Recenzja "Pod śniegiem" Petra Soukupova




Wydawca: Afera

Liczba stron: 416

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: 22 grudnia 2016 r.

Pamiętam jak kilka lat temu dość przypadkowo obejrzałem czechosłowacki film „Trup w każdej szafie”. To stara produkcja, z 1970 roku i obecnie w Polsce jest raczej zapomniana. Opowiada ona historię nauczyciela George’a Camela, który ma tę przypadłość, że w pewnym momencie wokół niego zaczynają pojawiać się trupy. Której szafy biedny George nie otworzy, wylatuje z niej ciało martwej osoby. Dochodzi wręcz do tego, że zostaje on posądzony o bycie seryjnym mordercą. Przypominam tu ten film, ponieważ ma on wiele wspólnego z książką Petry Soukupovej, tylko że w filmie Oldricha Lipsky’ego mamy trupy, zaś w „Pod śniegiem” problemy, a może nie tyle problemy co negatywne emocje.


Wydana niecały rok temu książka „Pod śniegiem” opowiada historię tyleż prostą w przestrzeni fabularnej, co skomplikowaną w warstwie psychologicznej. Trzy siostry: Blanka, Olga, Kristyna wyruszają wspólnie w podróż, by uczcić urodziny swego ojca. Każda z nich skończyła już trzydzieści lat i poza więzami rodzinnymi łączy je doprawdy niewiele. Na łamach książki dokonują one rozrachunku ze swoim życiem. Dla autorki tak banalne czynności jak podróż, wymiana koła czy urodziny stają się wnikliwą podróżą do wnętrza ludzkiej psychiki.
Centralnymi postaciami książki są więc kobiety, w których więcej jest chaosu i życiowego pobojowiska, niż stabilizacji i marzeń. Rodzinne spotkanie tylko pozornie jest przyczyną radości. Relacje sióstr to istna tykająca bomba, muszą się one bardzo hamować, żeby nie doszło do eksplozji. Wizerunek płci pięknej ukazany w tej powieści  nie jest ani łatwy, ani przyjemny. Soukupova woli totalną szczerość i rozbrajający realizm. Pławimy się więc w gmatwaninie ponurych myśli, zazdrości i złorzeczeń, meandrujemy między rozpaczą a nadzieją, ulotnym szczęściem i długotrwałą zawiścią. Relacje bohaterów są skomplikowane i pełne wzajemnych pretensji, podejrzeń, głęboko skrywanego żalu. Czytając wewnętrzne monologi Blanki, Olgi, Krityny czy ich matki czytelnik czuje się, jakby był podglądany, bo myśli bohaterek, są myślami nas wszystkich. To te wszystkie rozważania, które trzymamy tylko dla siebie, podczas gdy to właśnie one powinny wyjść z nas jako pierwsze. Chowamy je na samym dnie, otaczając się śnieżnymi kulami idealnego życia,  nie chcąc do siebie nikogo dopuścić, mimo że każdy z nas, podobnie jak bohaterki książki, potrzebuje pomocy i wsparcia.


U Soukupovej mężczyźni są jedynie tłem. Zarówno ojciec, mąż Blanki, jak i David, kochanek Kristiny są zbyt zajęci swoimi sprawami, żeby zwracać uwagę na los swoich wybranek. Wychodzą z założenia, że lepiej zamknąć się w swojej celi,  niż angażować się w złożone życie rodzinne. Autorka nie daje im głosu, swoją multinarracyjną powieść pozostawiając jedynie kobietom. Mężczyzn nie chce rozumieć, niejako usprawiedliwia ich odosobnienie poprzez obnażanie przywar kobiet.
Zawsze uważałem, że tym co wyróżnia książkę to przede wszystkim wyjątkowa forma. Czeska autorka stawia na oszczędność i dokładność opisywanych wydarzeń. Bez zbędnego patosu, ale jednocześnie z gorzkim humorem, opowiada prawdę o życiu. Za pomocą prostych zdań z łatwością maluje nam pełną paletę wiarygodnych uczuć: radość, ból, rozterki, smutek, nadzieję. Dzięki doskonałemu wyczuciu i wysublimowanej narracji, kreśli nam świat kompletny, tworząc swoiste studium prawdy o codziennym życiu. Mimo swojego stylistycznego umiarkowania, jest w tej powieści coś nienazwanie pięknego i poetyckiego. Tak jakby ta przysypana śniegiem prawda zamiast zamydlać obraz i oddalać od prawdy, stanowiła źródło poznania i kwintesencję autorefleksji. Ta książka udowadnia, że w formalnej skromności jest więcej siły i szczerości, niż w nawet mistrzowskiej zabawie słowami. 


„Pod śniegiem” Petry Soukupovej to książka wyjątkowa, cechująca się znakomitą wielopłaszczyznową kompozycją, rzetelnością psychologiczną bohaterów i prawdą, której niewyczerpane pokłady mogą zaburzyć nasze myślenie na wiele tygodni. Ta książka wwierca się w naszą duszę, wyciąga do nas rękę i stara się nam pomóc odkryć to, czego zwyczajnie odkryć się boimy. Każdego dnia zasypujemy śniegiem to, co kiedyś pęc musi, zalewając nas brudem. Soukupova wysyła nam sygnał ostrzeżenia przed iluzją i gloryfikowaniem szczęścia, dając nam wędkę, z której możemy skorzystać lub dalej brnąć w autodestrukcję. Świat tej powieści pełen jest skaz, z jakich składa się człowiek. Ta wielowątkowa powieść nie zamyka się w jednej historii, jednym wątku ani w życiu trzech bohaterek. Jest tak skomplikowana jak codzienne życie, które tylko na pozór jest nijakie, banalne i nudne. Nawet zwykła jazda autostradą czy obiad pełne są  niełatwych wyborów, skomplikowanych relacji, krytycznych spojrzeń na nasz świat i na samych ludzi – tak samo pięknych, co obłudnych. To Wielka Literatura, z niewytłumaczalnych powodów pomijana przez czytelników. A szkoda, bo rynek wydawniczy, pełen banałów i powtórzeń, potrzebuje takich prawdziwych historii.

Ocena:

Recenzja "Ciambra" Jonas Carpignano



  

Tytuł: "Ciambra"

Reżyseria: "Jonas Carpignano"

Premiera: 19 maj 2017 r.

Gatunek: Dramat

Jonas Carpignano wyreżyserował do tej pory pięć filmów krótkometrażowych i jeden długometrażowy. „Mediterranea”, długometrażowy debiut reżysera, to opowieść o podróży dwóch mężczyzn z Afryki do Włoch. Carpignano poruszył w nim jakże aktualny temat imigracji, czyniąc to w sposób satysfakcjonujący, jednak z widocznymi brakami warsztatowymi. Jego najnowszy obraz – „Ciambra” wygrał w Cannes nagrodę "Quinzaine des Réalisateurs" dla najlepszego filmu europejskiego, mało prestiżową patrząc na poprzednich jej zwycięzców („Efekt wody”, „Trois souvenirs de ma jeunesse”, „Bez serca”, „Guillaume i chłopcy! Kolacja!”, „Camille powtarza rok”).
„Ciambra” porusza temat dojrzewania w trudnych warunkach. Jej główny bohater – Pio, zagrany przez znanego nam z poprzedniego filmu reżysera młodego aktora Pio Amato – to nastolatek dorastający na romskim osiedlu w Gioia Tauro. Jego rodzina za nic ma społeczne normy i zwyczaje dobrego zachowania. W tym miejscu pielęgnuje się takie cechy jak męstwo, oddanie rodzinie, lojalność czy dbałość o przetrwanie. Pio włóczy się więc po wypełnionej rozpadającymi się budynkami okolicy, zadając się z elementami najgorszego sortu. Raz coś przywłaszczy, innym razem ostrzeże przed nadciągającą policją dbając przy tym o zatuszowanie kradzieży prądu, a czasami nawet podejmie się handlu. Gdy jego starszy brat i ojciec, osoby nie będące dobrymi przykładami do naśladowania, zostaną aresztowani, to na Pio spocznie obowiązek zapewnienia rodzinie środków do życia.


Jego odskocznią od plemiennych obowiązków są spotkania z względnie uczciwym imigrantem z Afryki, Ayivą, granym przez Koudousa Seihon’a, również znanego widzom z dzieła „Mediterranea”. Razem jeżdżą na motorze, robią interesy, imprezują. Gdy pewnego razu Pio popełni błąd, dojdzie do niemożliwego do uniknięcia w tych okoliczności starcia lojalności rodzinnej i przyjacielskiej.
Najnowszy film Carpignano, to przede wszystkim intymna przypowieść o wartościach. Reżyser stworzył wiarygodną i poruszającą historię wychowania w świecie bez praw. Dzięki odstraszającej, rozsypującej się w oczach scenografii i zastosowanej narracji, opartej na operowaniu kamerą dynamiczną, podążającą za bohaterem, czujemy się na seansie jakbyśmy byli tuż obok bohaterów. Świat Pio, jego codzienne dylematy i trudny z którymi się spotyka, są w tej sytuacji bardzo uniwersalne. To nie jest kolejna ciekawostka o egzotycznym kraju i oderwanych od naszych realiów problemach. Carpignano rysuje swoją wizję z dokumentalnym oddaniem, bez opiniowania, patosu, trzymania którejkolwiek strony. Ta historia huczy w naszej duszy jeszcze na długo po seansie właśnie dlatego, że jest jak nasze życie, raz ciężka, innym razem przyjemna, a w międzyczasie wypełniona wieloma odcieniami szarości.


Jest to także intrygująca próba wykreowania wnikliwego portretu społeczności Romów. Ich świat, choć już dawno nieaktualny, nadal wpływa na młode pokolenia. W Gioia Tauro życie toczy się bez zmian od dziesięcioleci i ludność nie odczuwa potrzeby do zmieniania czegokolwiek. Tym światem rządzi niemoc wyjścia z marazmu, wieczne błędne koło toczy się dalej i obejmuje każdego młodego Roma. Ostateczny brak czułości wobec drugiego człowieka przenika społeczeństwo na wszystkich poziomach.


„Ciambra” jest filmem na tyle szczerym, zaangażowanym i przy tym niebanalnym, że stanowi doskonałe uzupełnienie znanej nam już z historii, filmografii portretującej kulturę Romską („Cygan” Sulika, „Czas Cyganów” Kusturicy”, „Spotkałem nawet szczęśliwych Cyganów” Petrovicia). Trzeba przy tym przyznać, że Carpignano interesuje inna tematyka niż jego poprzedników, którzy skupiali się bardziej na malowaniu portretowaniu etnografii społeczności Romskiej, niż na postaciach i ich uczuciach.


Fantastyczne zdjęcia, doskonałe aktorstwo i delikatność reżysera osiągnęły w tym filmie rejestry nieosiągalne dla większości współczesnych filmów. Na koniec wspomnę jeszcze o dwóch wybitnych scenach, jakie zaserwował nam twórca. Pierwszą jest scena porozumienia głównych bohaterów, drugą z kolei scena wieńcząca dzieło, w której młody Pio musi zdecydować czy jest już dorosły, czy woli jeszcze świat dzieci. Szczególnie ta ostatnia, w którą wpleciono utwór „I’m Faded”, wydaje się dla filmu niezwykle znaczącą i symboliczną. To było bardzo mocne zakończenie, zarówno filmu, jak i festiwalu. Na dzień dzisiejszy to mój najlepszy filmy wyprodukowany w 2017 roku.

Ocena:

Recenzja "Kaprysik" Mariusz Szczygieł



Wydawca: Agora

Liczba stron: 208

Oprawa: twarda

Premiera: 06 września 2017 r.

Mariusz Szczygieł to ceniony polski reportażysta. Jego "Kaprysik. Damskie historie" to zbiór tekstów, które autor publikował w latach 2001-2004 w Wysokich Obcasach - dodatku do sobotniej Gazety Wyborczej. Motywem przewodnim każdej opowieści jest życie kobiet, zarówno tych anonimowych, jak i bardziej rozpoznawalnych.
Książkę rozpoczyna reportaż o tytule "Reality". Jego bohaterką jest Janina Turek, autorka jednego z najdłuższych zapisów faktologicznych na świecie (zapisała 728 zeszytów, Wikipedia podaje inną liczbę). Szczygieł zachwyca się systematycznością i szczegółowością opracowania swojej bohaterki. W końcu niecodziennie możemy dowiedzieć się, że ktoś odebrał w życiu 38 196 telefonów, wykonał 6 257 połączeń, powiedział Dzień Dobry przypadkowym przechodniom 23 397 razy czy dostał 10 868 prezentów (dla ścisłości inne źródła podają odmienne wartości). Pani Janina pisała nawet jakie posiłki spożywała oraz ile dawała na tacę. Swoje prace podzieliła na 33 kategorie. Każdy wpis ma datę, nazwę dnia, kolor oraz kolejny numer. Wszystkie wpisy są podsumowane miesięcznie i rocznie. Każdy rok ma kolor powtarzający się co dziesięć lat. Każdy zeszyt ma podpis, numer i podnumer.


Drugą opowieścią jest tytułowy "Kaprysik". Jest to historia Pani Anny, która od 10 lat fotografuje się u jednego fotografa - Pana Sylwestra Lechickiego. Raz na zdjęciach jest sama, innym razem dopiera kwiaty, czasami robi to z rodziną. Pisarz doszukuje się w tym logiki i celu, dopytuje o motywacje do dalszych działań.


W "Kartce", bodaj najciekawszym reportażu zbioru, Pan Mariusz opisuje wydarzenia, które nastąpiły po znalezieniu w kawiarni Nowy Świat listy nazwisk kobiet z okresu wojennego. Obok nieznanych osób, znajduje tam także dwie rozpoznawalne panie - Hannę Krall i Krystynę Sienkiewicz, z którymi się kontaktuje. Tak zaczynają się poszukiwania pozostałych pań o domysły kto i w jakim celu stworzył kartkę. Czy to lista kochanek? A może ocalone żydowskie dziewczynki lub kobiety po aborcji?


"Dowód", czwarta opowieść z tego zbioru, to historia Ryszarda Tadeusiewicza, rektora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, który w dowód miłości do swojej żony, wykonał za własne środki jej figurę i wstawił na korytarz wydziału. Ta 300 kilogramowa, wykonana z brązu postać, budzi skrajne emocje wśród studentów i pracowników, jedni burzą się, że to malwersacja środków i niepotrzebny zbytek, inni wręcz przeciwnie, traktują to dzieło jako symbol miłości.


"Rozstanie jest ostre jak miecz" porusza historię Izabeli Skrybant-Dziewiątkowskiej, urodzonej w Łukowcu Wiszniowieckim polskiej piosenkarki, wokalistki Tercetu Egzotycznego. W reportażu poznajemy jej odczucia dotyczące koncertów, odbioru zespołu w Polsce i za granicą, a przede wszystkim jej życie po śmierci męża, Zdzisława Dziewiątkowskiego.


Gdybym miał wskazać ważny reportaż z tego zbioru, to obok "Kartki" byłby to "Serial na dwa długopisy". Jest to zbiór wybranej korespondencji dwóch przyjaciółek - Teresy i Henryki - które co prawda nie odwiedzały się za często, ale pisały do siebie co tydzień od 52 lat listy. Mariusz Szczygieł przeglądając tę korespondencję wybrał jego zdaniem najciekawsze i przedstawił nam chronologicznie. W ten sposób na kilkunastu stronach poznajemy losy pań od dnia 12.11.71 do dnia
15.04.04. W tym czasie przeżywały one liczne radości, równie mnogie smutki i problemy, doradzały się wzajemnie, przeprowadzały, wydawały dzieci za mąż.


Ostatnią opowieścią są "Bagaże Pani K.", czyli Idy Kamińskiej - polskiej aktorki znanej przede wszystkim z doskonałego filmu czeskiego (a jakże, przecież to Mariusz Szczygieł!) "Sklep przy głównej ulicy", za który dostała nominację do Oskara za najlepszą rolę kobiecą. Pani Ida stała się jedną z bohaterek książki z uwagi na jej zaangażowanie w krzewienie kultury żydowskiej, była przecież dyrektorką Teatru Żydowskiego w Łodzi, Dolnośląskiego Teatru Żydowskiego we Wrocławiu i następnie Teatru Żydowskiego w Warszawie. Reportaż dotyka także niezwykle ważnego okresu emigracji bohaterki.


"Kaprysik" to zbiór reportaży o różnych kobietach. Autor przygląda się ich pasjom, motywacjom, miłościom. Podziwia różnorodność i pielęgnuje poczucie wyjątkowości, dzięki czemu przytaczane opowieści tworzą spójną, zharmonizowaną całość. A jednak coś tu nie gra, i wcale nie chodzi mi o kobiety. Mam wrażenie, że autor tak zanurzył się w tej różnorodności tematycznej, że zapomniał o refleksji. Pamiętam jego reportaże o Czechach, pełne melancholii, wzruszeń i emocji. To właśnie niezmierzone pokłady uczuć, które wylewały się z każdej strony "Gotlandu" wyrobił markę Pana Szczygła jako autora pełnego empatii. W "Kaprysiku" tego drugiego dna zabrakło, jest one wyłącznie delikatnie zarysowane, dając całkowite pierwszeństwo portretom kobiet. I tak zamiast pięknej przypowieści o kobiecości, powstała dość banalna galeria osobowości, która może być istotną ciekawostką w rozmowach ze znajomymi, nie skłoni nas jednak do kontemplacji na tematy ważne.

Ocena:

Recenzja "Gergia" Mateusz Parkasiewicz