Najlepsze książki wydane w 2024 roku zdaniem Melancholia Codzienności

Nowy rok, nowe historie do odkrycia! W 2024 świat literatury zaskoczył świeżymi tytułami, które podbiły serca czytelników. Od zapierających dech w piersiach thrillerów, przez wciągające powieści obyczajowe, po książki, które otwierają oczy na zupełnie nowe perspektywy – ten rok obfituje w prawdziwe perełki. Przygotowałem ranking najlepszych książek, które już zdobyły uznanie krytyków i czytelników. Sprawdź, które tytuły warto mieć na swojej półce i zanurz się w niezapomnianych historiach, które będą towarzyszyć przez kolejne lata!

No dobra, ten wstęp to taki żart z mojej strony. Ja tu żadnej sensacji nie mam zamiaru szukać, Moim celem jest rzetelnie zdać Wam relację z tego, co ciekawego odkryłem w literaturze w 2024 roku. Jak wiecie lub nie wiecie, zazwyczaj wybieram tytuły pomijane przez krytykę, zapomniane przez czytelników, niezauważone nawet przez innych twórców. Celuję w mniejsze wydawnictwa, w prozę zagraniczną (która nie gwarantuje lajków i dalszych udostępnień) i w kompetentnych tłumaczy. Będzie tu kilka nowohoryzonowych opowieści, ale zdecydowanie przeważają książki dowodzące o mocy, jaką posiada fabuła.

Kolejność pojawiających się dzieł jest totalnie przypadkowa.



„Miasto” Walerian Pidmohylny

„Miasto” Waleriana Pidmohylnego to powieść, która zachwyca swoją nowoczesnością, ironicznością i głębią intertekstualnych odniesień. Jest to klasyka literatury ukraińskiej, która nie traci na aktualności, będąc zarazem dziełem uniwersalnym i mocno osadzonym w realiach Kijowa lat 20. XX wieku. Historia Stepana Radczenki to portret młodego człowieka, który zderza swoje wiejskie korzenie z wielkomiejskim światem pełnym ambicji, konfliktów i moralnych dylematów. Pidmohylny z niezwykłą przenikliwością oddaje psychologiczną złożoność bohatera oraz społeczno-historyczne tło epoki. Kapitalne tłumaczenie Marcina Gaczkowskiego tylko potęguje wrażenie, że mamy do czynienia z literackim majstersztykiem. Wydawnictwo KEW po raz kolejny udowadnia, że wschodnia literatura ma wiele do zaoferowania.

"Modlitwa za Katarzynę Horowitz" Arnošt Lustig

 "Modlitwa za Katarzynę Horowitz" to opowieść o tym, jak okrutny może być człowiek, ale też o tym, że nawet w największym piekle można znaleźć odwagę, by powiedzieć "nie". Ten literacki majstersztyk łączy w sobie brutalną prawdę historyczną z głęboką refleksją nad naturą człowieka. Lustig udowadnia, że nie potrzeba krzykliwych słów ani epickich opisów, by poruszyć do głębi.

„Sowizdrzał Babukić i jego czasy" Miljenko Jergović

„Sowizdrzał Babukić i jego czasy” to powieść, która idealnie wpisuje się w kategorię „na czasie”. Łączy w sobie elementy awanturniczej przygody z refleksją nad współczesnymi lękami i obsesjami, takimi jak globalizacja, kryzysy tożsamości czy izolacja. Przez pryzmat niezwykłych podróży tytułowego bohatera – między lotniskami, kulturami i czasami – autor opowiada o świecie pełnym chaosu, różnorodności i niepewności, które znamy z naszej codzienności. To książka, która zarówno bawi, jak i prowokuje do głębszych przemyśleń, oferując perspektywę na obecne wyzwania globalne i osobiste. Idealny prezent dla tych, którzy szukają literatury odważnie dotykającej współczesności.

"Samotne londyńczyki" Sam Selvon

"Samotne londyńczyki" Sama Selvona to książka, która zabiera nas w sam środek Londynu lat 50. Były to czasy, gdy fala imigrantów z Karaibów zaczynała docierać do „matczynego kraju”. Sam tytuł sugeruje, że nie będzie to historia o spełnionych marzeniach – wręcz przeciwnie. Selvon pokazuje Londyn nie jako wymarzone miejsce pełne szans, ale jako przestrzeń, która potrafi przytłoczyć, rozczarować i przypomnieć, że dla wielu pozostaje miejscem obcym.

