Recenzja "Otwarte wody" Caleb Azumah Nelson

"Otwarte wody" Caleb Azumah Nelson to powieść obyczajowa z rasizmem w tle
Wydawca: Drzazgi

Liczba stron: 156


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Mariusz Gajdek

Premiera: 20 czerwca 2023 rok

„Otwarte wody” to debiut brytyjsko-ghańskiego pisarza i fotografa Caleba Azumaha Nelsona. Niewielkich rozmiarów książka otrzymała wyróżnienie Costa Book Award. O randze nagrody najlepiej niech świadczą jej poprzedni laureaci. W tym wypadku są to: Ingrid Persaud, Sara Collins, Stuart Turton, Gail Honeyman, Francis Spufford, a przechodząc nieco dalej w przeszłość także Norman Lebrecht, Tim Lott czy Pauline Melville. Część z nich była później tłumaczonych na nasz ojczysty język, o innych wiemy niewiele i ten stan rzeczy pewnie za szybko się nie zmieni. Jedno jest pewne - Costa Book Awards, czyli nagroda przyznawana dla anglojęzycznych książek pisarzy z Wielkiej Brytanii i Irlandii, nie jest wielkim wyznacznikiem jakości dzieła. Dla autora jest to pewnie duży prestiż i zastrzyk gotówki, dla polskiego czytelnika laurka jakich wiele na rynku.

Czy "Otwarte wody" Nelsona to "najlepszy debiut od lat"?

„Otwarte wody” Nelsona The Times nazwał „najlepszym debiutem od lat”. Ja taki wylewny nie będę. Niewielkich rozmiarów powieść traktuje o czułości, którą nasza żyjąca Noblistka zdefiniowała jako „najskromniejszą odmianę miłości”[1]. Dwójka bohaterów spotyka się w londyńskich pubie. On, fotograf, i ona, tancerka. W tej pierwszej scenie między nimi dzieje się niewiele. Delikatne spojrzenie, uśmiech, podpytywanie znajomego o bliższe informacje. Iskra została jednak wzniecona i objęła swoją siłą oddziaływania dalsze życie młodych osób. Ich późniejsze relacje dalekie są od modelu życia, który można uznać za „tradycyjny”. Nie ma tu dzieci, wspólnego mieszkania, znudzenia i frustracji spowodowanej malutkimi przyzwyczajeniami. Nie ma czytania w myślach, powtarzalności, ulubionych potraw. Każde kolejne spotkanie jest odkrywaniem się na nowo, ale także próbą oswojenia strachu, przed zrobieniem kroku naprzód. I na tym poziomie „Otwarte wody” są książką ciekawą. Zniuansowaną, subtelną, powiedziałbym nawet, że elegancką. To dobra powieść obyczajowa o szukaniu własnej drogi w świecie.

"Otwarte wody" Caleba Azumaha Nelsona czyta się jak kolejny rozdział "Białych zębów" Zadie Smith

Caleb Azumah Nelson ma jednak świadomość, że obyczajówek napisano już setki tysięcy. Dlatego umiejscawia akcję książki w konkretnej przestrzeni i czasie. Razem z bohaterami znajdujemy się w Londynie w czasie protestów ruchu „Black Live Matters”. Obserwujemy niesprawiedliwość, jaka dotyka czarnoskórych. Czasami przybiera niewinną formę, innym razem realnie ogranicza wolność, a nawet zagraża zdrowiu i życiu. Bohater powieści bywa zatrzymywany w losowych sytuacjach, bo rzekomo przypomina kogoś innego. W pewnym momencie pyta siebie „czy dla nich wszyscy jesteśmy tacy sami”? „Otwarte wody” otwiera zdanie Zadie Smith (tu recenzja "Widzi mi się"). Później pojawia się także jej książka, spotkanie autorskie i wreszcie ona sama. Widać, że dla Nelsona jest postacią kanoniczną. Być może dlatego jego debiut czyta się momentami jak kolejny rozdział „Białych zębów”. 

Po co w "Otwartych wodach" Nelson zastosował narrację w drugiej osobie?

„Otwarte wody” zostały napisane w drugiej osobie. Narrator zwraca się bezpośrednio do bohatera. „Odprowadzają cię na miejsce. Jesteś im wdzięczny za tę tymczasową opiekę”. Czyta się to, że użyję kolokwializmu, dziwnie, nienaturalnie, mimo iż przecież nie jest to jakieś literacie novum (pozwolę sobie przypomnieć chociażby „Siódemkę” Ziemowita Szczerka wydaną 9 lat temu przez Ha!art albo fragmenty „Morfiny” Szczepana Twardocha). David Herman zauważa, że ten typ opowiadania to swoiste „narzędzie do myślenia”[2]. Brian Richardson mówi z kolei, że narracja w drugiej osobie bywa uważana za ostatni ważny modernistyczny eksperyment bazujący na fundamencie literackich reprezentacji świadomości bohatera[3]. Wprowadzenie tego rozwiązania musi być zatem uzasadnione. Powinno zmniejszać dystans między narratorem i postacią, do której się zwraca, a jednocześnie dawać efekt symultaniczności. Osoba mówiąca relacjonuje tylko to, co wie o drugim człowieku. Nie ma miejsca na dygresje, szczegóły czy opowiadanie o kimś innym. Inaczej cała metodologia bierze w łeb. Czy Caleb Azumah Nelson podołał trudnościom i uniknął pułapek związanych z formę opowieści, na którą się zdecydował? Tak, choć trzeba przyznać, że czytając książkę refleksje na temat zależności narratora i bohatera zeszły na dalszy plan. Inaczej mówiąc, brytyjsko-ghański autor w mojej interpretacji nie osiągnął wartości dodanej. Użyczył głos ofiarom wykluczenia, mimo iż sam należy do tej grupy. Nie widzę uzasadnienia dla takiego wyboru środków komunikacji z czytelnikiem.



[1] Przemowa Noblowska Olgi Tokarczuk, s. 24.

[2] D. Herman Stories as a Tool for Thinking, w: Narrative Theory and the Cognitive Sciences, ed. By D. Herman, CSLI Publications, Stanford 2003, s. 163-192.

[3] B. Richardson, Unnatural voices. Extreme narrations in modern and contemporary fiction, Columbus 2006.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz