Najlepsze książki wydane w 2022 roku zdaniem Melancholia Codzienności

Nie wiem czy to ja stałem się mniej wymagający, czy może lepiej dobieram lektury. Może jest też tak, że wydawcy zaczęli baczniej zwracać uwagę na jakość wypuszczanych tekstów (albo po prostu powstaje coraz więcej oficyn dbających o detale). W każdym razie na mojej liście najlepszych książek roku są aż 23 pozycje. Każda z nich w jakimś stopniu dalej we mnie rezonuje. O wszystkich mam ochotę dalej rozmawiać i poznawać dorobek ich autorów. 

Dziękuję wydawcom, tłumaczom, redaktorom i innym osobom zaangażowanym w proces wydawniczy.


 

"Maestro" Birute Jonuškaitė - Pogranicze

„Maestro” to powieść o konkretnej jednostce. Z drugiej strony nie sposób pominąć szerszego kontekstu dzieła. Birute Jonuskaite pokazuje, jak spokój prowincjonalnego świata zostaje bezpowrotnie zburzony przez wtargnięcie wojny i postępu. Choć umieszczenie w centrum dziecięcych bohaterów pozwoliło na nadanie waloru niezwykłości błahym wydarzeniom, gdzieś w tle widzimy brutalne sceny pokazujące naukę przeżywania najtrudniejszych, najbardziej bolesnych emocji. Do wygodnego, pełnego trywialnych spotkań, wzajemnego mijania się i rytuałów determinujących dynamikę bliskich więzów, wdziera się stopniowo chaos, strach, śmierć i rozpad. W tym kontekście „Maestro” jest dla mnie także hipnotyzującą medytacją na temat pamięci, wspólnej historii, ulotności wspomnień oraz kłamstw, które prowadzą do samotności.

Sama powieść ma chropawą, nielinearną strukturę. Przeszłość to się przybliża, to oddala. Bez zapowiedzi pojawiają się postaci epizodyczne, które dopiero po paru stronach ujawniają swoje prawdziwe pochodzenie i intencje (w tym kontekście na pewno łatwiej będzie wejść w świat tej książki osobom znających „Marantę”, choć nic nie stoi na przeszkodzie, aby czytać „Maestro” bez znajomości losów Rasy). Dużo tu niedomówień i przerwanych wątków, co zachęci czytelników literatury artystycznej, a odrzuci osoby szukające w książkach rozrywki i klarowności.

"Skąd" Sasa Stanisić – Książkowe Klimaty

„Skąd” jest książką manifestem, książką oskarżeniem. To pozycja z gatunku WAŻNA i AKTUALNA, ale nie w tym sensie, w jakim WAŻNE i AKTUALNE bywają bestsellery. Nie zrażajcie się tym sformułowaniem, bo możecie sporo stracić. Stanisic mówi o naprawdę istotnych kwestiach dla każdego uchodźcy, ale też dla osób, które z tymi uchodźcami wchodzą w jakiekolwiek interakcje. A nawet dla tych, co tych interakcji unikają. A może właśnie przede wszystkim dla nich. Homofobia i nietolerancja widoczne są na każdym kroku. Także u nas.

Nie mam pewności czy książka napisana w tak specyficzny, poszarpany i polifoniczny sposób może cokolwiek zmienić. Być może jest zbyt trudna, być może brakuje to klarowniejszego story, być może też autora jest tu czasami za dużo. Co by tu jednak nie mówić, „Skąd” uderza i trafia w wiele czułych punktów.

"Siódmy zyciorys" Ota Filip – Wydawnictwo Czarne

„Siódmy życiorys” mówi o dysharmonii między tym, za kogo się uważamy, a tym, kim czyni nas otoczenie i jego kontekstowość. Wspomnienia autora bywają prawdziwie bolesne, ale także magicznie zabawne. Duża liczba nieporozumień, młodzieńczych przygód i typowo czeskiego spojrzenia na świat, sprawia, że przez tę książkę się płynie, jak przez spokojne jezioro. To taka proza, która ujmuje, choć traktuje o tematach poważnych i okrutnych. Naznaczona nostalgią oraz tragizmem w gruncie rzeczy daje wejrzenie w szersze realia komunistycznej rzeczywistości. Jest barwną kroniką przypadków, które mogą być interpretowane na wiele sposobów, w zależności, po której stronie akurat się znajdujemy. Być może książka nie byłaby aż tak dobra, gdyby nie sposób, w jaki Ota Filip pisze. Rzeczowy, ale jednocześnie sielankowy, poważny, ale w wielu miejscach także zabawny, osobisty, ale uciekający od emocjonalnego tonu.

"Schron przeciwczasowy" Georgi Gospodinow – Wydawnictwo Literackie

W stosunku do „Schronu przeciwczasowego” można użyć bardzo wielu, bardzo ciepłych słów. To niewątpliwie bardzo dobra powieść, ale jednocześnie rzecz trudna w odbiorze. Jej struktura przypomina kalejdoskop, w którym elementy chaotyczne (to tak zwany chaos uporządkowany), mieszają się z niesamowitymi kadrami i historią. Gospodinow bywa ostry, dowcipny, refleksyjny, świeży. Czytam tę powieść jako apel o poszanowanie wiedzy historycznej, ale także o rozsądne dokonywanie wyborów, które rzutują na naszą przyszłość. Mimo że autor skupia się na tym, co było, bardzo wyraźnie ostrzega przed tym, co lada moment może nas dopaść. Ostatnie zdania potwierdzają, jak cenne może być oderwanie się od kultu pieniądza, i racjonalna analiza sytuacji geopolitycznej.

"Kramp" María José Ferrada – Wydawnictwo Claroscuro

„Kramp” jest powieścią autobiograficzną (autorka dorastała w środowisku komiwojażerów), która z jednej strony doskonale obrazuje, jak działa umysł dziecka i na co jest podatny, z drugiej rozlicza też reżim i jego wpływ na ludzkie losy. W tym na życie niewinnych dzieci. To malutka, dyskretna i niepozorna książka z mocną końcówką. Bardzo dobrze napisana. Nie sztuką jest bowiem grać na emocjach, gdy w rolach głównych obsadza się dziecko i dyktaturę. Sztuką jest tak poustawiać pionki na planszy książki, żeby o całym brudzie dowiadywać się z przemilczeń.

"Orzełek z białą głową" Robert Lalonde – Wydawnictwo w Podwórku

„Orzełek z białą głową” napisany jest w sposób niedzisiejszy. Robert Lalonde dobitnie pokazuje, że dobra literatura to nie tylko wycyzelowane, krótkie zdania i ograniczenie opisu otoczenia do minimum. W jego książce spotkamy kwieciste frazy, barwne porównania i niezwykle precyzyjne oddanie emocji. Środki, których używa, tworzą w głowie czytelnika sycące obrazy, jednocześnie nie ma tu niczego zbędnego. Nie dostrzegam w powieści przegadania, stosowania niepotrzebnych ornamentów czy erudycyjnej gry. To jedna z tych książek, która wykorzystuje celne i esencjonalne zdania do opowiedzenia historii stapiającej w jedno naturę i literaturę. Piękna rzecz, idealna do spokojnego czytania i smakowania słowa.

"Z kamienia i kości" Bérengère Cournut – Biuro Literackie

Nowość Bérengère Cournut jest książką o Arktyce. Jest też relacją o zimnie, o śniegu, o walce ze słabościami. „Z kamienia i kości” to też utwór o świecie nierealnym. Życie Uqsuralik przepełnione jest duchowością oraz pradawnymi wierzeniami. Gdy jest w ciąży, musi jako pierwsza opuszczać igloo, aby jej dziecka nic nie blokowało podczas porodu. Hila, córka głównej bohaterki, dostała imię po matce Sauniq, w ten sposób nadając łańcuchowi pokoleń okrągły kształt. Aby uleczyć chore dziecko, szaman musi odbyć podróż. Duch ziemi, olbrzym powracający co jakiś czas, wielokrotnie przywraca Uqsuralik do życia mocą swojej pieśni. Ludzie, zwierzęta, duchy: wszyscy mają tu swoje obrzędy i słowa. Należą do tej samej całości, która nie mogłaby istnieć, gdyby nie była rozpatrywana we wszystkich jej odcieniach.

Książka Bérengère Cournut, mówi o niewygodach życia, o głodzie, także o potrzebie bliskości. O tym, jak kapryśna bywa natura i jak te jej kaprysy mogą zmieniać nasze życiorysy. To oczywiście przestroga, ale też pięknie i namacalnie nakreślona rzeczywistość. Autorka na podstawie studiów literatury przedmiotu wykreowała prawdziwą krainę. Liczne fotografie zamieszczone na końcu książki tylko dodają jej prawdziwości. Nie inaczej jest z językiem – oszczędnym, lirycznym, ostrym jak brzytwa. Surowy klimat, okrutna historia, budzące fascynację i grozę piękno absolutu, brutalne postępowania, przyciągające milczenie, złowieszcza samotność, umierająca nadzieja, próby poszukiwania swojego miejsca – tak wygląda życie Uqsuralik. Taki jest przepis na świetną książkę.

"Bob albo mężczyzna na łodzi" Peter Markus – Wydawnictwo Ha!art

„Bob albo mężczyzna na łodzi” Petera Markusa odchodzi od tego, co dostrzegamy w większości debiutanckich powieści. Nie ma tu pchania na siłę modnych tematów, autor nie ozdabia swojej książki skomplikowanymi ornamentami, nie skupia się też na prezentacji psychologicznych, moralnych i społecznych form kształtowania się osobowości głównego bohatera. Nie wciska także na siłę fabularyzowanej wersji własnych doświadczeń.

Czym więc jest „Bob albo mężczyzna na łodzi”? Pisanym niewierszem, antygatunkowym, postkapitalistycznym i quasi-filozoficznym tekstem o poszukiwaniu ryby. Żadne streszczenie nie unaoczni rozmiarów tajfunu, który szaleje pod czaszką Petera Markusa.

"Żyda dla przykładu" Jacques Chessex – Wydawnictwo Austeria

W kwietniu 1942 roku dochodzi do popełnienia zbrodni w Payerne – niewielkim miasteczku położonym w zachodniej Szwajcarii, w kantonie Vaud. Handlarz bydłem z Berna, niejaki Arthur Bloch, zostaje ogłuszony stalowym prętem, dobity strzałem w głowę, a następnie poćwiartowany i wrzucony do pobliskiego jeziora. Oprawcami są lokalni, szwajcarscy zwolennicy nazizmu, podjudzani przez pastora Philippe’a Lugrina. Arthur Bloch nie zginął przez swoje winy. Prowadził spokojne życie, handlował uczciwie, nie dopraszał się o żadne przywileje. Na jego nieszczęście był Żydem. Ta śmierć miała być „dla przykładu”. To kara wymierzona dla dobra ubogiej wspólnoty, która kryzys gospodarczy, przynajmniej w oczach fanatyków, zawdzięczała właśnie Żydom.

„Żyda dla przykładu” czytam jako książkę rozliczeniową, jako napisaną tuż przed śmiercią próbę pogodzenia się z okrutną rzeczywistością, ale także jako przestrogę. Ta książka, ta historia, jest dzisiaj chyba jeszcze bardziej aktualna, niż w momencie jej pisania.

„Kochanka Wittgensteina” David Markson - Państwowy Instytut Wydawniczy

Niezwykłość w literaturze może mieć różne imię. David Markson wykreował postać Kate – prawdopodobnie ostatniej istoty na świecie. Ten pomysł może zwiastować powieść postapokaliptyczną, silnie egzystencjalną, albo inicjacyjną. Nie tym razem. Zamiast potworów, poszukiwania bezpiecznego miejsca do życia czy badania okruchów historii, widzimy Kate w ciągłym ruchu. Jesteśmy zamknięci w jej głowie, słyszymy jej monolog, doświadczamy przypadkowości w różnych zabarwieniach. Jeśli szukacie najbardziej niecodziennej narracji tego roku, to obok „Boba albo mężczyzny na łodzi” sięgnijcie właśnie po „Kochankę Wittgensteina”.

„Chilijski poeta” Alejandro Zambra – Wydawnictwo Filtry

Na mojej liście najlepszych książek 2022 roku nie może zabraknąć pozycji nieco lżejszych. Literatura pełni różne funkcje, a jedną z nich jest też inteligentna rozrywka. Wbrew pozorom książek spełniających to założenie nie czytałem w zeszłym roku zbyt wielu. Niemniej jest „Chilijski poeta”, czyli tacy „Dzicy detektywi” pisani przez człowieka z poczuciem humoru. I bardzo mi to pisanie odpowiada. To powieść, która nie potrzebuje skomplikowanej pracy w słowie, używania neologizmów, ornamentowania frazy. Zambra jest bardem. Jego słucha się z zainteresowaniem. A że opowiadana historia jest ciekawa i dobrze skonstruowana, że tonuje emocje i nie sili się na moralizatorstwo, to ja tego autora chciałbym poznać coś więcej. A Wam „Chilijskiego poetę” polecam z całego serca.

„Zniknięcia” Georges Perec – Lokator

Wow! Co to jest za popis umiejętności! Cóż to za literacki majstersztyk! Kto się Perecem interesował, ten pewnie kojarzy, że jego „Zniknięcia” są pozbawione litery ‘E’. Niesie to za sobą kilka konsekwencji. Po pierwsze owo pominięcie ma znaczenie symboliczne. Po drugie tłumaczenie tego na język polski wymusiło pójście na pewne kompromisy. Mamy tu więc zwroty obcojęzyczne, uproszczenia (np. „krużganki oświaty”) czy dość nietypowe rozwiązania (zazwyczaj pisze się o patrzeniu w cztery strony świata, tymczasem tu mamy „w trzy strony świata”). Ba, jest nawet Inwokacja bez litery ‘e’. Po trzecie wreszcie czyta się to dziwnie, ale bardzo smakowicie. „Zniknięcia” są dla mnie fenomenalnym przykładem literackiego eksperymentu, który swoim zabiegiem coś udowadnia. Ale to nie wszystko. To także świetna fabuła. Chodzi w niej mniej więcej o to, że najpierw znika jedna osoba. Inne zaczynają jej szukać, mając do dyspozycji wyłącznie śladowe poszlaki. Później znika kolejna osoba, i następna i dalej jeszcze kilka. Akcja raz goni, by zaraz zwolnić i się urwać. Chowa się w szkatułkach i kontynuuje w ustach innej osoby. Niebywałe. Usta rozdziawiałem tak samo często, jak podczas lektury „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. „Zniknięcia” to cudo, które domaga się nagrodzenia pracy tłumaczy.

„apokalipsa ludzi pracy” valter hugo mãe – Wydawnictwo Ossolineum

O tej książce pisało się z kolei całkiem sporo, ale raczej w kontekście rezygnacji z wielkich liter. Tymczasem jest to tylko środek prowadzący do celu. Zabieg oczywiście ciekawy i warto odnotowania, ale nie można do niego sprowadzać recepcji tej znakomitej powieści. Bo to jest przede wszystkim doskonały przykład pisania o ubóstwie, o zmaganiu z trudami życia, o trwaniu mimo wszystko. valter hugo mãe o swoich bohaterkach pisze bez zbędnego uwznioślania czy patosu. Mówi empatycznie, ale nie gloryfikuje postaw czy decyzji. Ja mu zaufałem na tyle, że śmiało mogę nazwać „apokalipsę ludzi pracy” jedną z najlepszych książek roku 2022.

„Dzień, w którym umarło słońce” Yan Lianke – Państwowy Instytut Wydawniczy

O tym, że jestem fanem Yana Lianke, nie muszę chyba nikogo przekonywać. „Dzień, w którym umarło słońce” nie jest z pewnością jego najmocniejszą książką, ale jak zwykle trzyma poziom. Z chińskim pisarzem jest trochę jak z Yasujiro Ozu – dziesiątki pozycji w dorobku i o żadnej nie można powiedzieć, że jest zła, przeciętna, czy tylko dobra. Tym razem Lianke nie rozciąga akcji na pokolenia, a skupia się na jednej tylko nocy. Dodam, że nocy dość nietypowej. Nie jest to może czas żywych trupów, ale na pewno okres niepokojów społecznych i rodzącego się chaosu. Ludzie wpadają w szał, dzieją się rzeczy brutalne, a koniec zbliża się nieubłaganie. „Dzień, w którym umarło słońce” to mocna książka, surowa, nie pozostawiająca nadziei. Niezauważona perełka.

„Skryte, jasne, słone. Rybackie miasteczko w Kornwalli” Lamora Ash – Wydawnictwo Czarne

Któż z nas nie słyszał o serii Sulina? Białe okładki z prostokątnym zdjęciem u góry są już symbolem reportażu. A przy okazji często też gwarancją świetnej lektury. Nie inaczej jest w przypadku „Skryte, jasne, słone”. To książka, którą łatwo mogliście przegapić. Głośniej było przecież o innych nowościach z tej serii – „Wolna”, „Wymyślone miasto Lwów”, „Las zbliża się powoli” czy „Armenia”. Dlaczego więc polecam właśnie ją? Bo to zaskakująco dobra rzecz. Dojrzała i pięknie napisana. Trochę o Kornwalii, trochę o rybakach i morzu, przede wszystkim o rodzinie i pamięci. Lamorna Ash – zapamiętajcie to nazwisko.

„Nic nie ginie” Cloé Mehdi – Wydawnictwo Claroscuro

A to jedna z tych książek, od których nie sposób się oderwać. Cloé Mehdi (podkreślmy, że to rocznik 1992), stworzyła przejmującą relację o życiu młodego człowieka pozbawionego bezpiecznych fundamentów. To opis świata, który postanowił rzucać kłody pod nogi i wymuszać ciągłe dostosowanie się do nowych warunków. U Mehdi nic nie jest pewne – ani droga do domu, ani spokojna noc, ani nawet życie współlokatorów. To też książka o terrorze, niesprawiedliwości społecznej i dyskryminacji. Nie boję się tego powiedzieć – jedna z najlepszych powieści dla różnego typu klubów dyskusyjnych. Jest i ciekawa (w sensie konstrukcyjnym i językowym), i atrakcyjna (dla szerokiej gamy czytelników) i pełna kontekstów.

„Wczoraj” Juan Emar – Wydawnictwo ArtRage

Ależ to było dziwactwo! Juan Emar, pisarz podziwiany przez Roberta Bolaña, stworzył jedną z najbardziej osobliwych w literaturze książek drogi. Na nieco ponad stu stronach obserwujemy parę, która podziwia egzekucję z użyciem gilotyny, strusia pożerającego lwa, coś galaretowatego (lub też coś innego) i parę kolejnych, dość nietypowych zdarzeń. To wszystko oczywiście tylko przykrywka do dużo ważniejszych rozważań na temat śmierci, strachu, odwagi do wyrażania siebie czy pożądania. Powieść Emara wjeżdża na moją listę najlepszych książek 2022 roku głównie z uwagi na pewną scenę. Moim zdaniem kapitalną, jedną z najlepiej napisanych scen, jakie dane mi było czytać. Chodzi o spotkanie u rodziny, o wewnętrzny monolog głównego bohatera, który zastanawia się czy podejść do pewnej kanapy. Wspaniała rzecz. Uwierzcie.

„Tomas Nevinson” Javier Marias – Wydawnictwo Sonia Draga

Ta książka powinna się znaleźć w każdym szanującym się, literackim podsumowaniu 2022 roku w Polsce. I nie, wcale nie dlatego, że Javier Marias zmarł. „Tomas Nevinson” jest powieścią wybitną, kontynuacją godną swej poprzedniczki. Czy jest to największe osiągnięcie pisarza z Hiszpanii? Moim zdaniem nie. Czy trzyma bardzo wysoki poziom? Oczywiście. Czy dostrzec możemy w niej wszystkie cechy charakterystyczne dla Marias? Jak najbardziej! Jest zatem specyficzna narracja, rozbudowane dygresje, odwołania do innych dzieł, a wreszcie człowiek w samym centrum zmagań z rzeczywistością. A wszystko to ponownie wplecione w ciekawą intrygę. Tak pisać umiał tylko Marias.

 „A gdy obejrzysz się za siebie” Juan Gabriel Vásquez – Wydawnictwo Echa

Juan Gabriel Vásquez nazywany kolumbijskim Josephem Conradem, od lat jest regularnie pomijany w rankingach noblowskich. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przyznanie mu tego wyróżnienia, byłoby ze wszech miar uzasadnione. W Polsce mamy dostępnych już kilka jego powieści, a najnowsza „A gdy obejrzysz się za siebie” tylko potwierdza wysoką formę i osobliwość tej prozy. Tym razem na tapetę poszedł życiorys reżysera Sergio Cabrera. Człowieka, którego pewnie nie znacie (jego filmy są wyjątkowo trudno dostępne w Polsce), ale po tej książce zapragniecie poznać. Biografia artysty jest tu przyczynkiem do szerszych rozważań na temat historii, relacji międzyludzkich, niesprawiedliwości społecznych i wielu innych. Rewelacyjna, dobrze czytająca się powieść.

„Szczelinami” Wit Szostak – Wydawnictwo Powergraph

Jeśli ktoś z Was powiedziałby mi rok temu, że w moim rankingu znajdzie się książka o kobiecie, jej ciele i dylematach, dodatkowo pisana wierszem wolnym, to bym pewnie Was wyśmiał. Wit Szostak udowodnił jednak, że odpowiednio dobrana forma, język i punkt widzenia, potrafi zdziałać cuda. „Szczelinami” czyta się cudownie, a do tego trudno nie odnieść wrażenia, że pod każdym zdaniem ukrytych jest kilka kolejnych znaczeń. Czuję się zaskoczony i zauroczony.

"Porządek dnia" Eric Vuillard – Wydawnictwo Literackie

W "Porządku dnia" Vuillard przygląda się wydarzeniom, które doprowadziły Hitlera na polityczny szczyt. Swoją uwagę skupia nie tylko na konkretnych jednostkach, ale też mechanizmach, które doprowadziły do bogactwa takie firmy jak: Siemens, Opel, Bayer i inne. Szczera, dobrze napisana, nie przez przypadek uhonorowana Nagrodą Goncourtów książka. I dla tych, co sporo wiedzą, i dla tych, co o tamtych wydarzeniach nie wiedzą nic.

„Towarzysz Nachman” Izrael Joszua Singer – Fame Art.

Izrael Joszua Singer znalazł się na moich dwóch poprzednich listach najlepszych zbiorów opowiadań. Nie może więc dziwić, że nietłumaczona do tej pory na język polski powieść „Towarzysz Nachman” urzekła mnie na tyle, że stawiam ją na równi z dziełami Lianke, Pereca czy Zambry. Co mi się w niej podoba? Z jednej strony są to emocjonalne losy bohatera, z drugiej reporterski portret świat biednych Żydów. Ja wiem, że dla wielu jednowymiarowe książki o ubóstwie, nie dające choćby okrucha nadziei, nie są czymś, czego szukają w literaturze. Ja jednak czasami takich czarno-białych, poszarpanych obrazów z dawnych czasów potrzebuję. I Singer w pełni te moje potrzeby zaspokaja.

„Drobiazgi takie jak te” Claire Keegan – Wydawnictwo Czarne

A to kolejna z książek na liście, która udowadnia, że piękne może być też małe. Raptem sto stron nowelki Claire Keegan zawiera w sobie tak duże pokłady humanizmu, że można by nimi obdarować cały stos bestsellerów Empiku i jeszcze by zostało na kolejne lata. Kilka tygodni temu pisałem o niej tak:

„Drobiazgi takie jak te” to książka pisana w duchu humanizmu Karola Dickensa. Czytając ją, czułem się jakby ktoś wrzucił mnie w świat „Opowieści wigilijnej” tylko przewiózł kilkaset kilometrów dalej. Podobne jest tu portretowanie przestrzeni, stosunek do bliskich, a nawet psychologizacja postaci (różnic też oczywiście jest sporo). Claire Keegan umiejętnie nie dopowiada tego co najważniejsze, dzięki czemu z 300-stronicowej powieści, zyskaliśmy wyimek historii, którą obudować musimy sobie sami.

Klasyka literatury świątecznej i jedna z piękniejszych opowieści zeszłego roku.

2 komentarze: