Liczba stron: 32
Oprawa: twarda
Premiera: 1 czerwca 2019 r.
W 2010 roku nastąpił zwrot w mojej percepcji na
sztukę. Wtedy to po raz pierwszy obejrzałem zadziwiająco dojrzały, poetycki i
wizualnie perfekcyjny film Gregory’ego Colberta „Ashes and snow”. To właściwie
nie tyle dzieło fabularne, ile kolaż ujęć fotograficznych portretujących
interakcje zachodzące między człowiekiem a zwierzętami. Wszystko to wzmocnione
lirycznym komentarzem. To właśnie dzięki temu filmowi, otworzyła się we mnie
wrażliwość, na łączenie sztuki obrazu, ze sztuką słowa. I choć bardzo często
jest tak, że coś w podobnym pomyśle nie zagra, że jedna z gałęzi wyrażania
swoich artystycznych wizji przeważa nad drugą, albo że odwrotnie, ani tekst ani
grafika nie poruszają dostatecznie, jest to moim zdaniem jedna z ważniejszych
tendencji we współczesnej sztuce, docierająca do szerokiego grona odbiorców.
Taką formę prezentuje też książka „Wszędzie i we
wszystkim”. I już na samym początku mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że
jest to rzecz wyjątkowa. Wydawnictwo CoJaNaTo proponuje nam historię małej
Yolandy, której nieoczekiwanie umiera mama. Yolanda pyta wszystkich wokoło,
gdzie jej mama się podziała. Próbuje znaleźć źródło tajemniczej straty.
Motywuje ją nie tylko deficyt bliskości, ale także otaczający dorośli, którzy
zamiast pomóc, nabierają wody w usta i wolą tematu nie poruszać. Na szczęście
są też tacy, którzy starają się małej dziewczynce pomóc. Każdy z nich wyjaśnia,
w jaki sposób nadal doświadcza obecności zmarłej. Dla dziadka będzie to
spojrzenie w jej ukochane róże, które zasadziła będąc jeszcze dzieckiem. Tata
czuje swoją żonę w pejzażu, który namalowała i kubku, który kiedyś zreperowała.
Będą też inne postaci, wspomnienia, ciepłe historie, które każdy nosi w sobie.
Bo życie nie kończy się wraz ze śmiercią, ale trwa nadal. Mama zawsze będzie
przy Yolandzie, wystarczy się rozejrzeć oczami duszy.
„Wszędzie i we wszystkim” porusza istotny w rozwoju
dziecka temat i co ważne, robi to z jednej strony w sposób wyważony, z drugiej
także nienarzucający. Autorzy nie chcą grać na emocjach, całkowicie odcinają
się od dawania banalnych recept i rad. Wolą zatopić się w poetyckich
rozważaniach o samej naturze radzenia sobie ze stratą. Pięknie oddaje to
lityczny tekst Pimma van Hesta, a jeszcze lepiej obrazują ilustracje Sassafras
de Bruyn. Nie skłamię jeśli powiem, że strona graficzna książki to tak naprawdę
oddzielne dzieło sztuki, które spokojnie można wydrukować i rozwiesić na
ścianie. Bardzo klimatyczna i nastrojowa opowieść. Także idealny pretekst do
rozmów z dzieckiem o kluczowym w życiu temacie. Wszystko to sprawia, że „Wszędzie
i we wszystkim” to jeden z lepszych picturebooków, jakie wydano w ostatnich
latach w Polsce. Pozycja obowiązkowa w biblioteczce zaangażowanego w rozwój
dziecka rodzica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz