Najlepsze książki wydane w 2020 roku zdaniem Melancholia Codzienności

"Czteroksiąg" Yan Lianke - Państwowy Instytut Wydawniczy

W mitorealistyczna opowieści Lianke spotykają się religia i poddaństwo, inteligencja i naiwne dzieci, odpowiedzialność pisarza oraz tragedia ludzkości. „Czteroksiąg” jest czymś więcej niż literaturą, którą dobrze znamy. To jedna wielka układanka, w której każde słowo ma wiele znaczeń, a pojedyncze wydarzenie może być jasne tylko z pozoru. Im więcej kontekstów poznamy i głębiej będziemy szukać, tym zaczną nam się otwierać nowe szlaki interpretacyjne. To prawdziwy labirynt, który mam wrażenie, dalej w co najmniej połowie jest dla mnie nieodgadniony. Pięknie napisana książka która jednocześnie bawi i przeraża. Dzisiaj nie jest to żaden klasyk, ale za kilkadziesiąt lat nim będzie. To dokładnie ta sama półka co Kafka, Orwell, Huxley czy Camus. Najwyższa półka.

 

"Bez winy" Michael Crummey - Wiatr od Morza

„Bez winy” to na pewno książka wyróżniająca się. Nie tylko dobrym przygotowaniem autora, ale też sposobem kreacji świata. Uwagę zwraca dobry warsztat oraz starannie przygotowana kompozycja, w której możemy odnaleźć między innymi wspomnienia, symbolikę (na przykład tę z niedźwiedziami) czy klamrowy układ dzieła. Poza drobnymi niuansami, jest to bez wątpienia jedna z ważniejszych premier roku. Lektura nie będzie łatwa, z uwagi na potężny ładunek emocjonalny, który jej towarzyszy. Młode matki bądź kobiety w ciąży, lepiej niech wcale nie biorą jej do ręki. Wszystkim innym polecam ją z czystym sumieniem. To jedna z tych książek, o których zwykłem mówić, że są z innej epoki, z czasów, gdy autorzy pisali dokładnie to, co chcieli i jak chcieli. Bez oglądania się na mody, współczesne problemy czy zagadnienia postmodernizmu.

  

"Wzgórze przyśnień" Arthur Machen - Państwowy Instytut Wydawniczy

Pisarz mimo zawężenia perspektywy do zaledwie kilku postaci, miejsc i wątków zdołał we „Wzgórzu przyśnień” stworzyć wielowarstwową, subtelną powieść psychologiczną. Podejmowane przez Luciana wysiłki przekroczenia intelektualnych i klasowych barier pokazują, jak bardzo hermetycznym światem może być literatura, tak dawniej, jak i dzisiaj.  Aby uzyskać do niej stały dostęp, trzeba rozwinąć w sobie szczególny rodzaj pobłażliwości, której brak jest równoznaczny z upadkiem. Spełnienie marzeń może czasem bardzo dużo kosztować: utraconą miłość, szansę na zbudowanie rodziny, szacunek znajomych. Machen zdaje sobie sprawę, że pisząc tak wymagającą powieść, tworzy dla garstki odbiorców. Wiekowa, zaangażowana biznesowo osoba z czarnymi okularami na oczach czy miłośniczka wiktoriańskich wzruszeń, wzdrygająca się przed inscenizacyjnym polotem, odrzuci książkę, nie biorąc dla siebie nic. Autor jednak nie walczył o poklask jednego pokolenia, ale o wieczny szacunek w powykręcanych niszach. I zdecydowanie mu się to udało, o czym najlepiej niech świadczy status książki jako kultowej, wciąż wznawianej w Anglii. Całe szczęście, że udało ją się odczarować dla polskiego czytelnika.  

 

"Kieszonkowiec" Fuminori Nakamura - Kwiaty Orientu 

„Kieszonkowiec” nie byłby z pewnością tak dobry, gdy nie użyte przez autora chwyty uniezwyklające. Bardzo niewiele książek potrafi zdobyć się na tak niejasne i wieloznaczne kreowanie świata przedstawionego. Zachwyca też spójność nielogicznego i nieprzewidywalnego postępowania bohatera (dlaczego tak bardzo zależy mu na życiu tego dziecka?), z przemyślanym i dopracowanym konspektem zdarzeń. Pisarz z Japonii nigdzie się nie spieszy, lubi celebrować czynności swoich bohaterów. Często pokazuje ich działania od początku, aż do samego końca, bez zbędnego cięcia, czy skracania. Nadaje to książce magię poetyki realizmu. Fuminori Nakamura korzysta obficie z gotowych konwencji gatunkowych, ale jednocześnie kadrowe kalki i konserwatywną narrację podporządkowuje własnej, twórczej wizji. Dzięki temu autor „Dziecka z Ziemi” przekroczył problem gatunkowości, a jego książka gangsterska z elementami noir, to tak naprawdę unikatowy, artystyczny projekt, który w efekcie końcowym należy rozliczać nie tylko z misji niesienia rozrywki (spełnionej w 100%), ale także jako indywidualny eksponat sztuki. Porównania z egzystencjalizmem Camus i Dostojewskiego są tu jak najbardziej na miejscu!
 
