Recenzja "Przez" Zośka Papużanka

Wydawca: Marginesy

Liczba stron: 296

Oprawa: twarda

Premiera: 15 kwietnia 2020 r.

Osią tematyczną najnowszej książki Zośki Papużanki jest obserwacja. Owa czynność staje się tu zarówno jednostkowym celem, jak i samoistnym, milczącym bohaterem. Autorka poszła o krok dalej, niż Hitchcock w „Oknie na podwórze” i Kieślowski w „Krótkim filmie o miłości”. Tam bowiem bohaterowie, odpowiednio James Stewart jako L.B. Jefferiesi i Olaf Lubaszenko jako Tomek, poprzez swoje podglądanie sąsiadów, kreują nowe zdarzenia i przecinają ścieżki losów, dzięki czemu powstają elektryzujące i moralizujące fabuły. „Przez” zmierza z kolei w kierunku ukazania nudy codzienności. Nie robi tego jak Rene Lesage w „Diable kulawym”, gdzie diabeł zrywa dachy z domów i naświetla prywatne życie w tych momentach, w których nie dopuszcza się osoby trzeciej. Papużanka umywa ręce od wszelkiej efektowności, w centrum uwagi stawia mężczyznę i każe nam przypatrywać się dziejom jego typowego małżeństwa.

Nie jest to żaden Brad Pitt czy inny Robert Pattinson. Ot zwykły, szary obywatel, którego niektórzy wezmą nawet za śmieciarza. Nie ma specjalnych uzdolnień, ambicji, skrywanej mądrości. Posiada żonę, którą pewnego dnia traci. Stęskniony wprowadza się do jej bloku i z ukrycia stara się przypatrywać jej nowemu życiu. Takie usytuowanie postaci sprzyja odkrywaniu i pokazywaniu wszystkich warstw i pięter życia prywatnego, jest dobrym punktem wyjścia do rozważań nie tylko o tym co tu i teraz, ale także o tym co już było. Papużanka podsłuchuje życie prywatne normalnej polskiej rodziny, zdradza jej sekrety i ukazuje intymne sprężyny. Tu aż roi się od energii i emocji, mimo że lawa codzienności, zastygła w magmę przeszłości. „Przez” to powieść składająca się z mozaiki zwyczajnych działań, czynionych w pośpiechu zamierzeń, z upływającego czasu, domowej krzątaniny, przypadkowych widzeń i całej masy zamyśleń. 

Proza Zośki Papużanki to literatura proporcjonalnie trudna do drobiazgowości i skrupulatności, z jaką powstały wszelkie frazy składające się na „Przez”. Jej trudność ujawnia się nie tylko na poziomie mikro, gdy przyzwyczajeni do zupełnie innych fabuł, pełnych ‘czegoś ciekawego’, i nieprzygotowani na tę odmienną rzeczywistość, zadajemy sobie pytanie o konkretne sensy danych zdań czy akapitów. O znaczenia, które kryją się między kolejnymi odniesieniami, o te powtarzające się przeskoki między przestrzeniami, wprowadzające czytelnika w kłopotliwy stan. To zderzenie kontekstów, pięknych, świeżych porównań i metafor, obserwowane jest również na poziomie makro, co również może potęgować trudności w odbiorze. Pragnąc bowiem te nasze mikroobserwacje scalić w jedną, spójną i logiczną całość, zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie tego dokonać. Mieszając własne interpretacje z autorskim głosem, szybko dostrzegamy, że konstruujemy ciąg nawarstwiających się, fałszywych komentarzy. Wynika to w dużej mierze z dyskomfortu, w jaki wpędza nas świadomie Papużanka. Nikt nie chce czytać o bohaterze, który mógłby być też nim samym, albo który wręcz w jakimś sensie właśnie nim jest. A przynajmniej nie w takich sytuacjach, gdzie na światło dzienne wychodzą smutne tajemnice. Nie o sensy jednostkowe tu jednak chodzi, lecz o pewną wrażliwość, o nieuciekanie przed tym, co wymaga podjęcia często heroicznego trudu.

Papużanka pisze bezkompromisowo. Nie interesują jej półśrodki, głęboko wierzy w zasadność swoich spostrzeżeń, które leżą u fundamentu całej książki. Dzięki temu jej powieść, mimo że szalenie nudna, jest godna przeżywania. „Przez” udowadnia , że literaturą można powiedzieć całkiem sporo i można ją też otworzyć na inne obszary. To proza unosząca się ponad materią, także ponad problemami, które w zestawieniu z doświadczeniami innych jawią się jako błahostki. Jakość tej książki nie bierze się wyłącznie z warstwy językowej, ale też z niewymuszonej, nienarzucającej się myśli, że człowiek tak naprawdę w imię ważnych dla niego pobudek, traci racjonalności. A o tym zadziwiająco często zapominamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz