Recenzja "Kapo" Aleksandar Tišma

„Tišma w Kapo rozbija nasze wyobrażenia o literaturze obozowej. Nie ma tu heroizmu ani katharsis, jest za to bezlitosny obraz człowieka, który przeżył kosztem innych i musi zmierzyć się z ciężarem własnych czynów. To literatura niewygodna, bolesna i niezwykle ważna.”
Wydawca: ArtRage

Liczba stron: 344


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Magdalena Petryńska

Premiera: 12 sierpnia 2025 rok 

Aleksandar Tišma, serbski pisarz pochodzenia żydowsko-węgierskiego, należy do najważniejszych świadków i komentatorów doświadczenia XX wieku w literaturze środkowoeuropejskiej. Jego trylogia nowosadzka, w której obok „Księgi Blama” i „Użycia człowieka” mieści się również powieść „Kapo”, podejmuje problematykę Zagłady. Nie czyni jednak tego w konwencji świadectwa ofiary, lecz poprzez próbę zmierzenia się z najtrudniejszą figurą obozowego świata – człowieka, który ocalał, ponieważ przyjął na siebie rolę kata. To właśnie „Kapo”, opublikowane w 1987 roku, stanowi szczególny eksperyment literacki: autor dokonuje wiwisekcji losu jednostki rozdartej między byciem prześladowanym i prześladującym, wplątanej w paradoks „szarej strefy” obozowej moralności, a jednocześnie skazanej na niekończące się życie w cieniu własnej winy.

Bohaterem powieści jest Vilko Lamian, jugosłowiański Żyd, który w Auschwitz zyskał pozycję kapo. Funkcja ta, uprzywilejowana wobec innych więźniów, dawała mu szansę przetrwania. Jednocześnie obciążała go współudziałem w systemie zbrodni. Tišma konstruuje jego postać jako istotę głęboko ambiwalentną. Z jednej strony widzimy w nim człowieka przerażonego i całkowicie sparaliżowanego lękiem przed śmiercią, z drugiej – kogoś, kto odkrywa w sobie zdolność do przemocy, a nawet czerpie z niej rodzaj perwersyjnej satysfakcji. Szczególnie dramatycznym wątkiem jest relacja Lamiana z młodą Heleną Lifką, więźniarką, którą najpierw wykorzystuje seksualnie, a która to po wojnie staje się dla niego uosobieniem niemożliwej spowiedzi i wymarzonego pojednania. Poszukiwanie śladów Heleny w powojennej Jugosławii przypomina raczej neurotyczny przymus wyznania niż autentyczną próbę naprawienia krzywdy. Samo życie bohatera jako skromnego urzędnika kolejowego w Banja Luce ukazuje, jak niemożliwe jest pogodzenie codziennej rutyny z ciężarem nieodkupionej przeszłości.

Powieść Tišmy wpisuje się w szeroką debatę nad moralnością w warunkach obozowych. Primo Levi pisał o „szarej strefie”, gdzie granice między ofiarą a katem zacierają się. W tym sensie Lamian jest jej literacką figurą. Jednak w odróżnieniu od Leviego, który pozostawiał możliwość interpretacyjnego zawieszenia, Tišma przedstawia człowieka, który nie znajduje żadnego odkupienia. Brak tu chrześcijańskiej nadziei, obecnej jeszcze u Dostojewskiego w „Zbrodni i karze”, gdzie Raskolnikowowi dana była szansa duchowej przemiany. Lamian pozostaje uwięziony w swojej winie, niczym bohater tragiczny. W jakimś sensie przypomina Fausta, który sprzedał duszę, tyle że nie diabłu, lecz nazistowskiemu mechanizmowi, w zamian za biologiczne przetrwanie i złudne poczucie władzy. W tym sensie „Kapo” jest nie tyle powieścią o Zagładzie, ile o niemożności przebaczenia i ostatecznej klęsce człowieka wobec własnej natury.

Warto dostrzec także kontekst historyczny i polityczny. Tišma pisał „Kapo” w latach osiemdziesiątych, gdy Jugosławia wciąż trwała w fasadowej jedności, lecz pod powierzchnią narastały napięcia etniczne i nacjonalistyczne, które niebawem doprowadzą do wojny. Powieść, choć osadzona w realiach obozowych, jest także przestrogą: logika wykluczenia i nienawiści, raz uruchomiona, nie znika, lecz może odrodzić się w nowych formach. Lamian, człowiek, który nie przynależał w pełni ani do wspólnoty żydowskiej, ani jugosłowiańskiej, ani powojennego społeczeństwa, staje się figurą losu samej Jugosławii – wspólnoty, która nie potrafiła uporać się z pamięcią o zbrodniach i w której podział ofiara–kat okazywał się płynny i niejednoznaczny.

Na poziomie stylistycznym Tišma posługuje się językiem chłodnym, ascetycznym, pozbawionym patosu. Krótkie, sprawozdawcze zdania tworzą aurę beznamiętnej relacji, która potęguje wrażenie grozy. To proza pozornie obojętna, ale właśnie dzięki temu dotykająca wprost. Nie oferuje pocieszenia, nie oswaja doświadczenia, nie otwiera możliwości transcendencji. Narracja przechodząca między teraźniejszością a wspomnieniami czyni z Lamiana człowieka, który nigdy naprawdę nie opuścił Auschwitz. Obóz pozostaje w nim jako wewnętrzne więzienie.

„Kapo” to powieść skrajnie pesymistyczna, ale jej siła tkwi właśnie w tej bezwzględności. Literatura dotycząca Zagłady często podkreśla heroizm ofiar lub momenty solidarności, Tišma natomiast koncentruje się na tym, co najbardziej bolesne. Na współudziale. Na przemocy, która okazuje się nie tylko przymusem, lecz także możliwością. W efekcie autor podważa wszelkie proste podziały, ukazując świat, w którym moralne kategorie rozpadają się pod ciężarem sytuacji granicznej.

Czy „Kapo” można traktować jako jedno z najważniejszych literackich świadectw europejskiego wieku dwudziestego? Nie wiem, ale przeszło mi to przez myśl. Książka nie opowiada o bohaterstwie ani o nadziei, lecz o winie, której nie da się zmazać. To tragedia, w której nie ma katharsis.

Sprawdź też recenzje innych książek z serii Cymelia:

- "Ja, która nie poznałam mężczyzn" Jacqueline Harpman 

- "Nazwij to snem" Henry Roth 

- "Most na rzece Kwai" Pierre Boulle

- "Fat City" Leonard Gardner 

- "Dzwon Islandii" Halldór Laxness  

- "Lód" Anna Kavan 

- "Siedem dni u Silbersteinów" Etienne Leroux  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Recenzja "Kapo" Aleksandar Tišma