Wydawca: Drzazgi
Liczba stron: 268
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 27 stycznia 2025 rok
Wydawnictwo Drzazgi zaskoczyło w tym roku dwoma fantastycznymi zbiorami opowiadań. O „Prując przez raj” Sama Sheparda być może jeszcze opowiem. Pierwszeństwo daję jednak autorowi polskiemu. Radosław Kobierski – poeta, prozaik, krytyk literacki – w tomie „Na wulkanie” proponuje czytelnikowi literaturę wyjątkowo zdyscyplinowaną formalnie, a zarazem otwartą na niejednoznaczność doświadczeń. Jest to książka, która w pejzażu najnowszej polskiej prozy wyróżnia się (paradoksalnie) powrotem do tradycji: do realizmu psychologicznego, do „małego realizmu” znanego z dzieł Jarosława Iwaszkiewicza czy Ingi Iwasiów, a także do pisarstwa koncentrującego się na codzienności, z jej ciężarem, pęknięciami i nieuchronnym przemijaniem.
Pięć opowiadań tworzących zbiór łączy doświadczenie liminalności. Bohaterowie znajdują się na granicy: między przeszłością a przyszłością, miłością a rozpadem więzi, pamięcią a zapomnieniem. Bernard, Zygmunt, Jill, Eliza czy Stan to postaci pozornie zwyczajne, lecz każdy z nich doświadcza symbolicznego „wybuchu”, tytułowej erupcji emocjonalnej, która destabilizuje ich dotychczasowe życie.
Ważnym motywem jest pamięć i jej zwodniczość. Pamięć miejsc (Bytom, Kłodzko, Wolin, Szkocja), relacji (utracone przyjaźnie, trudne wspomnienia rodzinne), a także ciała, które w chorobie czy po wypadku przypomina o własnych granicach. Bohaterowie Kobierskiego egzystują „na wulkanie”, w stanie napięcia, które nie znajduje prostych rozwiązań. Nieprzypadkowe są tu tropy geologiczne: „tektonika relacji”, „sejsmika emocji”. To język metaforyczny, pozwalający zobaczyć życie jako przestrzeń pęknięć, ruchów podskórnych, które nagle wydobywają się na powierzchnię.
Kobierski świadomie rezygnuje z fabularnych fajerwerków. Opowiadania często zaczynają się in medias res i kończą bez wyraźnych rozstrzygnięć. Przypomina to technikę Iwaszkiewicza w „Pannach z Wilka” czy „Brzezinie”. Narrator pozostaje powściągliwy, nie narzuca interpretacji, a klarowny i oczyszczony z ornamentów język działa niczym soczewka skupiająca uwagę na drobnych gestach i detalach codzienności.
W tym sensie „Na wulkanie” wpisuje się w nurt małego realizmu, w którym zwyczajność zostaje dowartościowana, a opowieści o zwykłych ludziach zyskują wymiar uniwersalny. To literatura ufająca w moc detalu i w prawdę cichej obserwacji.
Na szczególną uwagę zasługuje opowiadanie „Wieża”, którego bohater, Zygmunt, spędza czas na górskiej wieży widokowej. Z pozoru nic się nie dzieje. Ot, samotny mężczyzna obserwuje przestrzeń i myśli. A jednak ten statyczny obraz kryje intensywne napięcie: wieża staje się symbolem dystansu wobec życia, zawieszenia między niebem a ziemią, potrzebą obserwacji i lękiem przed uczestnictwem. To jedno z najbardziej „iwaszkiewiczowskich” opowiadań zbioru – o człowieku, który dopiero w konfrontacji z ciszą i pejzażem dostrzega własne pęknięcia.
W innym tekście poznajemy też historię Bernarda, mężczyzny, który po wypadku poddawany jest terapii w komorze hiperbarycznej. Zamknięta przestrzeń działa tu na dwóch poziomach: jako medyczna procedura i jako metafora psychicznego uwięzienia. Bernard, zawieszony między życiem a śmiercią, wspomina dawne relacje, próbuje „oddychać” wspomnieniami, które niczym tlen, podtrzymują go przy życiu. To opowiadanie o granicy świadomości, o cielesnej i duchowej kruchości człowieka.
Na mapie polskiej prozy Kobierski jawi się jako autor świadomie idący pod prąd modnym tendencjom. Jego opowiadania nie sięgają po aktualne medialne tematy, nie próbują wywoływać kontrowersji. Tym bardziej interesująca wydaje się paralela z pisarstwem Olgi Tokarczuk. Może nie tyle w warstwie stylistycznej, ile w sposobie budowania bohaterów zawieszonych między biografią jednostkową a wielkimi procesami historyczno-społecznymi. W „Na wulkanie” dostrzegalna jest także bliskość z działami Andrzeja Stasiuka (choć Kobierski pozbawia swoją narrację „barokowej” frazy), a także z melancholijną, introspektywną prozą Tadeusza Nowaka.
Najsilniejszym tonem „Na wulkanie” jest melancholia, świadomość, że przeszłość, choć niewyraźna i pełna powidoków, wciąż rezonuje w teraźniejszości. Kobierski nie oferuje bohaterom pełnych rozwiązań, nie obdarza ich nadmierną samoświadomością. W ciszy, w urwanych dialogach i w niedopowiedzeniach kryje się prawda o ludzkim doświadczeniu.
Można powiedzieć, że autor praktykuje etykę milczenia – pokorne uznanie, że nie wszystko w ludzkiej psychice da się nazwać. W tym sensie proza Kobierskiego bliska jest fenomenologicznej tradycji opisu świata przeżywanego, gdzie ważne są nie tylko fakty, ale i nastroje, doznania, drobne gesty.