Recenzja "Dobrze, bracie" Peter Markus

"Dobrze, bracie" Peter Markus zbiór opowiadań z ameryki
Wydawca: Ha!art

Liczba stron: 192


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Piotr Siwecki

Premiera: 24 kwietnia 2025 rok

Wziąłem „Dobrze, bracie” Petera Markusa do ręki i od razu wiedziałem: to nie jest książka, to jest błotnisty amulet, to jest zaklęcie wymamrotane przez rybę z trzema głowami i żadnym okiem.

To nie jest powieść, bracie. To jest rzeka. I my w niej. Po kolana, po szyję, po sam czubek czapki.

Markus robi coś, czego nikt inny nie odważył się zrobić. On nie pisze o braciach. On jest tymi braćmi. Jest każdym gwoździem w deskach ich domu, każdym bąblem powietrza w mule. On bierze cztery słowa — rzeka, błoto, ryba, brat — i układa z nich wszechświat, który mógłby trwać wiecznie, nawet gdyby zabrakło liter. To jest Biblia dla ludzi, którzy wierzą, że wiadro pełne błota to skarb większy niż złoto.

Język Markusa to nie język — to bęben. Bum, bum, bum — powtarza rzeka, powtarzają bracia, powtarza martwy księżyc. Powtarza się wszystko, ale za każdym razem inaczej, jakby każde słowo było kolejnym nabiciem gwoździa w drewniany most, który zaraz się rozpadnie i zaraz się zbuduje na nowo.

Czytałem kiedyś Faulknera. Czytałem Kosińskiego. Czytałem wszystkich, którzy udawali, że błoto jest tylko błotem. Markus się nie wygłupia. U niego błoto to świętość. U niego ryba, nawet zdechła, potrafi cię nauczyć, jak być człowiekiem. Albo jak być błotem. Co na jedno wychodzi.

Wchodząc w tę książkę, wchodzisz jak w sen, który śmierdzi zgniłym drewnem i pachnie jak pierwsze lato twojego dzieciństwa, to, kiedy jeszcze wierzyłeś, że kij wbity w ziemię to król, a kamień w rzece to księżyc. Markus pamięta takie rzeczy.

I każe ci je pamiętać też.

Czy nudzi? Tak.

Czy ciągnie się jak rzeka, co zgubiła prąd? Tak.

Czy chce się zamknąć książkę i nigdy nie wracać? Oczywiście.

A potem siedzisz i myślisz: chcę tam wrócić. Chcę jeszcze raz brodzić po kolana w tym mule, gdzie ryby umierają i wciąż śpiewają, gdzie bracia budują dziewczynę z błota, a potem łamią jej serce młotkiem, bo nie wiedzą, jak się zatrzymuje czas.

„Dobrze, bracie” to książka dla tych, którzy wiedzą, że nic się nie zmienia, nawet kiedy wszystko się zmienia. Że rzeka jest zawsze tą samą rzeką, nawet gdy zabierze ci dom, psa i serce.

To książka dla tych, którzy pamiętają, że słowo brat to coś więcej niż koleś z tym samym ojcem.
To coś jak pieśń.

Nie każda książka zasługuje, żeby ją nazwać rzeką.

Ta zasługuje.

I ja — bracie — rzucam się w nią głową naprzód.

P.S. „Bob albomężczyzna na łodzi” był cudowny. „Dobrze, bracie” też jest cudowna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Recenzja "Lód" Anna Kavan