Selvon stworzył książkę, która łączy w sobie smutek i śmiech, rozczarowanie i nadzieję. To historia o tym, jak ludzie starają się odnaleźć swoje miejsce w świecie, który wydaje się im wrogi. Choć napisana w latach 50. pozostaje szaleńczo aktualna – czy to w kontekście współczesnych migracji, czy też uniwersalnych ludzkich tęsknot za domem i akceptacją. To bez dwóch zdań jedna z najlepszych książek wydanych w 2024 roku w Polsce.

„Wyznania” Kanae Minato

„Wyznania” Kanae Minato to psychologiczny thriller, który hipnotyzuje od pierwszej strony. Historia nauczycielki, która ujawnia, że jeden z jej uczniów zabił jej czteroletnią córkę, to wstrząsający obraz zemsty, winy i rozpaczy. Wielowarstwowa narracja odsłania kolejne perspektywy, prowadząc czytelnika przez labirynt emocji i moralnych dylematów. To nie tylko porywająca opowieść, ale też literacka układanka. Koniecznie do poznania w pakiecie z ekranizacją.

„Yaka” Pepetela

„Yaka” Pepeteli to epicka saga, która wnikliwie bada historię Angoli poprzez losy trzech pokoleń portugalskich kolonistów. Narracja, w której rzeczywistość przeplata się z symboliką, ukazuje brutalność kolonializmu i jego wpływ na rdzenne społeczności oraz samych kolonistów. Tytułowa statua Yaka symbolizuje sumienie i duchową więź z ziemią Angoli, stanowiąc niemego świadka przemian społecznych i osobistych dramatów bohaterów. Pepetela doskonale balansuje między indywidualnym losem a uniwersalnymi tematami, tworząc dzieło, które tak po prostu, po ludzku porusza. Ta opowieść mistrzowsko obnaża mechanizmy władzy, wyzysku i asymilacji. Dzięki polifonicznej narracji i doskonałemu tłumaczeniu Wojciecha Charchalisa, „Yaka” staje się niezwykle ważnym głosem w literaturze postkolonialnej.

„Słoneczny szkielet” Mike McCormack

„Słoneczny szkielet” to książka, która z pozornie zwyczajnego życia tworzy literacki majstersztyk. Mike McCormack bierze codzienność – rodzinne obiady, zawodowe frustracje, chwilowe zachwyty – i przenosi je na poziom, który wzrusza swoją szczerością. Narracja jest jak strumień myśli, który czasem biegnie wartko, czasem się rozlewa, ale zawsze prowadzi do pytań o sens i istotę bycia. Bohater nie dramatyzuje, nie ucieka w egzaltację, tylko z prostotą mierzy się z życiem, które – jak się okazuje – jest pełne piękna w swojej zwyczajności. To powieść, która przypomina, że prawda emocji tkwi w szczegółach, a siła literatury w języku. McCormack udowadnia, że można pisać mądrze, pięknie i z sercem, nie tracąc nic z autentyczności. I nie trzeba przy tym stawiać kropek.

„Winda Schindlera” Darko Cvijetić

„Winda Schindlera” to książka, która udowadnia, że najbardziej przejmujące historie nie muszą być wykrzyczane – czasem wystarczy szept. Cvijetić tworzy mozaikę z życia, śmierci i pamięci, a jego opowieść ma ciężar, który pozostaje z czytelnikiem na długo. Nie znajdziesz tu odpowiedzi, znajdziesz za to pytania, które mogą zaboleć. To historia sąsiadów, którzy z dnia na dzień stają się wrogami. I trochę też wieżowca, który staje się pomnikiem wojennego piekła. Proza, która w swojej poetyckości jest brutalna, a w brutalności – niezwykle ludzka. Jeśli książki mogą uczyć empatii, ta zasługuje na miejsce na szczycie każdego rankingu. Bo zapomnieć o niej się nie da.

"Wstręt. Thomas Bernhard w San Salvadorze" Horacio Castellanos Moya

"Wstręt. Thomas Bernhard w San Salvadorze" autorstwa Horacio Castellanosa Moyi to dzieło, które, choć krótkie, wyrzuca czytelnika w głąb zatrważającej, a zarazem komicznej ciemności. Przepełniona mizantropią i brutalnie szczera powieść wydana pierwotnie w 1997 roku jest jak nieustępliwy, wielki krzyk frustracji i pogardy wobec Salwadoru. Inspirując się stylem Thomasa Bernharda, autor przenosi charakterystyczny dla Austriaka strumień świadomości i pełną cierpkiego dowcipu tyradę do realiów Ameryki Środkowej – regionu pełnego przemocy, politycznych traum, kulturowych sprzeczności i upadłych wartości.

"Wstręt. Thomas Bernhard w San Salvadorze" to książka, która, choć pełna złości i satyry, daje niezwykle trafny wgląd w społeczne i psychologiczne mechanizmy Salwadoru w okresie powojennym. Jednocześnie jest to dzieło dla czytelników ceniących literaturę wyrafinowaną, pełną ironii i nie bojącą się dotykać najciemniejszych zakamarków ludzkiej natury.

„Kos kos jeżyna” Tamta Melaszwili

O tym, że w Polsce mało wydaje się literatury gruzińskiej, chyba nikogo nie muszę przekonywać. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na książkę Tamty Melaszwili, która przeszła bez większego echa w mediach. Zgodnie z opisem wydawcy „Kos kos jeżyna opowiada o sytuacjach granicznych: o miłości do życia, gdy przeczuwamy jego kres, o wybuchu agresywnych impulsów, gdy nasza wolność jest zagrożona, o odkryciu innej siebie wobec namiętności, o licznych utratach. Jest to jedna z tych powieści, które nie potrzebują zabaw słownych i patosu, by przyciągnąć uwagę czytelnika.

"Wencheng" Yu Hua

Yu Hua w swojej najnowszej powieści „Wencheng” przedstawia niezwykle złożony i wielowarstwowy świat, łączący w sobie elementy utopijne, tragiczne i alegoryczne. Jest to jednocześnie kwintesencja literackiego kunsztu autora. Ta książka, której akcja została osadzona w burzliwym okresie schyłku dynastii Qing, doskonale ukazuje, jak dobrze znany polskim czytelnikom autor, subtelnie balansuje między skomplikowanymi problemami moralnymi, filozoficznymi oraz społecznymi.

Nie mam wątpliwości, że „Wencheng” to jedna z najlepszych książek 2024 roku wydanych w Polsce. Niezwykła opowieść o człowieczeństwie, miłości i utracie, pełna symbolicznych odniesień, wieloznacznych motywów i subtelnych nawiązań do chińskiej tradycji literackiej. To relacja, która jednocześnie porusza i zmusza do głębokiej refleksji nad kruchością ludzkiej egzystencji w obliczu nieuchronnych zmian historycznych.

„Drabina Jakowa” Ludmiła Ulicka

„Drabina Jakowa” Ludmiły Ulickiej to monumentalna saga rodzinna, która z mistrzowskim rozmachem splata losy jednostek z wielkimi przemianami historycznymi. Opowieść sięga czasów carskich, przechodzi przez koszmarne dekady ZSRR, aż po przemiany lat 90., tworząc poruszający obraz rosyjskiej kultury i tożsamości. Ulicka z niezwykłą przenikliwością ukazuje zarówno piękno, jak i słabości rosyjskiego ducha, tworząc bohaterów złożonych, uwikłanych w moralne dylematy bez prostych rozwiązań. Oparta na archiwach rodzinnych autorki, książka łączy wątki obyczajowe, historyczne i filozoficzne w doskonale skonstruowaną narrację. To powieść, która wciąga, wzrusza i pozwala głęboko zrozumieć nie tylko Rosję, ale także uniwersalne mechanizmy ludzkiego losu.

„Wyspa snów” Heikki Kännö

„Wyspa Snów” to literacki labirynt, w którym rzeczywistość i wyobraźnia ścierają się w pojedynku, z którego nie wyjdziesz bez szwanku. Heikki Kännö snuje sagę rodzinną jak malarz nakładający kolejne warstwy farby – najpierw widać chaos, potem ukazuje się mistrzowska kompozycja. To opowieść o artyście, rodzinie, tajemnicach i geniuszu, ale też o tym, jak historia splata się z magią i mitem. Czytając, masz wrażenie, że trzymasz w rękach klucz do wszechświata, choć momentami nie wiesz, które drzwi otworzyć. To książka, którą można podziwiać, interpretować, ale trudno w pełni zrozumieć. Jeśli literatura potrafi być jednocześnie wyzwaniem i nagrodą, to „Wyspa Snów” jest tego idealnym przykładem.

"Chirbet Chiza. Więzień" S. Jizhar

„Chirbet Chiza. Więzień” to literacki głos sumienia, który rzuca światło na bolesne zakamarki historii, pozostając jednocześnie uniwersalnym ostrzeżeniem przed moralnymi kosztami konfliktów zbrojnych. Poetycka, a zarazem brutalnie szczera, ta powieść balansuje na granicy dokumentu i sztuki, zmuszając czytelnika do zmierzenia się z dylematami etycznymi wojny. Jej ponadczasowe przesłanie o utracie człowieczeństwa i walce z własnym sumieniem wciąż rezonuje w dzisiejszym świecie. „Chirbet Chiza. Więzień” to dzieło odważne, trudne i niepokojąco aktualne, które staje w jednym rzędzie z największymi literackimi analizami wojny i jej skutków. To nie tylko książka – to doświadczenie. 

„Most o trzech przęsłach” Ismail Kadare

"Most o trzech przęsłach" Ismaila Kadare to książka, która przypomina, że literatura potrafi być czymś więcej niż opowieścią – bywa mostem łączącym przeszłość z teraźniejszością. Kadare z pozornie prostej historii budowy przeprawy tworzy alegorię o upadku jednego świata i narodzinach drugiego, wciągając nas w surową rzeczywistość średniowiecznej Albanii. Choć narracja chwilami wymaga cierpliwości, to właśnie w szczegółach, cieniach i kontrastach tkwi jej piękno. Czytelnik dostaje możliwość spojrzenia na zmieniający się świat oczami mądrego, choć zmęczonego mnicha, który próbuje ocalić coś więcej niż wspomnienia. To też powieść, która zmusza do refleksji nad losem ludzi wobec wielkich przemian – most, który warto przekroczyć, mimo pewnych trudności.

„Ja to ktoś inny. Septologia III-V” Jon Fosse

„Ja to ktoś inny” to książka, która zmienia czytelnika w cichego świadka zmagań z tożsamością, sztuką i przemijaniem. Jon Fosse maluje swoje opowieści z taką precyzją i rytmem, że przypominają one puls życia – powtarzalny, a jednak zawsze nowy. To powieść, która pozwala zobaczyć, jak echo przeszłości odbija się w teraźniejszości, a każdy obraz, każde wspomnienie staje się metafizycznym dialogiem z samym sobą. Minimalistyczny styl Fosse działa jak cisza – na początku onieśmiela, ale z czasem odkrywa więcej niż tysiąc słów. Septologia to literacka medytacja, która unosi się gdzieś między codziennością a nieskończonością, jak malarskie pociągnięcia pędzla na granicy światła i cienia. Czytanie Fosse to jak spacer w gęstej mgle – czasem się zgubisz, ale na pewno nie wrócisz taki sam.

„Ameryczka” Piotr Marecki

Bohater książki rusza wypożyczonym samochodem przez Amerykę. Odwiedza mniej uczęszczane miejsca, takie jak Radom, Rochelle czy Atomic City. Szuka w nich śladów polskości, ale także przydrożnych dziwactw i atrakcji, które najczęściej okazują się marketingowymi oszustwami. W międzyczasie sypia w pokojach wynajętych z Airbnb (których właścicielami są hipsterzy, kobiety żądające czytania i stosowania długich regulaminów czy inne typy spod ciemnej gwiazdy), u znajomych, albo na parkingu w samochodzie. Nie boi się poruszać w niebezpiecznych dzielnicach albo po drogach, wokół których szaleją pożary.

Bardzo mi się ta relacja podobała także dlatego, że sam lubię zatracić się w niczym. Atakowany wiele godzin dziennie przez gadające głowy marzę o odwiedzeniu miejsc, które trudno znaleźć w rankingach popularności. Kiczowate rzeźby, wielkie garaże, pola kukurydzy – w tym jest jakaś siła przyciągająca. Marecki udowadnia, że podróż po nicości może być naprawdę ciekawa i wymaga wbrew pozorom sporo otwartości i odwagi.

"Osebol" Marit Kapla

"Osebol" Marit Kapli to książka, która zamienia zapomnianą szwedzką wieś w prawdziwy teatr ludzkich głosów i opowieści, przypominając, że nawet w cieniu sosnowych lasów toczy się życie pełne historii. Ta monumentalna, poetycka mozaika o codzienności jest jednocześnie cichym hołdem dla świata, który powoli znika – ludzi, pracy, stagnacji i zmian. Autorka z rozmów 40 mieszkańców stworzyła dzieło, które czyta się jak medytację nad istotą ludzkiego istnienia. Wciąga swoją prostotą, ale też głębią, bo każda opowieść, choć ulotna, ma moc uniwersalnej prawdy. Zaskakuje forma – tekst przypomina wiersz, a głosy ludzi płyną niczym rzeka, zmieniając się z jednej strony na drugą. To książka, która pokazuje, że nawet w maleńkiej wiosce można odnaleźć cały świat. Idealna dla tych, którzy wierzą, że w zwyczajności tkwi magia.

„Las w domu” Alena Mornštajnová

Czasami powieść wbija się w serce jak drzazga – niby mała, ale boli jeszcze długo po przeczytaniu. Tak właśnie działa historia dziewczynki z domu na skraju lasu, gdzie zło ma znajomą twarz, a cisza jest równie głośna jak krzyki. Alena Mornštajnová kreśli opowieść o toksycznej miłości, której nie ma, o winie, która przenika pokolenia, i o lesie, który, choć straszny, wydaje się jedyną ucieczką. To książka, która nie daje łatwych odpowiedzi i zmusza do spojrzenia na rodzinne dramaty z perspektywy ofiar i oprawców. Jak długo pamięć przechowuje ból? "Las w domu" Mornštajnovej to wstrząsający dowód na to, że czasem więcej przerażenia kryje się w czterech ścianach niż w mrocznych zakamarkach świata. Polecam, ale ostrzegam: po tej książce trudno zasnąć spokojnie.

„Pasierb” Juan José Saer

„Pasierb” to literacka „ręka Boga” – odpowiednik strzału Maradony. Tylko zamiast piłki mamy tutaj słowa, które lecą prosto do bramki czytelniczego zachwytu. Juan José Saer prowadzi nas przez XVI-wieczną podróż jak wytrawny playmaker, serwując precyzyjne podania między historią, filozofią a teatralnym absurdem. To książka o obcości, śmierci i tym, jak wyjść z kulturowego spalonego, jednocześnie dryblując między kanibalizmem a refleksją nad istnieniem. Jak w dobrym meczu – nie wiadomo, czy płakać, czy krzyczeć z zachwytu. Idealna lektura dla tych, którzy lubią literackie dogrywki i nie boją się wyzwań. Bo jak mówił sam Pelé: „Sukces to nie przypadek” – podobnie jak ta książka w rankingu najlepszych.

"Kornik" Layla Martínez

Czytając „Kornika” miałem dwa skojarzenia. Pierwszym są „Niebezpieczeństwa palenia w łóżku”, choć trzeba mieć na względzie, że w opowiadaniach Enriquez pisanie jest mniej ekspresyjne i bardziej wyważone. Drugim z kolei „Ulica Żółtego Błota” – tu z kolei poziom halucynacji i oderwania od rzeczywistości jest zdecydowanie po stronie Can Xue. Layla Martínez jest gdzieś po środku, stanowiąc bardzo ciekawy głos, który będę dalej obserwował. Jeśli lubicie, gdy ktoś w nieszablonowy, momentami wręcz liryczny sposób, pisze o horrorze życia, zemście, przemocy i samotności to ta książka jest dla Was.

„Policzone” Miklós Bánffy

"Trylogia siedmiogrodzka" Miklósa Bánffy’ego zasługuje na miejsce w rankingu najlepszych książek roku jako literacki wehikuł czasu, który przenosi nas do świata, gdzie bale, pojedynki i polityczne intrygi splatają się w barwny fresk upadku arystokratycznej elity. To powieść, która pokazuje, że historia lubi powtarzać swoje błędy, a krótkowzroczność klasy rządzącej prowadzi do klęski całego narodu. Styl Bánffy’ego, łączący poetyckie opisy z ironicznym komentarzem, jest jak wyszukany deser – wymaga czasu, by go w pełni docenić. Czytanie "Policzonych" to jak uczestnictwo w salonowej rozmowie z Tołstojem czy Roth’em. Książka uczy nas, że życie to nie tylko wielkie historie, ale i drobne chwile, które nadają im sens. Dla miłośników klasycznej prozy to prawdziwa uczta, której smak zostaje na długo. A jeśli akcja nieco spowalnia, to tylko po to, byśmy zdążyli docenić piękno detali – jakby Bánffy chciał powiedzieć, że w chaosie historii warto dostrzec i uchwycić chwilę.

