Liczba stron: 384
Tłumacz: Maciej Świerkocki
Oprawa: twarda
Tłumacz: Maciej Świerkocki
Oprawa: twarda
Premiera: 6 czerwca 2019 r.
Przystępując do lektury bestsellerowej książki
pochodzenia amerykańskiego, która dodatkowo poszczycić się może klasyfikacją
jako „jedna z 10 najważniejszych
książek roku według „Time”, „New York Times” i vulture.com”, mam gotową listę
tematów, jakie powinna ona poruszać. Bo poruszać musi, inaczej nie zyskałaby
takiego rozgłosu, a blurba nie napisaliby Zadie Smith lub Barack Obama. Oto
więc moja lista: atak na WTC, wojna w Iraku, wojna w Afganistanie, polityka
Barack’a Obamy (tu mamy też zależność – jeśli książka dotyka jego tematu,
blurba pisze autorka „Swing Time”, jeśli zaś powieść wolna jest od tych
kwestii, role się odwracają), polityka George’a Bush’a, problemy ze służbą
zdrowia, rasizm, homo lub biseksualizm, aborcja, atak zombie/przydomowe bunkry i rozdźwięk Wschód-Zachód. Im
więcej tematów odhaczam podczas lektury, tym gorzej rozpatruję książkę jako
całość, zarzucając jej wtórność i koniunkturalizm. W „Asymetrii” nie dostrzegam
jedynie wspomnień o schronach i poszlak rasizmu, chociaż i to drugie jest naciągane, bo choć o czarnej
społeczności nie ma tu za wiele (jest tylko człowiek zatrzymany na lotnisku),
to już inne pochodzenie etniczne bywa często dużym problemem w życiu Amara,
bohatera drugiej opowieści. Przerażające, że debiutantka Lisa Halliday, nie
dorzucając właściwie nic nowego do dorobku współczesnej literatury, zyskuje
taki rozgłos, a jej książka ceniona jest bardziej, niż setki niszowych wydań
dostępnych od ręki w dobrej księgarni.
„Asymetria”
rozpisana została jako swoista trylogia poszukiwania harmonii w życiu. W
pierwszej części przypatrujemy się romansowi młodej redaktorki wydawnictwa i
wielokrotnie nagradzanego Pulitzerem, czterdzieści lat starszego od Alice,
pisarza. Nie jest tajemnicą, że Alice to tak naprawdę maska, za którą ukrywa
się sama autorka „Asymetrii”, z kolei pisarzem jest bezskutecznie oczekujący na
Nobla Phillip Roth. Ta część książki wzbudziła tak duże zainteresowanie
krytyki, głównie przez swoje biograficzne konotacje. To intymna relacja ze
związku egocentrycznego i bogatego Ezry oraz zawodowo ambitnej i życiowo
opiekuńczej bohaterki. Spotykają się głównie w lokalu mieszkalnym pisarza, co
związane jest z wygodnictwem samego gospodarza. Czas upływa im na poznawaniu literatury,
kinematografii, dyskusji, jedzeniu, piciu, rozpatrywaniu kolejnych wyróżnień
Noblowskich i seksie. Mam wrażenie, że to właśnie wzajemne zakleszczenie
emocjonalne postaci, oraz kontrastowo ukazane niedomaganie starczego ciała z
witalnością seksualną, są ogniem zainteresowania czytelnika. Niemniej większe
partie tekstu stanowią cytaty (Camusa, Leviego,
Dickensa czy Twaina) i propozycje filmów, które z tekstem samej książki mają
niewiele wspólnego. Nie rozumiem też, dlaczego razem z bohaterką „Asymetrii”
musimy czytać często ponadstronicowe zapożyczenia z książek obozowych. Podobnie
jak z listu Joyce’a do jego ukochanej Nory, w której pisze między innymi „Cudownie
jest ruchać pierdzącą kobietę, kiedy każde pchnięcie wciska z niej pierdy”. Nie
widzę uzasadnienia dla zastosowania takiej formy narracji. Odczytuję to jako
próbę wypełnienia pustki własnej niemocy twórczej. W komitywie do tej banalnej
mieszanki wątków biograficznych, cytatów i poglądów na Amerykę, idzie prosty,
czy też momentami wręcz irytująco kolokwialny język. Wypisałem sobie kilka
ciekawych zdań z tej książki, w tym miejscu zacytuję jednak tylko jeden dialog
i jedno porównanie, które, mam nadzieję, w jakiś sposób zobrazuje to, o czym
piszę.
„Pociągnęła łyk luxardo.
- Małe ruchanko?
- Jak chcesz.
- Nie, chyba nie powinniśmy. Już późno.
Czekała.
- Kochanie.
- Co?
- Powiedz mi coś.
- Okej.
- Myślisz czasem, że nasz związek nie przynosi ci nic
dobrego?
- Wprost przeciwnie – odpowiedziała trochę za głośno. –
Myślę że przynosi mi bardzo dużo dobrego.
Zaśmiał się cicho.
- Zabawna z ciebie dziewczyna, Mary-Alice.
- Na pewno są zabawniejsze.
- Chyba masz rację.
- W każdym razie jestem z tobą szczęśliwa.
- Och kochanie, ja z tobą też.”
Bardzo słodkie. I jeszcze obiecane porównanie: „Na
koncercie wystąpiła gościnnie młoda japońska pianistka, która grała już w
salach koncertowych Londynu, Paryża, Wiednia i Mediolanu – chociaż z widowni
wydawała im się dziewięcioletnim dzieckiem, które zbliża się do instrumentu tak
dużego, że można by go wykorzystać jako trumnę dla nowo narodzonej żyrafy”. Skąd
jej się ta żyrafa tam wzięła? Może wy widzicie w tym zabiegu coś olśniewającego,
elektryzującego czy wirtuozerskiego, dla mnie to jedynie niskiej jakości
produkt okołoliteracki.
W drugiej części, zatytułowanej „Szaleństwo” poznajemy Amara, Irakijczyka o kurdyjskich korzeniach,
zatrzymanego przez brytyjskie służby graniczne na lotnisku w Londynie. Jego
relacja toczy się w dwu przestrzeniach czasowych, a autorka, tym razem z
wyczuciem i empatią, zgrabnie przeskakuje między współczesną, kafkowską
atmosferą duszności i zamknięcia, a retrospektywnym odtworzeniem losów rodziny
Amara. Jest to też dalszy ciąg rozważań autorki na temat problemów
współczesnego świata, który choć mało odkrywczy, jest podany bardziej
zjadliwie, niż w pierwszej części. Szczególnie ciekawe są punkty wspólne z
pierwszym rozdziałem. Doszukiwanie się analogii między oboma tekstami, choć na
chwilę przyćmiewa braki ryzyka, napięcia czy realnej literackiej niepewności.
Szkoda tylko, że po tym etapie, dochodzimy do trzeciej części książki, czyli
wywiadu ze świeżo upieczonym Noblistą (Ezrą z części pierwszej), który miał
stanowić kompozycyjną klamrę, sugerującą interpretację książki w kontekście
jego tytułu, a tak naprawdę jest nudnym powtórzeniem wszystkiego tego, co
uważny czytelnik wyłapał już między wierszami części pierwszej. Pozostaje więc
kwestia czymże jest owa asymetria? Tego już Wam nie zdradzę, żebyście cokolwiek
wynieśli z potencjalnej lektury.
„Asymetria” to
kolejna książka, która jest bardziej ważna, niż dobra. Co gorsza dla niej, czy
też potencjalnego polskiego czytelnika, waga powieści jest obwarowana
kontekstami kulturowymi, które dla mnie wydają się, jak pisałem na początku,
wtórne i koniunkturalne. W jednym ze zdań Halliday pisze „Chociaż z drugiej strony, nic
nigdy nie da się napisać jak należy. Można by właściwie pisać o plemieniu Hutu,
bo i tak nie mamy pojęcia o tym, o czym piszemy”. Myślę, że te słowa dobrze
podsumowują mój stosunek do „Asymetrii”, która jest dla mnie niezrozumiałą
mieszanką chwytliwych tematów. Mogą one stanowić także swoiste podsumowanie
metody pisarskiej amerykańskiej debiutantki. Dla mnie to kolejna niepotrzebna
klisza. Książka absolutnie zbędna. Powieść która nie zostawiła we mnie żadnego
śladu. Niestety do zapomnienia.
Kurcze dostałam ją w prezencie i widzę, że będzie to prezent nietrafiony.
OdpowiedzUsuń