 
 
„Od dwóch tysięcy lat” jest formą świadectwa egzystencji, wzbogaconą o autorski zamysł. Powieść-dziennik Sebastiana skonstruowana została na zasadzie niemaksymalistycznej: jako świadomy kompromis między doświadczeniem życia i jego artystycznym wyrazem. Chowanie się pod płaszczem literackich figur miało ważne znaczenie w latach 30. XX wieku, gdyż mogło ograniczyć niebezpieczeństwo i społeczny ostracyzm. Z perspektywy czasu możemy się tylko cieszyć z takiej konstrukcji. Umożliwia ona wgląd w życie inteligenckie szalonych czasów. Stanowi bezcenne źródło faktograficzne i dowód na to, że w każdym warunkach można zachować cywilizowaną, niepodległą duszę.

 

"Śmierć Jezusa" John Maxwell Coetzee - Znak 

Po lekturze czułem się jak Don Kichot (którego w książce jest zresztą całkiem sporo). Próbowałem przedrzeć się przez zasieki wiatraków ustawione przez autora, w celu znalezienia tego jednego ukrytego sensu, tego jednego właściwego ustawienia znaczeń. Tak jak u bohatera Cervantesa, tak i u mnie ta walka z góry skazana jest na pożarcie. Poczułem się oszukany i zdradzony. Przyzwyczaiłem się, że książki mają jasną interpretację, a nawet jeśli są jej pozbawione, zawsze istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie. Tu jest inaczej. I znowu Coetzee mnie odrzucił, znowu się na niego obraziłem, a książkę chciałem skrytykować najlepiej, jak potrafiłem. Miałem zacząć od tego, że Maria nigdy by tak nie postąpiła, a skończyć na trywializacji języka. Tylko, to tak już po czasie, zdałem sobie sprawę jak niewielu pisarzy wzbudza u mnie tak skrajne emocje. Jak niewiele książek i sytuacji zapamiętuję i noszę w sobie przez lata. O jak niewielu pisarzach mogę powiedzieć „jego styl mnie wkurza”. A Coetzee to ma. Dlatego dostał Nobla, dlatego jest klasykiem i dlatego trzeba go czytać. Nawet jeśli nie wszystko od razu zrozumiemy.


"Zbój" Robert Walser - Państwowy Instytut Wydawniczy

Można powiedzieć, że „Zbój” jest napisany jako swego rodzaju manifest destrukcji – jedna historia niszczy kolejną, prowadząc nieubłaganie do morza zapomnienia. Nie należy przy tym zapominać, że w tych urywkach mieści się wielka mądrość, ironia, skrywany żart, ciągły ruch. Ale także uśmiech. Bo „Zbój” uczy, że nawet w otoczeniu szubrawców i chamstwa, warto wyluzować, zachować dobry humor i bawić się po zbójecku. W tym sensie wydane niedawno przez Państwowy Instytut Wydawniczy dzieło, jest tworem osobliwym, kunsztownym, niemożliwym do zaszufladkowania czy porównania, obrazem skazanym na pożarcie przez proste gatunkowe narracje. A przy tym powieścią, która nigdy nie zginie.


"Cudze słowa" Wit Szostak
- Powergraph

Ten krakowski dramat został zbudowany w przedsionku mitu. Literatura nie jest dla autora jedynie kreacją. Służy mu do konstruowania tożsamości człowieka zamieszkującego jego rzeczywistość. To dlatego każdy mówi swoim językiem. Słyszymy tu wysoki, profesorski styl człowieka ogarniętego narcyzmem, fantazyjną mowę dziecka, głos prostaczka, tyleż niepoprawny co melodyjny, jest też mowa kobieca, nasiąknięta cielesnością i emocjami. Mit pozwala dookreślić byt, zrozumieć, jakim uwarunkowaniom został poddany, w jaki sposób był szlifowany. Pozwala przetrwać, nawet po śmieci. Szostak wydobywa z tradycji literackiej to, co wielogłosowe i niejednoznaczne. W ten sposób jego opowieści tworzą szkatułkowe, odsyłające do wielu sfer, teksty. Jest tu przecież ważny wątek ojcostwa i błędów, jakie każdy z nas popełnia. W relacji mistrza z uczniem, możemy doszukać się nie tylko krytyki instytucji uniwersytetu, ale także wielu trafnych diagnoz na temat tego, jak ważne jest świeże spojrzenie na ewoluujące życie. Tych wątków pobocznych jest tu cała masa, o każdym można dyskutować godzinami. Między innymi dlatego „Cudze sowa” wspinają się na inny poziom literatury, górują nad tym wszystkim, co zwykło się u nas pisywać. To książka przemyślana, dopieszczona, spójna właściwie w każdej przestrzeni odczytania. 

 

"Całusy Lenina" Yan Lianke - Państwowy Instytut Wydawniczy

W Żywocie mieszka sto dziewięćdziesiąt siedem osób, w tym trzydzieścioro pięcioro ślepych, czterdzieścioro siedmioro głuchych, trzydzieścioro trzech kulawych. Jest jeszcze kilkudziesięcioro bez ręki, z brakującym albo nadmiarowym palcem, karłów i z innymi przypadłościami. Pewnego dnia ta społeczność stanie się główną atrakcją chińskiej społeczności - jednonogi mężczyzna pokonuje duże odległości; niewidoma kobieta słyszy opadające piórko; ofiara polio wciska stopę do butelki i tańczy na scenie. Zarobione w ten sposób pieniądze, zarządzający powiatem zamierza przeznaczyć na ... zakup mumii Lenina, która ma stać się atrakcją turystyczną pobliskich terenów oraz motorem napędowym gospodarki. Czy z tego szalonego pomysłu może powstać wielka książka? Tak. Jest tylko jeden warunek. Musi ją napisać Yan Lianke.

 

"Ostatnie lato rozumu" Tahar Djaout - Claroscuro

Sam nie wiem, co bardziej mnie w tej książce przekonuje: bliskie dokumentowi świadectwo z życia w obliczu wszechobecnego terroru, czy poetycka fraza, tak plastycznie oddająca uczucie zaciskającego się gardła. Na samo wspomnienie nadal przechodzą mnie ciarki. A przecież to nie wszystko, bo w tej króciutkiej powieści, jest zdecydowanie więcej napięcia i miłości. Tak, miłości właśnie. Do literatury i wolności chociażby.

 


"Złoty latawiec" Dezso Kosztalnyi
- Officyna

„Złoty latawiec” jest dla mnie przede wszystkim krytyką systemu edukacji, ale także ludzi, którzy wciąż w niego wierzą. Kosztalnyi nie boi się także ukazywać złej twarzy drugiej strony. Młodzież nie jest tu ukazano jako pokrzywdzona – oni także atakują. Novák jest dla nich tylko nauczycielem. Nie potrafią go sobie wyobrazić jako chorego, dziecko czy członka rodziny. Nawet jego ubrania wydają się być z innego materiału, ponieważ są ubraniami nauczyciela. Brak zrozumienia rani obie strony, a znalezienie konsensusu wydaje się niemożliwe w tak sztywnym świecie. Ta książka jest szalenie aktualna, szczególnie dzisiaj, gdy model pracy zdalnej uwypukla wszystkie wady wciąż funkcjonującego tradycyjnego modelu oświaty. „Złoty latawiec” stanowi tak naprawdę tylko przyczynek do dyskusji, który jest o tyle skuteczny, że autor wzniósł się ponad to co osobiste. Mimo, że w książce można doszukać się wielu biograficznych wątków (począwszy od postaci nauczyciela, a na podobieństwie miejsca akcji do jego rodzinnej Szabadki kończąc), powieść nie popada w tanie moralizatorstwo, nie poddaje się szantażowi emocjonalnemu. Jest konsekwentnie budowana w długich, naturalistycznych opisach oraz wiarygodnych, dopasowanych do wieku mówiących dialogach. Zachwyca szarym krajobrazem i głębią postaci. Trudno nie poddać się nostalgii. To dzieło zostało zrodzone z odważnej obserwacji by ranić, ale także by coś pokazywać i prowadzić do zmian. I tylko wielka szkoda, że po prawie stu latach niewiele osób wyciągnęło z tej pięknej lekcji jakiekolwiek wnioski.

 

"Drżę o ciebie matadorze" Pedro Lemebel -  Claroscuro

Gdy do publikacji książki szykuje się Wydawnictwo Claroscuro, można mieć pewność, że nie będzie to powieść jakich wiele. Czymś się wyróżni, coś pozwoli ją zapamiętać na długo. "Drżę o ciebie matadorze", przebija nawet te wygórowane oczekiwania. Dość powiedzieć, że to absolutna czołówka książek sygnowanych przez warszawskie wydawnictwo (a trochę ich czytałem). W wikipedii znalazłem taki oto opis fabuły "gejowska historia miłosna ubogiego mężczyzny i działacza antyreżimowej opozycji". Wystarczająco dużo, aby mnie zniechęcić do lektury. A jednak to co Lemebel wyczynia z językiem, to jak pomysłowo konstruuje swoją książkę, wreszcie umiejętność budowania napięcia - to wszystko jest jakimś majstersztykiem. Autor nie wdzięczy się, nie stara się być poprawny, ale z drugiej strony nie interesuje go także banalna krytyka i prowokacja. Jest szczery w tym co pisze. Przy okazji też zabawny i przerażający. To ta sama półka co Llosa czy Bolano. Jedno z odkryć 2020 roku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz