Liczba stron: 388
Oprawa: miękka
Premiera: 26 lutego 2019 r.
Często
spotykam się z określeniem, którego używa się w sytuacjach, gdy twórcy jakiegoś
dzieła gatunkowego próbują nostalgicznie wpisać reguły danej kategorii w swoją
opowieść. Kiedy w wywiadach, opisach, wreszcie samej literackiej kreacji
zaznaczają, że dana postać, miejsce, artefakt, dialog są typowe, że w ten
sposób używano ich już wiele razy. O
takich opowieściach mawia się, że „współgrają z oczekiwaniami widzów”.
Wynika z tego, że powieści, które świadomie trzymają się gatunkowych
schematów „nie grają z oczekiwaniami”, tylko wprost się w nie wpisują. I mniej
więcej to właśnie należałoby powiedzieć o „Czasie pokuty” – że nie gra
z oczekiwaniami, tylko wypełnia je z naddatkiem i każe się delektować
wszystkim tym, którzy doskonale odnajdują się w świecie tych reguł .
Zaczyna się
bardzo dobrze, sceną z izby przyjęć Wojewódzkiego Szpitala
Neuropsychiatrycznego w Lublińcu. Tam poznajemy mężczyznę cierpiącego na
amnezję. Nie wie dlaczego się tam znajduje ani czego się dopuścił. Pilnujący go
strażnik pogardza nim, niewiele lepszy kontakt nawiązuje z lekarzem i policją.
Atmosfera zagęszcza się, na jaw wychodzą coraz nowsze poszlaki szaleństwa. I
właśnie w otoczeniu białych fartuchów, zamkniętych przestrzeni i kroplówek
zaczyna pleść się mroczna historia narzeczonej narratora – Agnieszki i
tajemniczej Skarbimiry (ciekawy zabieg z odwróceniem znaczenia – Skarbimira
znaczy bowiem „troszcząca się o pokój”). Także tutaj oderwiemy się od tego, co
w tej książce najlepsze – od sugestywnych opisów pomieszczeń szpitalnych i
nasyconego ekspresją studium zagubienia. Chociaż te chwile będę na łamach
książki na szczęście wracać w częstych retrospekcjach.
„Czas pokuty”
to historia łącząca w sobie dotyk rzeczywistości i zalew niesamowitości. Grzegorz
Kopiec postanowił zmierzyć się z tematem cierpienia, zarówno tego fizycznego,
jak i przede wszystkim duchowego. Odwołuje się do dobrze znanych czytelnikowi
kulturowych tropów, starając się przenicować ich znaczenie: przerażający
starcy, opuszczona krypta, szpital psychiatryczny, utrata pamięci – te wątki
wykorzystano już wielokrotnie, rzadko jednak wpisując je w narrację z
pogranicza horroru psychologicznego, dramatu miłosnego i tradycji religijnych. Już
sam pomysł na umiejscowienie akcji w Bieszczadach podczas urlopu, zadaje kłam
wyobrażeniom o tej krainie. Piękne widoki, wysokie drzewa pokryte pachnącym
świeżością igliwiem, przeświecające spomiędzy szczytów promienie słońca kuszą,
jak rajska jabłoń, ale dla pary bohaterów okazują się początkiem drogi
krzyżowej. Te kulturowe zapożyczenia, schematy którym Kopiec stara się nadać
nową świeżość, służą jedynie estetyce ukazywania katastrofy. Nie mają
symbolicznych aspiracji, celem nadrzędnym ich użycia jest wzmocnienie
zainteresowania czytelnika.
Kopiec tworzy
baśniowe love story, z silnymi elementami grozy. Rozsądnie dawkuje poczucie
osaczenia i rozpaczy, moduluje nastrój poprzez odpowiednią ścieżkę rozwoju
zdarzeń, urywając ją czasem nieoczekiwanie, zgodnie z logiką percepcji
ogłuszonego potężnym grzmotem umysłu. Gra pauzą wychodzi autorowi naprawdę przyzwoicie.
Zaangażowanie czytelnika ma swoje granice, a momenty powrotu do rzeczywistości
wypełnionej izolacyjną ciszą pełnią także swoistą funkcję autoreferencyjną,
wyznaczając limit dostępu do cudzego cierpienia. Jest to także celowy zabieg,
umożliwiający oderwanie się od pędzącego pociągu z napisem akcja, chwila na
refleksję i zadumę. Także na przemyślenie, czy to wszystko ma jednak jakiś
sens, i czy przypadkiem nie zgubiono tu jakiegoś wątku.
„Czas pokuty”
jest książką schematyczną, co do tego nie ma wątpliwości. Nie zaskakuje także w
warstwie językowej. Kopiec słowem posługuje się jakby od niechcenia, ale
jednocześnie z dbałością. Dezynwoltura miesza się tu z pieczołowitością, przegadanie
z żelazną dyscypliną. Mam wrażenie, że autor świadomie porusza się po odmiennych
obszarach stylizacji, za jej pomocą nadając swoim bohaterom cechy indywidualne.
Są więc w tej książce momenty bardzo wyraziste i te, gdzie miałoby się ochotę
przeskoczyć kilka zdań, żeby wreszcie dokopać się do czegoś, co ma dla nas
znaczenie (tych z czasem jest coraz więcej). Na płaszczyźnie formalnej powieść
jest więc nierówna, co tylko potwierdza tezę, że „Czas pokuty” to książka dwóch
światów – ciekawie zarysowanego świata realnego i zbyt szablonowego i
przegadanego świata magicznego.
Debiut
Grzegorza Kopca jest więc z jednej strony hołdem oddanym literaturze spod znaku
krwi i mroku, także dobrą zabawą z klasyką powieści czarnoksięskiej, z drugiej
jest także powieścią kilku potknięć i niewykorzystanych potencjałów. Momentami niepokoi
i brzydzi, innym znów razem nudzi i zaraża wtórnością. To może być dobra
lektura dla tych wszystkich, którzy lubią Kinga i jego światy. Dla mnie jest tu
trochę za dużo słów, mimo wszystko także schematów, abym mógł z czystym
sumieniem uznać tę książkę za dojrzałą i udaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz