Recenzja "Hiob: Komedia sprawiedliwości" Robert A. Heinlein

Wydawca: Rebis

Liczba stron: 456

Tłumacz: Michał Jakuszewski

Oprawa: całopapierowa

Premiera: 25 czerwca 2019 r.
 
Księga Hioba jest biblijnym traktatem, poszukującym odpowiedzi na pytania o sens cierpienia niezawinionego. Tekst rozpoczyna się od zakładu między Bogiem a Szatanem. Ten drugi kwestionuje czystość intencji człowieka, podważa też jego bezinteresowność, szczególnie w obliczu cierpienia. W opozycji do tego stanowiska stoi Bóg, który bezgranicznie ufa człowiekowi. Na podstawie decyzji tych dwu stron zmienia się życie Hioba, który najpierw doświadcza całkowitego ogołocenia z majątku i rodziny. Jakby tego było mało zostaje obsypany trądem złośliwym, od palca stopy, aż do wierzchu głowy. Boleść Hioba ma więc aspekt wielowymiarowy: fizyczny, psychiczny i duchowy. Pozostawiony samemu sobie, traci jakiekolwiek wsparcie moralne. Doświadcza nienazwanej tragedii i beznadziei, wobec których większość wpadłaby w rozpacz. Hiob jest jednak silny i reaguje inaczej. Jego milczenie pozwala podjąć refleksje nad sensem cierpienia i akceptacji niezawinionego bólu. Będzie też czas na krzyk i lament, który jednak ostatecznie wpłynie tylko pozytywnie na umocnienie zawierzenia Bogu.

Przez lata postać Hioba była inspiracją wielu artystów. Jan Kochanowski w XVII trenie zawarł alegorię losów biblijnej postaci, Piotr Skarga przywołał go w „Żywotach Świętych”, Juliusz Słowacki opisywał Hioba w „Ojcu zadżumionych”, Karol Wojtyła napisał dramat „Hiob”, a Wisława Szymborska wiersz „Streszczenie”. Także zagraniczni twórcy często używali biblijnej postaci jako kluczowej figury swoich dzieł (np. Byron „Więzień Czyllonu”, W. Goethe „Faust”, Jung „Odpowiedź Hiobowi”, Joseph Roth „Hiob: powieść o człowieku prostym”, William Blake „The examination of Job”, Léon Bonnat „Job”). W 1984 roku opowieść o Hiobie postanowił wykorzystać także Robert. A. Heinlein, klasyk amerykańskiej fantastyki naukowej. W jego interpretacji Hiob zyskuje nowe, współczesne i kontrowersyjne oblicze.

Alexander Hergensheimer, główny bohater powieści i tytułowy Hiob (który jednak w pełni Hiobem nie jest, o czym wspomina napotkany po drodze Szatan) jest człowiekiem głębokiej wiary. Wyświęcony na kapłana, zna Biblię na tyle dobrze, że jak z rękawa sypie cytatami przy różnych okazjach. Podejmuje też teologiczne debaty z przedstawicielami innych wyznań. Alexander jest przywiązany do swojej żony Abigail, mimo że jej nie kocha, zresztą ze wzajemnością. Wspominam o imieniu żony, ponieważ różne zbiegi okoliczności (tak o nich myśli na początku bohater), sprawią, że w pewnym momencie pojawi się też inna żona.

Akcja książki zaczyna się na Polinezji. To tam znajduje się Alexander, który w uznaniu zasług podczas zbierania funduszy na kolejny szczytny cel, wybrał się na rejs po odległych krainach. Wmanewrowany w nierozsądny zakład, bohater Heinleina przechodzi po rozżarzonych węglach. Pod koniec trasy traci przytomność, a gdy ją odzyskuje, świat nie jest już taki sam. Kierowany przez nieznane mu osoby, Alexander trafia na pokład innego statku, gdzie wszyscy poznają w nim Pana Grahama. Śpi w jego kajucie, jest obsługiwany przez jego pomoc, dziedziczy po nim nawet milion dolarów. Całkowicie zdezorientowany, znajduje opacie w uroczej stewardesie Margrethe, która nie tylko wyznaje wiarę w Odyna (jest więc idealnym modelem do nawrócenia dla ambitnego kapłana), ale z czasem staje się także żoną zagubionego amerykańskiego turysty. Razem ruszają w szaloną podróż po bezdrożach, tanich pensjonatach, przydrożnych barach, dziewiczych strumieniach, gabinetach adwokackich, meksykańskich restauracjach czy domach, w których za wystrój wystarczają zmieniające się hologramy. Ta podróż będzie o tyle niecodzienna, że wielokrotnie dojdzie w niej do zmiany rzeczywistości, z zacofanych i ubogich miejsc bez maszyn latających, do wyprzedzających obecną technologię nowych wspaniałych światów.

Heinlein przemyca do tej wycieczki nie tylko rozważania eschatologiczne, chociaż tych jest akurat sporo i momentami bywają ciężkostrawne, szczególnie gdy pisarz trochę na siłę stara się obnażać brak logiki dogmatów biblijnych. Amerykański autor lubi też bawić się opisami technologii, pojęciem siły nabywczej waluty, historii, czy psychologii. Ukazuje to jego wszechstronność i dodaje książce erudycyjnej jakości. Dzięki temu mogę i chcę odczytywać tę powieść nie tylko jako symboliczną rękawicę rzuconą wierze w Boga, ale także jako przyjemną w lekturze powieść drogi, gdzie świat filozofii miesza się z problemami codzienności (głód, buty, środki do życie, odrzucenie, szantaż itd.). Nie sposób też nie wspomnieć o całkowicie fantastycznym obrazie zaświatów, pełnych biurokratycznych absurdów. Może niewiele w tym wiary i merytoryki, ale za to całkiem sporo wyobraźni, gry z czytelnikiem i groteski.

Właściwie niezależnie jak potraktujecie książkę Heinleina: czy jako alegorię biblijnej przypowieści, czy jako atak na harmonię fundamentów chrześcijaństwa, czy jako romantyczną historię miłosną, czy może szaloną podróż drogi albo traktat o sile technologii we współczesnych świecie, niezależnie od tego wszystkiego „Hiob: Komedia sprawiedliwości” będzie lekturą co najmniej satysfakcjonującą. Być może amerykański pisarz chciał nam za dużo przekazać, dlatego czasami czytelnik odczuje przesyt. Może jest tu za dużo zmian, a przez to także za mało atrybutów, do których możemy się przywiązać. Z drugiej strony „Hiob” jest tak pełen nawiązań, inteligentnych żartów i akcji, że na pewno nikogo nie znudzi. Dla mnie to prawdziwa księga poszukiwania źródeł istnienia. Jednocześnie świetna zabawa i przyczynek do refleksji na tematy filozoficzne. Napisana prostym językiem rozprawa o cierpieniu, sile wiary i różnych formach zabawy literackiej. Książka która domaga się kolejnych interpretacji i badań literaturoznawczych. Polecam poznać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz