Recenzja "Opowiadania bizarne" Olga Tokarczuk

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Liczba stron: 256
 
Oprawa: twarda


Premiera: 18 kwietnia 2018 r.


Olga Tokarczuk dając swojej najnowszej książce tytuł „Opowiadania bizarne” nałożyła na siebie znaczną odpowiedzialność i oczekiwania. Bizarność bowiem, którą autorka bierze na warsztat, jest niczym innym, jak trudno uchwytną dziwacznością, niezwykłością i nadzwyczajnością danej czynności lub rzeczy. Przedstawione opowiadania cechują się zatem wspólnym mianownikiem w postaci manifestowania i badania granic groteskowości świata. Trudność przedsięwzięcia potęguje też fakt, że autorska fascynacja innością, towarzyszy pisarce od dawna – czasem przybierała ona szaty historyczne, innym razem społeczne czy religijne. Jest więc Pani Tokarczuk zaprawiona w boju na tym polu walki i każda próba zaskoczenia czytelnika, musi być doskonale przemyślana i opisana. 

„Opowiadania bizarne” są więc w pewnym sensie przejawem twórczej konsekwencji i indywidualnego rozumienia sztuki, która pod pozorem błahych i mało poważnych dociekań, kryje rozważania fundamentalne. Absurdalność, przejaskrawienie, zdeformowanie – to wszystko podporządkowane jest wyższemu celowi związanemu z próbą zdefiniowania tożsamości. Autorka zderza ze sobą kilka zupełnie odmiennych światów po to, by pokazać, ile barw i szram ma ten rzeczywisty. Kreując irracjonalne sytuacje zadaje nam pytania o to, ile tak naprawdę wiemy o otaczającej nas rzeczywistości.

Meandry codzienności wikłają się więc tu z dziwnością, która przybiera różnorodne formy. Raz jest częścią ludzkiej percepcji („Pasażer”), innym razem fragmentem świata, który dopiero po swoim końcu zaczyna być bliski („Przetwory”), bywa też czymś onirycznym („Zielone dzieci”), wielowymiarowo ostatecznym („Transfugium”), czy jednorodnie rozczarowującym („Serce”). Dla jednego bohatera niezrozumiałe są skarpetki z pionowym szwem, dla drugiego składanie bóstwa corocznie w ofierze, dla kolejnego zaś będą to zielone dzieci. Inność krąży gdzieś między kontrolowanym zagubieniem, a magią, zawsze jednak definitywnie zmienia tych, którzy jej doświadczają. 

„Opowiadania bizarne” są zbiorem bardzo równym stylistycznie, choć niekoniecznie zrównoważonym jakościowo. Najbardziej jednak zapada w pamięć jeden z początkowych tekstów „Zielone dzieci”. Narratorem tej historii jest francuski lekarz, który wiedziony naturą odkrywcy wyrusza na daleką północ, gdzie poznaje fenomen dzieci z domieszką czegoś roślinnego w sobie. Zrodzone gdzieś na zapuszczonych moczarach, są nie tylko naukową ciekawostką, ale także, a może przede wszystkim nienazwanym zagrożeniem, podkopującym postument powszechnego bezpieczeństwa. Urocze jest w tej historii zestawienie dawnych dworskich czasów, z wyimaginowanymi potworami i wpływ tych fantazji na kształt otoczenia.

Zawodzi natomiast to, co miało być koronnym argumentem zbioru. W kolejnych tekstach, Tokarczuk wykorzystuje najbardziej pospolite z dostępnych antidotów na zbudowanie napięcia – wizje przyszłości. W „Wizycie”, choć nie poprowadzono intrygi, autorka kreśli obraz społeczeństwa współżyjącego z androidami. Z kolei w „Transfugium”, pojawią się wątki, stanowiące głos w debacie na temat zacierania różnic między człowiekiem a innymi bytami. Na koniec przyjdzie czytelnikowi zmierzyć się także z rozważaniami na temat metafizyki włączonej w świat zaawansowanych technologii. W „Górze Wszystkich Świętych” i „Kalendarzu ludzkich świąt” wierzenia będą mieszać się z katastrofą ekologiczną, zaś upadek morale z medialnymi nadużyciami. Z tych tekstów wypłynie dla nas wiele pytań, między innymi o okrucieństwo, o różne rodzaje religii, o niedopasowanie do rzeczywistości czy o źródła dobra. Jest więc celnie i refleksyjnie, z talentem i polotem. A jednak mam żal do Laureatki Nagrody Nike, że w dobie ciągłego zasypywania nas futurystycznymi wizjami, ona, piewczyni historii i tradycji, poszła tą samą, udeptaną drogą co główny nurt. Tym samym częściowo pozbawiła się tego, czego zażądała od siebie nadając zbiorowi taki, a nie inny tytuł – efektu dziwaczności.

To jednak tylko szczegół w morzu dobra, jakie spływają na uważnego czytelnika „Opowiadań bizarnych”. Dzięki niezastąpionemu stylowi mistrzyni słowa, dbałości o szczegóły oraz barwności opisu, skonstruowane przez nią mikroświaty są swoistymi zaczynami, od których oczekiwałoby się dalszego rozwinięcia. Po lekturze pozostaje zatem uczucie niedosytu związane z pożądaniem obcowania z literaturą wysokiego lotu. Tokarczuk wprowadza nas w nastrój opowieść grozy, kojarzących się z „Kwaidanem” czy dziełami Edgara Allana Poe. Dominuje atmosfera lęku, zagubienia i wątpliwości, która pokropiona zostaje delikatnym humorem i zadumą nad światem. To niewątpliwie ciekawy zbiór, który warto poznać. To też bardzo ambitny projekt, wielopłaszczyznowy fresk, w którym rozważania o naturze mieszają się z religią, zaś codzienność ze snami. Choć jestem zdeklarowanym fanem racjonalności i dziedzictwa kulturowego, te opowiadania naprawdę skłoniły mnie do rozmysłu. Nie znam drugiego takiego polskiego pisarza, który z podobną wielkością byłby w stanie zmierzyć się z tym tematem i wyjść z niego z obronną ręką.

Ocena:



9 komentarzy:

  1. Nie przepadam za krótką formą wypowiedzi, ale dla tego zbioru jestem gotowa zrobić wyjątek.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam u znajomej recenzję rówie pozytywną co Twoja, więc choć rzadko czytam opowiadania, to z tymi muszę się zapoznać :)

    Pozdrawiam
    http://zksiazkanakanapie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czasu do czasu czytuję opowiadania, ale nie jestem pewna czy tematyka tej książki przypadłaby mi do gustu, bo to nie jest coś, po co mam zwyczaj sięgać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem bardzo ciekawa tej książki, a Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć.
    Coraz bardziej przekonuję się również do opowiadań, natomiast nazwisko Autorki mówi samo za siebie.
    Bizarność brzmi w tym kontekście niezwykle interesująco.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    http://czytamiznikam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę też sięgnąc po tą książkę, koniecznie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się obszerność Twojej refleksji po lekturze opowiadań Tokarczuk, ale w paru (mniejszych) kwestiach się nie zgodzę.

    Po pierwsze literatura s-f - a więc proza z odważną wizją jutra - wcale nie należy do głównego nurtu. Aczkolwiek coś musi być na rzeczy, ale tylko na gruncie mediów wizualnych (w kinie dominują wszak fantastyczne blockbustery). Tymczasem papierowa fantastyka przygrywa z literaturą faktu, która cieszy się sporym zainteresowaniem czytelników. Zresztą, sama pisarka ubolewa (w mowie noblowskiej) nad spadkiem zaufania czytelników do fikcji i przekonuje, że tam też znajdziemy (jakąś) prawdę. To głębszy temat, ale chodzi o to, że prawda nie opiera się jedynie na zgodności z faktem (trochę jak np. w sztuce uprawiania filozofii).
    Aha, z twierdzeniem, że opowiadania z tego zbioru są równe pod względem stylistycznym, też nie mogę się zgodzić. Bo stylistyka odpowiada również gatunkowi, a mamy tu i opowieści niesamowite (trochę właśnie jak u Poe), jest konwencja fantasy, no i jest s-f. Konwencje te współtworzy oczywiście także indywidualny styl autorki, co pewnie miałeś na myśli. Trochę się czepiam, wiem. ;)

    Generalnie, fajną przedstawiłeś opinię. I myślę, że w paru kwestiach trafiasz w punkt. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziś skończyłem czytać opowiadania. Nie planowałem, że dzisiaj będzie to ostatnie w zbiorze "Kalendarz ludzkich świąt" (czytałem po kolei). Tak właściwie to nie planowałem, że będę cokolwiek czytał. Tak wyszło i ta ostatnia historia, dzisiaj w pierwsze ze Świąt Wielkanocnych 2020, wybrzmiała dla mnie zupełnie inaczej niż byłoby to np. miesiąc czy dwa temu.

    OdpowiedzUsuń