"Kobane Calling” Zerocalcare

Miałem dylemat, który komiks Mandioki wybrać. Właściwie wszystkie są świetne i jeśli lubicie tę formę opowieści, możecie sięgać bez stresu o jakiś zgrzyt. Dlaczego zatem wybieram Zerocalcare? Chyba tylko dlatego, że najbardziej zapadł w pamięć. "Kobane Calling" opisuje podróż autora do syryjskiego regionu Rożawa. To właśnie tam, na terytorium przynależącym do obozów kurdyjskich, Zerocalcare zdaje relację z konfliktu Kurdów i Państwa Islamskiego.

"Kobane Calling" jest tomem pokaźnym rozmiarów. Na prawie 300 stronach zmieszczono naprawdę dużo tekstu, przez co lektura nie zajmuje jednego wieczora, a co najmniej kilka. I to jest super, bo dostaliśmy tu smaczną i zabawną, komercyjną opowieść, która bije na głowę swoją pomysłowością wiele innych promowanych lektur.

„Woń człowieka” Ernő Szép

Ernő Szép opisując piekło prześladowań z 1944 roku, robi coś niezwykłego: zamiast wzbudzać w nas nienawiść, pokazuje, jak znaleźć odrobinę człowieczeństwa nawet w największym upodleniu. Jego ironia i łagodność sprawiają, że ta kronika dehumanizacji staje się paradoksalnie… pełna życia. To opowieść, która boli, ale i porusza swoją spokojną narracją – jakby autor, sam zmęczony światem, chciał nas przytulić i powiedzieć: „patrz, przez to wszystko też można przejść.” Książka, która powinna być lekturą obowiązkową – nie dla wiedzy o historii, ale dla nauki empatii.

„Uśpione” Anthony Passeron

„Uśpione” to książka, która jak mała rana na rodzinnej pamięci w końcu zaczyna krwawić, odkrywając bolesną historię. Passeron z precyzją chirurga splata osobistą tragedię z walką naukowców z epidemią AIDS, tworząc narrację, która jest jednocześnie cicha i porażająca. W tle – prowincjonalne miasteczko, rodzinne tabu, i społeczne uprzedzenia, które ranią równie mocno jak sam wirus. Czyta się to jak reportaż, który nie pozwala na obojętność, a sielska okładka budzi niepokój, przypominając, że cisza bywa najbardziej wymownym komentarzem. Ta książka to przestroga i hołd dla pamięci – i jakże łatwo w jej opowieści zobaczyć echa współczesnych zmagań z innymi wirusami. Nie spodziewałem się po niej niczego wielkiego, a tu taka niespodzianka.

„Ażeby jutro nie ośmielili się już nas mordować” Joseph Andras

Mamy tu literacki hołd dla idealizmu, odwagi i tragizmu w obliczu politycznej niesprawiedliwości. Joseph Andras mistrzowsko łączy liryzm z surowością narracji, kreśląc historię człowieka uwikłanego w brutalny konflikt o niepodległość Algierii. To powieść, która stawia pytania o moralność, hipokryzję demokratycznych państw i cenę walki o ideały. Przywodzi na myśl Wiktora Hugo czy Alberta Camusa, ale jednocześnie brzmi świeżym, gniewnym głosem, wzywając do refleksji nad historią i jej echem w dzisiejszym świecie. Andras tworzy nie tylko literacki pomnik Fernanda Ivetona, ale także ostrzeżenie przed niesprawiedliwością ukrytą w imię prawa. Przejmująca, odważna i bolesna. 

"Wybrani" Patricia Nieto

Zwięzła, skondensowana, liryczna – mniej więcej taka jest książka „Wybrani” Patrici Nieto. W lato 2024 roku ukazała się ona w legendarnej serii Luneta, która mimo specyficznego układu grafiki, świetnego przygotowania (tłumaczenie, redakcja, korekta) i naprawdę dobrego doboru tematycznego reportaży, nie może się przebić do świadomości szerszego grona czytelników. Cieszmy się zatem póki jest, bo lada moment może jej już nie być.

