Wydawca: Echa
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Premiera: 21 maja 2025 rok
Alan Moore, uznany twórca komiksów i powieści graficznych, autor takich dzieł jak „Strażnicy”, „V jak Vendetta” czy „Prosto z piekła”, debiutuje tu jako autor pięciotomowej prozy długiego oddechu. „Wielkie Kiedy”, pierwszy tom serii „Długi Londyn”, stanowi zarówno kontynuację zainteresowań Moore’a z pogranicza magii, historii i mitografii, jak i nowy rozdział w jego pisarskiej praktyce – bardziej rozciągnięty w formie, osadzony w prozie literackiej, a nie komiksowym kadrze.
Centralną osią powieści jest Londyn. Ten historyczny, powojenny z roku 1949, jak i jego alternatywna, magiczna wersja. Tytułowe „Wielkie Kiedy”. Moore od lat deklaruje fascynację „półprzepuszczalną membraną między faktami a fikcją” i to właśnie ta membrana staje się głównym przedmiotem narracyjnej eksploracji. Miasto nie funkcjonuje tu jako tło zdarzeń, lecz jako aktywny, polifoniczny podmiot. „Czytany” przez bohaterów, ale i sam „czytający” rzeczywistość, w którą zostali wplątani.
Dennis Knuckleyard, główny bohater to młody, niepozorny pracownik antykwariatu. Pewnego dnia odkrywa powieść, która nie powinna istnieć. Ten akt otwiera bramę do drugiej rzeczywistości, do świata magii, czarowników i alternatywnej historii, która podkopuje stabilność linearnego czasu i logicznej narracji. Moore umieszcza więc postać o proweniencji dickensowskiej (sierota, outsider, osoba z marginesu społecznego) w kontekście postmodernistycznego eksperymentu z tożsamością, czasem i przestrzenią.
Pod względem formalnym „Wielkie Kiedy” to powieść ambitna, miejscami hermetyczna, często operująca polifonią stylów i rejestrów językowych. Już pierwsze sceny, rozciągnięte, pełne dygresji, z wyraźnie rytualnym, niemal teatralnym tonem, sugerują, że nie mamy do czynienia z konwencjonalnym urban fantasy. Język Moore’a, pełen gier słownych, metafor i aluzji literackich, wymaga od czytelnika skupienia. Obecne są tu zarówno echa klasycznego realizmu (portret środowiska księgarskiego z antykwariatem jako centrum mikroświata), jak i wyraźne nawiązania do literatury okultystycznej, modernistycznego strumienia świadomości czy tradycji angielskiej prozy psychogeograficznej.
Narracja prowadzona jest z wykorzystaniem złożonej sieci odniesień intertekstualnych: od alchemii i kabały po literaturę popularną i mitologię miejską. Moore buduje labirynt znaczeń, w którym linearność ustępuje miejsca palimpsestowi. Opowieść czytana jest warstwowo, czasem metaforycznie, czasem jako ezoteryczne przesłanie.
Z punktu widzenia genologii literackiej „Wielkie Kiedy” trudno zatem przypisać do jednej kategorii. Formalnie najbliżej jej do miejskiej fantasy z elementami powieści inicjacyjnej i czasu alternatywnego, ale równie dobrze można mówić o niej jako o eksperymencie postmodernistycznym, z silnym komponentem metafizycznym. Znaczące jest także to, jak Moore posługuje się konwencją podróży w czasie. Jest ona nie tyle wehikułem fabularnym, ile filozoficznym instrumentem do podważania dominujących modeli historii.
Można zaryzykować tezę, że autor traktuje czas nie jako linearny porządek, ale jako strukturę sieciową – splątaną, samopowtarzalną, pełną zakłóceń i ech. W tym sensie Moore wpisuje się w tradycję tzw. dziwnej brytyjskiej prozy, gdzie realność zostaje nie tyle odrzucona, co radykalnie zdeformowana.
Choć „Wielkie Kiedy” nie jest powieścią stricte polityczną, pod powierzchnią fabularnej baśni przebijają wątki typowe dla twórczości Moore’a: sceptycyzm wobec struktur władzy, ambiwalencja względem mitu narodowego, nostalgia podszyta krytycyzmem. Powojenny Londyn jest tu nie tyle tłem, co symptomem pewnego rozkładu (społecznego, moralnego i metafizycznego). Moore przypomina, że każde imperium ma swoje duchy, a każdy system swoje cieniste sobowtóry.
Wreszcie „Wielkie Kiedy” to opowieść o końcach: er, pokoleń, czarodziejów, i samych modeli rozumienia rzeczywistości. Świat przedstawiony nie zmierza ku katharsis, lecz raczej ku rozpadowi. Nie może więc dziwić, że „Wielkie Kiedy. Długi Londyn” to proza wymagająca, złożona i zdecydowanie nienastawiona na natychmiastową satysfakcję czytelnika. Jest to książka, która łączy wyrafinowanie językowe z głęboką erudycją, a równocześnie nie unika ironii i pastiszu. Niektórych może odstraszyć gęstość narracyjna i hermetyczność aluzji, ale dla odbiorców otwartych na literacką wieloznaczność będzie to lektura prowokująca i w najlepszym sensie niepokojąca.