak, Halszka Wiśniowska, Krzysztof Żaboklicki

Premiera: 20 marca 2024 rok

Seria Klasyki w wydawnictwie Czarnym nie jest szczególnie często omawiana i przywoływana w polskich mediach literackich. Być może jest to efekt tego, że wiele z pojawiających się tu tytułów jest wznowieniami dzieł znanych w niektórych grupach czytelników. Nie zmienia to jednak faktu, że pojawiające się nazwiska są naprawdę mocne, a poruszane tematy szeroko zakrojone. Josef Škvorecki pisał na przykład o jazzie (nie tylko), Płatonow stworzył antyutopijną opowieść podporządkowaną kolektywizacji wsi, zaś Tove Ditlevsen pochyla się nad losem kobiet porzuconych przez mężów. Trudno powiedzieć jaka była pierwsza intencja powołania do życia tej serii, ale obecnie, patrząc na nią z perspektywy wydanych już 14 książek zaryzykuję twierdzenie, że jest tu zawarta spora część europejskiego dziedzictwa literackiego. Zdecydowanie warto ją znać.

W serii Klasyki nie zabrakło oczywiście tematyki Holocaustu i obozów koncentracyjnych. Wystarczy przypomnieć sobie wybitny „Cyrk rodzinny” Danilo Kiša czy „Piękne zielone oczy” Arnošta Lustiga. Teraz do tego grona dołączył Primo Levi. Jego sylwetkę bliżej przybliżyłem przy okazji recenzji „Czy to jest człowiek”. Minęło już 7 lat od tamtego czytania, a niektóre zdania i namalowane słowami obrazy, dalej wiercą moje serce. W podsumowaniu napisałem o niej tak „to świadectwo funkcjonowania ludzkiego okrucieństwa, ale także ważny dokument socjologiczny, badający procesy istnienia człowieczeństwa. To swoiste mroczne memento na temat przetrwania fizycznego, ale także duchowego, w obliczu całkowitego zatracenia wszystkiego, na czym budujemy nasze marzenia o życiu. To wstrząsająca relacja ocalałego z obozu, który nie bał mówić się o wydarzeniach haniebnych i przerażających. To opowieść o czymś niezgłębionym w swojej grozie i niewyrażonym w słowach. Wreszcie jest to też książka o odkrywaniu sensu i istoty człowieczeństwa”.

Na wydaną niedawno książkę składają się trzy powieści włoskiego pisarza. Pierwszą jest właśnie „Czy to jest człowiek” – zdaniem wielu, jedna z najważniejszych książek obozowych, jakie kiedykolwiek napisano. Tuż po niej pojawia się „Rozejm”, na której skupię się w tym omówieniu. Tom kończy zbiór szkiców „Pogrążeni i ocaleni”, w których autor analizuje istotne elementy obozowego ekosystemu.

"Rozejm" Primo Leviego to nie tylko kontynuacja "Czy to jest człowiek", ale również osobiste i wstrząsające świadectwo traumy powojennej. To misternie tkana opowieść o przetrwaniu, godności i moralności w obliczu niewyobrażalnej tragedii Holocaustu. Punktem wyjścia jest tu opuszczenie piekła Auschwitz i rozpoczęcie nowej odysei - tym razem przez zniszczoną wojną Europę.

Autor mistrzowsko oddaje skomplikowaną gamę emocji towarzyszących wyzwolonym więźniom. Radość z odzyskanej wolności miesza się ze wspomnieniem przeżytych wydarzeń, poczuciem obcości w nowym, nieprzyjaznym świecie i niepewnością co do przyszłości. Ocaleni zmagają się z widmem obozu, które nieodłącznie im towarzyszy. Widać to chociażby w podejściu mieszkańców miast i prowincji, w których się pojawiają. Wymowne są chwile transportu, podczas których nadal trwają w ścisku, głodzie i niewygodzie. Nie bez znaczenia pozostają także szczegóły, jak chociażby ścinanie włosów czy brakujące buty.

Znaczną część książki zajmują refleksje na temat rządów Rosji Radzieckiej. W oczach Primo Leviego czas spędzony w obozach w Katowicach i Krakowie, a także później na podróży przez Ukrainę, Białoruś, Rumunię, Węgry, Słowację, Austrię, nie jest wypełniony brutalnością. Wschodni potentat nie jest tu mekką zbrodni, lecz strukturą chaotyczną, zaniedbaną i chimeryczną. W tym świecie tak naprawdę nikt nie wie dokąd zmierza, jaka będzie następna stacja na jego drodze, ile czasu tam spędzi i w jakich warunkach. Zdarzają się także problemy z namierzeniem osoby odpowiedzialnej za dowodzenie obozem przejściowym. Rosja jest zatem przeciętnym wybawicielem – nie tyle złym, ile amatorskim.

Żeby jednak nie było tak mrocznie, warto na „Rozejm” spojrzeć też z innej strony. Primo Levi doświadczył piekła, co do tego nie ma wątpliwości. Nie załamał się jednak, był w stanie patrzeć na rzeczywistość z dystansem. Piękne są tu chwile, gdy razem ze swoimi towarzyszami rozpoczyna handel (absolutnie wspaniały scenariusz kupna ‘kuricy’ w zamian za talerze), gdy opisuje wrażenia towarzyszące swobodnemu przejściu przez ulice, rozwodzi się nad tym, co począć z latryną, czy nakreśla uczestnictwo w zorganizowanych występach teatralnych. Wspomina też o ludziach, którzy bez większego interesu pomagali ocalałym. Autor celebruje małe chwile, zwraca uwagę na proste słowa i gesty, odtwarza też smaki i zapachy dawno zapomnianych uciech. W tym kontekście czytam „Rozejm” jako ważną dla mnie lekcję o tym, jak dużo piękna tkwi w codzienności.