W „Wybranych” przenosimy się do Kolumbii, konkretnie do miasteczka Puerto Berrío leżącego nad rzeką Magdalena. Przypuszczam, że niewielu z Was o nim słyszało, ja także wcześniej nie miałem z nim styczności. Tym bardziej polecam sprawdzić je w sieci, spojrzeć z różnych punktów widzenia na układ urbanistyczny, ubogie dzielnice i ten most, pod którym każdego roku przepływają ciała dziesiątek zamordowanych obywateli. Reportaż kolumbijskiej autorki jest właśnie próbą przybliżenia tego niesamowitego i tragicznego zjawiska, a jednocześnie hołdem złożonym lokalnym wierzeniom.

„Ślimaki i śnieg” Agneta Pleijel

"Ślimaki i śnieg" Agnety Pleijel to książka, która z subtelnością i odwagą obnaża paradoksy życia, miłości i twórczości, przypominając, że najlepsze historie często kryją się w zakamarkach naszej codzienności. To nie tylko autofikcja, ale także swoisty dialog z samą sobą – autorka jednocześnie jest bohaterką i narratorką, odważnie pytając, kim naprawdę jest. Pełna melancholii, ale i humoru opowieść prowadzi nas przez Szwecję, Polskę czy Meksyk, udowadniając, że podróż w głąb siebie jest równie fascynująca, co wyprawa do dalekich krajów. Relacja z młodszym polskim emigrantem wywraca jej życie do góry nogami, ale to nie romans, a raczej katalizator samoświadomości. Pleijel pisze z czułością, ale bez sentymentalizmu, co czyni tę książkę równie wnikliwą, co poruszającą.

"Ja, która nie poznałam mężczyzn" Jacqueline Harpman

Powieść „Ja, która nie poznałam mężczyzn” została pierwotnie wydana w 1995 roku i z miejsca zyskała uznanie czytelników oraz krytyków. Dziś nieśmiało puka do kanonu dzieł science-fiction.

Opowiada ona historię grupy czterdziestu kobiet uwięzionych w podziemnym bunkrze. Nie wiadomo kim są, ani jak znalazły się w tym miejscu. Są stale nadzorowane przez uzbrojonych strażników, którzy jednak w ich towarzystwie nie wypowiadają choćby jednego słowa. Nie czują upływu czasu, wyzbyły się skrępowania w załatwianiu potrzeb biologicznych, powoli tracą wspomnienia. W tym otoczeniu wychowuje się bezimienna bohaterka. Jest młodsza, przez co należy w pełni do tego świata. Nie umie go porównać z niczym innym, bo nie ma punktu odniesienia. Czy wyjście poza te ramy i poznanie czegoś ‘nowego’ pomoże w innym spojrzeniu na kwestie tożsamości i znaczenia ludzkiego istnienia w świecie pozbawionym norm społecznych?

Harpman operuje językiem prostym, ale sugestywnym. Narracja prowadzona jest z perspektywy młodej dziewczyny, co nadaje powieści intymny i autentyczny charakter. Autorka wykorzystuje liczne tajemnice i olśnienia, odkrycia, kreując niepokojącą atmosferę zagrożenia. Styl pomaga też podkreślić wagę narracji, będącą tu czymś więcej niż chęcią opowiedzenia historii. Wyobraźnia jest dla bohaterki czymś świeżym. Dzięki niej zyskuje moc analizy i poszukiwania własnego ja. Książka Harpaman może być zatem interpretowana na wiele sposobów, dzięki czemu stanowi idealny temat do dyskusji w DKK. W moim odczuciu nie jest to wielka powieść, ale na pewno kawał dobrze skrojonej literatury.

„Chwała Potugalii” António Lobo Antunes

„Chwała Portugalii” to książka, która pod przykrywką rodzinnej historii dekonstruuje narodowe mity z brutalną szczerością i ironią. Antonio Lobo Antunes prowadzi narrację, jakby był dyrygentem chaosu – polifonicznie, fragmentarycznie, ale z hipnotyczną precyzją. Dzieło pełne jest melancholii, żalu i piękna, lecz pozbawione złudzeń co do przeszłości czy przyszłości. Autor obnaża kolonializm i jego dziedzictwo, zagłębiając się w psychikę ludzi uwikłanych w historię i własne słabości. To powieść, która zmusza do myślenia, szarpie emocje i pozostawia czytelnika z wrażeniem, że prawdziwa „chwała” to umiejętność stawienia czoła trudnym prawdom. Antunes udowadnia, że literatura może być jednocześnie bolesna i piękna, a ironiczny tytuł to tylko zaproszenie do odkrycia tej złożoności. Jedna z tych książek, która zostaje w głowie jak echo – długo po zamknięciu ostatniej strony.

"Znachodź" Alan Garner

Na różnych etapach czytania miałem wrażenie, że obcuję z żartem, baśnią, fantasy, zapisem choroby psychicznej, przygodówką i pewnie paroma innymi. W swojej notce Katarzyna Byłów sugeruje, że to literacka zagadka i pewnie trzeba się z nią zgodzić. Spróbuję dokonać niemożliwego – delikatnie zarysować opis zdarzeń. W książce mamy trzech bohaterów: tytułowego Znachodzia, Joe oraz Amrena Chudzieleca. Tym głównym jest młody Joe, nazywany czasami Józefem Coppockiem. Mieszka w miejscu, dla którego pierwowzorem był własny dom autora. Joe nie ma rodziców, rodzeństwa, a nawet sąsiadów. Nie wiemy z czego żyje. Nie zaprzątamy sobie głowy takimi mało istotnymi szczegółami. Przypatrujemy się za to przez chwilę, jak bohater spędza czas na posłaniu przy wielkim kominie domowego paleniska, albo jak zagląda do „Nokautu”, komiksu lepszego od „Beano” czy „Dandy”.

Wydaje mi się, że próba odczytania tego, co Alan Garner chciał nam przekazać, jest z góry skazana na porażkę. Bez znajomości jego poprzednich dzieł, bez wiedzy na temat jego życia i zainteresowań, bez poczucia tego miejsca i kultury, możemy tylko błądzić i próbować zrozumieć treść po swojemu. Dla mnie „Znachodź” był przede wszystkim spotkaniem nauczyciela i ucznia. Miejscem docelowym ich relacji było zrozumienie tego, jak ważne jest trwanie poza czasem, niepoddawanie się modom, nie reagowanie na bodźce napływające z innego świata (np. świata współczesności widzianego innym okiem). Podsumowaniem tego wątku są słowa padające pod koniec książki „Nie słyszeć już bicia Czasu. Nie mieć dnia jutrzejszego ani wczorajszego. Uwolnić się z lat. – Znachodź zamknął oczy. – Zapomnienie. Być u siebie”.

„Pieśń prorocza” Paul Lynch

„Pieśń prorocza” to niepokojący obraz świata, w którym porządek społeczny rozpada się w zaskakująco znajomy sposób. Czytając, trudno oprzeć się myśli, że to mogłoby zdarzyć się tuż za rogiem – albo już się dzieje. Książka wciąga w deszczową, zimną Irlandię, gdzie codzienność przeradza się w koszmar, a bohaterka walczy o przetrwanie swojej rodziny w realiach, które nie pozostawiają miejsca na moralność. To powieść, która boli, zadaje trudne pytania i wciąga swoją emocjonalną głębią. Poruszająca i aktualna, stanowi ostrzeżenie, jak kruchy może być świat, który bierzemy za pewnik. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć, jak cienka jest granica między demokracją a chaosem.

„Zywczajne żywoty” Josef Škvorecký

Ta książka to literacki odpowiednik jam session – trochę melancholii, trochę buntu, a wszystko w rytmie jazzu. Škvorecký, mistrz łączenia osobistego z politycznym, ponownie udowadnia, że totalitaryzm można obnażyć lepiej saksofonem niż mieczem. „Zwyczajne żywoty” to podróż przez historię i obsesje autora, ale też hołd dla wolności – tej, którą daje muzyka i literatura. Czytając, czujesz, jakbyś siedział w zadymionym klubie, gdzie każdy dźwięk i zdanie mają swoją wagę. Nostalgia miesza się tu z ironią, a smutek z pięknem, jak w najlepszym jazzowym solo. To książka, która mówi: „życie bywa zwyczajne, ale literatura nigdy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz