Recenzja "Alef" Jorge Luis Borges

Wydawca:PIW

Liczba stron: 232


Oprawa: twarda


Premiera: 19 czerwca 2020 rok

W momencie swojego pierwszego wydania, w 1949 roku, pięć lat po „Fikcjach”, „Alef” składał się z trzynastu utworów. Dopiero po trzech latach argentyński pisarz uzupełnił go o cztery kolejne opowiadania: „Ibn Hakam al-Bokhari zabity w swym labiryncie”, „Dwaj królowie i dwa labirynty”, „Człowiek w progu” i „Oczekiwanie”. To z tego ostatniego pochodzi piękny cytat „We wspomnieniu wszystkie dni wyglądają jednakowo, ale ani w szpitalu, ani nawet w więzieniu nie ma dnia, który by nie przyniósł czegoś nieoczekiwanego, który, oglądany pod światło, nie byłby siateczką maleńkich niespodzianek”. Stanowi on nie tylko ważną myśl, ale może być też traktowany bardziej panoramicznie, jako swoisty wyznacznik wrażliwości literackiej Borgesa.

Twórczość wybitnego prozaika stawia czytelników w niezwykle kłopotliwej sytuacji. Jedną z cech wyróżniających jego prozę jest, o czym wspominałem już przy okazji recenzji wydanego rok temu zbioru „Fikcję”, trudność z zakwalifikowaniem przedstawionych historii. Z jednej strony nie sposób jednoznacznie zaszufladkować je w określony gatunek literacki, z drugiej, co jeszcze ważniejsze, w trakcie lektury często niełatwo jest dociec, które zdarzenia i słowa zostały zmyślone, a które odnoszą się do faktów. Także werdykt, czy lektura jest tekstem z dziedziny literatury, czy raczej filozofii lub nauk humanistycznych, wielokrotnie nie jest prosty, a w każdym razie trudno nazwać je utworami literackimi, jakie znamy z innych podań.  Nie są to też eseje, teksty krytycznoliterackie czy publicystyczne, gdyż stoi za nimi fikcja. Nurtujące pytanie borgesowskich opowiadań o naturę rzeczywistości, niewątpliwie powraca także w tym zbiorze.

Próba rozszyfrowania dokładnego znaczenia jego opowieści jest właściwie z góry skazana na porażkę. Rozłożenie na nogach encyklopedii i studiowanie nazwisk, miejsc czy dat, jest równie płonne, jak rzucanie głazem w taflę jeziora z nadzieją, że ten w końcu pozostanie na powierzchni (co nie oznacza, że kwerenda tematu nie jest tu mile widziana!). Motywy snu, lustra czy też fantazji są kluczem do zrozumienia przekonań argentyńskiego pisarza na temat natury realnego świata. Stanowisko, że rzeczywistość jest tylko imaginacją lub senną marą, nieskończonym szeregiem lustrzanych odbić,  jest bez wątpienia wynikiem wpływu, jaki wywarli na argentyńskim pisarzu Berkeley i Schopenhauer. Co wcale nie oznacza, że Borges zgadzał się ze wszystkimi tezami zawartymi w najważniejszych dziełach wspomnianych filozofów.

Cały zbiór tworzy tu jedną całość. Znaczenie ma układ opowiadań, istotne są ich tytuły, także rytm nadany przez pisarza wpływa na odbiór konkretnej miniatury. Fascynująca jest chociażby narracja, która na przykład w „Dociekaniach Awerroesa” prowadzona jest w trzeciej osobie, zaś komentarz autora zaproponowany został jako pierwszoosobowy. Borges wyraźnie tym sugeruje, że utożsamia się z bohaterem, a cała jego opowieść, właśnie dzięki temu zabiegowi nosi znamiona wyznania. Wrażenie zagubienia potęguje także szkatułkowa struktura, w której to, co zwykliśmy nazywać szkatułką literacką, przybiera nowatorskie szaty. Nie chodzi tu bowiem o przenikanie się historii różnych narratorów, ale o refleksje – z jednej wypływa następna, a z tej kolejna. W ten sposób tworzą się piętrowe dygresje, które łączą początek i ostateczną puentę historii cienką nicią. Owe dygresje to nic innego, jako artystyczne wykorzystanie cytatów, wątków literackich, toposów, aluzji i stereotypów, splątanych ze sobą w niemożliwy do rozwiązania motek.

Nie da się ukryć, że czytanie Borgesa jest zarezerwowane przede wszystkim dla ludzi cierpliwych i wrażliwych na indywidualne, intelektualne przeżycia. To nie jest książka, którą można wziąć do ręki i przeczytać w drodze na wymarzony urlop. Mnogość odwołań przytłacza, a ostateczna interpretacja opowiadań zależy w dużej mierze od tego, co o sztuce już wiemy. Chociaż, jak pokazują doświadczenia literatury naukowej, nawet gruntowna wiedza z kilku dziedzin, nie sprawia że „Alef” jest interpretowany jednoznacznie. Ta książka to wyraz ciekawości światem, ludźmi, sztuką, drobnymi przedmiotami, które nas otaczają. Borges nieustannie bawi się motywami i słowami, zmienia fronty i zastawia pułapki, rzuca przynęty, by po chwili wciągnąć nas w wir nieskończoności. Mieszają się tu czasy prehistoryczne z nowoczesnością, wierzenia mitologiczne z obyczajami Bliskiego Wschodu, sen z jawą. A wszystko to zamknięte w miniaturze. Niebywałe! Tak właśnie kształtował się postmodernizm.

1 komentarz:

  1. Do tej pory przeczytałem tylko "Powszechną historię nikczemności" Borgesa, do której mógłbym skopiować Twoje podsumowanie. Mnie Borges nie przekonuje, to literatura dla bardzo wytrwałych.

    OdpowiedzUsuń