Liczba stron: 272
Oprawa: twarda
Premiera: 5 luty2019 r.
Gdy w 1998 roku Jose Saramago otrzymał Nagrodę
Nobla, w Polsce był praktycznie nieznany. Dość powiedzieć, że przed tym
wyróżnieniem przetłumaczono jedynie „Baltazara i Blimundę” oraz „Ewangelię
według Jezusa Chrystusa”. Jakby tego było mało, Czesław Miłosz, jeden z
największych autorytetów do spraw literackich powiedział o nim takie słowa: „Wiadomość,
że szacowne jury przychyliło się do osoby Portugalczyka José Saramago, jest mi
niemiła. Znam twórczość tego pisarza. nie cierpię tego autora. Uprawia modne
obecnie pisarstwo, pełne skrzących się i często wysilonych dowcipów. Takie
pisarstwo niezbyt mi odpowiada”. Trudno się zatem dziwić, że o Saramago pisało
się i mam wrażenie nadal pisze się za mało.
Ale wróćmy do istoty, czyli samej książki. Pamiętacie
„Kamienną tratwę”? To wydana w 1986 roku powieść Saramago, traktująca o grupce osób,
którzy niesieni siłą prądu oceanicznego przemierzają świat na oderwanej części Półwyspu
Iberyjskiego. Rozmawiają, kontemplują, stawiają tezy, wspominają – uczą się
życia na nowo. Ta literacka figura, w moim odczuciu, idealnie oddaje charakter
działalności portugalskiego pisarza. Dla mnie, Jose Saramago, jest właśnie taką
pływającą kamienną tratwą, odseparowaną od wszystkiego tego, co wokoło się
pisuje. Jego styl jest niepodrabialny, poruszana tematyka onieśmiela swoją
oryginalnością, a pokłady humoru i ironii potrafią rozjaśnić nawet
najsmutniejszy dzień. Ważny jest tu także kruszec całej metafory – kamień
oddaje wieczną aktualność jego słów. Bo choć sam pisarz zmarł, jego zdania
wciąż krążą w odmętach czytelniczych dusz, a stawiane pytania i głębia
głoszonej prawdy, nie traci na swojej świeżości.
Wydane niedawno „Rozterki śmierci” mają w sobie
wszystko to, co fani autora tak suto chwalą od lat. Są długie, wielokrotnie
złożone zdania, tak samo pięknie wykreowane, jak przetłumaczone. Jest
nieprawdopodobna historia, która staje się przyczynkiem do rozważania kondycji
ludzkiego bytu. Jest satyra, o wyjątkowo niebezpiecznym ostrzu, nawet jak na
Jose Saramago. Jest też bytowanie w niekończącej się podróży, która nie
prowadzi do jakiegoś celu, lecz jest celem samym w sobie.
Tym razem punktem wyjścia jest śmierć. Jak to
możliwe, że postanowiła zrobić sobie urlop? I dlaczego tylko w jednym państwie?
Ten biologiczny nonsens interpretować można jako wyznacznik fantastyczności,
którego wdrożenie umożliwia kreację światów poza granicę empirycznej rzeczywistości.
„Rozterki śmierci” nie są jednak tylko czystą fantastyką, ile tekstem opartym
na pewnym porządku symbolicznym. Oddzielenie fragmentu przestrzeni i czasu,
uczynienie zeń swoistego mistyczno-filozoficznego labiryntu – statuy izolacji,
jest niezbędnym posunięciem do zbudowania inicjacyjnej historii swych
bohaterów, wyjścia poza pospolitą przestrzeń i czas. Saramago rozważa
konsekwencje tej niemożliwej sytuacji w kilku przestrzeniach – oczywistych i
metafizycznych. Zadaje sobie pytania, co stałoby się na przykład z zakładami
pogrzebowymi i dochodzi do wniosku, że pewnie zajęłyby się chowaniem zwierząt.
Albo co zrobiłby kościół, który przecież opiera się na strachu przed wiecznym
potępieniem? Autor „Miasta ślepców” powołuje też do życia maphię – organizację
zajmującą się świadczeniem usług samobójczych. Skoro człowiek skazany jest na
wieczną, powolną agonię, rodzina chętnie skorzysta z aktywności firmy, która
wywiezie ciała za granicę i zakopie je ku pochwale uniwersalnego prawa natury.
To takie proste prawda? Wątpliwości portugalski pisarz ma całą moc, a wszystkie
dążą do jednego – zabrania głosu w swoim długim życiowym monologu o historii
Boga i człowieka. Żywiołem Saramago jest humanizm radykalny, który każe mu
pochylić się nad tragedią człowieka stającego w obliczu Boga, nad porażką,
która wieńczy każde ludzkie spotkanie z Absolutem. W tym rozumieniu tytułowa
śmierć, jest jednym z insygniów Boga, przy pomocy którego wzywa on ludzi do dalszej
wędrówki w nieznane (jak w „Roku umierania Ricarda Reisa”, gdzie zmarły
wcześniej Fernando Pessoa zjawia się, by zbudzić tytułowego bohatera ze snu i
wezwać go do nowej wyprawy).
Saramago mówi jednak jeszcze coś. W tytule
umieszcza kluczową postać swojej rozprawy – śmierć. Ważne jest tu właśnie słowo
„śmierć” pisane z małej litery, bo choć przybiera ona w książce postać jak
najbardziej cielesną, nie chce być traktowana jako coś osobliwego. Zresztą
równość wybrzmiewa w książce w wielu postaciach. Równi są ci, którzy nie
umierają, później ci, którzy dostają listy, równi są rządzący Państwem, mimo że
czasami konwencja nie pozwala na bezpośredni z nimi kontakt. Równi są wreszcie
wielcy mistrzowie sztuki – bach, proust, beethoven, których nazwiska Saramago
pisze konsekwentnie z małej litery. Ostatecznie równa pozostaje także śmierć,
która mając dość swojego nikczemnego zadania, porzuca je na rzecz miłości. To
jest właśnie otwarcie szczelnie zamkniętego labiryntu, dzięki czemu „Rozterki
śmierci” są nie tylko śmieszną opowiastką o wydumanej rzeczywistości, ale
przede wszystkim obrazem pewnej części nas samych – naszych pragnień, słabości,
egoizmu i uczuć.
Tak oto Saramago po raz kolejny pokazuje plecy Bogu
i jego wiecznemu planowi. Choć głęboko wierzy, że tak jak to zapisano w Sumie
teologicznej św. Tomasz z Akwinu – Bóg jest pierwszym poruszycielem i
ustalającym ład kosmiczny, człowiek także ma tu coś do powiedzenia. W
„Kamiennej tratwie” napisał, że „Od człowieka zaczyna się to, co niewidzialne”,
a jak dowodzi finał recenzowanej powieści, sfera emocjonalna bywa czasami
wyższym stanem, niż z góry narzucone ramy funkcjonowania. „Rozterki śmierci” są
więc kolejną ciekawą powieścią o pielgrzymowaniu po morzu życia, o starciu z
Absolutem i niemożności wyjścia poza swoje czysto ludzkie ograniczenia. O
równości wobec nieskończoności i ironii, która jest dobrym remedium na troski
codzienności. Ale „Rozterki śmierci” to też powieść nierówna, taka, gdzie
rozbudowane humorystyczne anegdoty, często przysłaniają to, co w tej prozie
najważniejsze, a piękne zdania, przetykane są też takimi, o których można
napisać jedynie, że podtrzymują rytmikę frazy. Z pewnością Saramago pisywał
lepsze książki.
Ocena:
Ta nierówność książki, o której wspominasz, bardzo mnie zniechęca.
OdpowiedzUsuń