Liczba stron: 218
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Zawsze uczono mnie, że nie ocenia się po pozorach. Nie ma znaczenia czy dotyczy to ludzi, miejsc, utworów, albo dowolnego innego przedmiotu, zdarzenia lub istoty. I tak staram się żyć. Czasami ma to głębszy sens i gwarantuje namacalne korzyści, innym razem prowadzi do straty zasobów. W przypadku lektury książki „Rozdroża 1999” Eliasza Chmiela czuję się bliżej tej drugiej opcji. Autor w swoim biogramie notuje, że jest moim i Waszym „dalekim krewnym”. Ze zdjęcia uśmiecha się do nas młody człowiek z rozwianymi włosami, przyodziany w barwny T-shirt. Patrząc na fotografię miałem taką myśl, że to może być książka o wolności, podróżowaniu, imaniu się różnych zajęć. Także o imprezowaniu, byciu pod wpływem, nocnym patrzeniu w niebo i nieoczekiwanym spotkaniu rodaka na drugim końcu świata. I trochę się tego bałem, bo właściwie to nie miałem ochoty czytać takiej książki.
Co otrzymałem? Książkę o wolności, podróżowaniu, imaniu się różnych zajęć. Także o imprezowaniu, byciu pod wpływem, nocnym patrzeniu w niebo i nieoczekiwanym spotkaniu rodaka na drugim końcu świata. Tak, relacja Chmiela jest tym, czego się spodziewałem i trochę obawiałem. Tym razem pozory nie kłamały. Autor opisuje swoje przygody z okresu licealnego i studenckiego. Szczególny nacisk kładzie na wyjazdy w różne rejony świata. Opisuje domówki i wyjścia ze znajomymi we Wrocławiu, Hiszpanii, Portugalii czy Brazylii. Przytacza dyskusje na różne ważkie tematy egzystencjalne, relacjonuje spotkania z cudzoziemcami, bez owijania w bawełnę podaje przykłady wyzysku pracowniczego, mówi też o muzyce czy lokalnych zwyczajach lub rytuałach.
Czy jest to
ciekawe? Momentami tak. Urzekł mnie początek i to nie na żarty. Pierwsze 20-30
stron zwiastowało mi poszatkowaną opowieść o ludzkich losach. O traumie
przenoszonej między pokoleniami. Później jednak gdzieś ten
kolonizatorsko-historyczny rys zaginął. Na pierwszy plan wszedł narrator w
osobie Eliasza Chmiela. Niestety nić łącząca wstępne rozdziały z dalszymi losami autora okazała się zbyt cienka. Czytając miałem nawet wrażenie, że w pewnym momencie zostaje ona zerwana, stanowi odrębny, niedokończony, nie dopisany epizod. A nie o to przecież chodziło.
Również w słowach autora jest trochę atrakcyjnych treści. Przykładowo już u końca powieści autor przechodzi obrzęd poświęcony Caboclom. Jego opis jest szczegółowy, co wnosi wartość merytoryczną także do mojego pojmowania różnorodności kulturowej. Takich epizodów w książce jest jednak nie za wiele. Wiąże się to z przyjętą konwencją, podporządkowaną autorowi, nie zaś konkretnemu zjawisku.
„Rozdroża 1999” powstały z chęci napisania własnej książki. Z marzeń, które autor lubi realizować. Także z chęci zmierzenia się ze swoją przeszłością. To miłe patrzeć, jak młody człowiek czerpie korzyści z tych wszystkich wymian studenckich, z nocnych rozmów o nieznanych nam wierzeniach, z miłości. Ta książka może być motywująca dla osób, które podobnie jak autor, chcą się czuć wolne, i tę wolność rozumieją jako ciągły ruch, niezależność. Ja jednak mam z tym pewien problem, bo sam nigdy nie pragnąłem takiego życia. Jestem z tych, co męczą się na imprezach, picie czy palenie dla towarzystwa zupełnie ich nie interesuje, w podróżach najbardziej doceniają nie piękne zachody słońca, ale uśmiech na twarzach bliskich osób. Z punktu widzenia Polaka z małymi dziećmi, kredytem i dwoma etatami, ta lektura jawi mi się jako coś abstrakcyjnego i niestety czasami mało dojrzałego.
Nie chcę w tym miejscu podcinać skrzydeł autorowi. On opisuje swój świat i wiem, że jest wiele osób które taki model funkcjonowania mocno sobie cenią. Być może dla nich te moralizatorskie myśli mają wysoką wartość. Być może znajdą oni w Eliaszu Chmielu swojego przewodnika? A może też nauczą się rozpoczynać co któreś tam zdanie od słowa ‘Albowiem’. W moim przypadku to po prostu nietrafiony dobór lektury. Za dużo mamy już powieści o tożsamości, poszukiwaniu siebie i inności. Nie moje życie, nie moja bajka.
Słowa uznania należą się jednak wydawnictwu. Dbałość o każdy szczegół książki robi wrażenie. Od zmiany barw stron, przez rozmieszczenie tekstu, aż na playliście kończąc. Chciałoby się, aby każda powieść w Polsce była tak właśnie przekazana czytelnikowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz