Liczba stron: 144+128
Tłumacz: Katarzyna Koła-Bielawska
Oprawa: miękka
Oprawa: miękka
Premiera: 10 sierpnia 2019 r.
W 35 numerze „Widnokręgu: tygodniku
społeczno-kulturalnym”, stanowiącym załącznik do Nowin Rzeszowskich z dnia 28
sierpnia 1971 roku, na stronie 8 czytamy „P. Herbert Hardy sprzedawca mebli w
angielskim mieście Derby, postanowił obejść prawa brytyjskie zabraniające
sprzedaży mebli w niedzielę. Jeśli obecnie jakiś klient pragnie zakupić u P.
Hardy’ego np. kredens, to P. Hardy sprzedaje mu pęczek marchwi, za cenę
kredensu. Kredens natomiast stanowi w tej transakcji podatek reklamowy”. Moja
refleksja po przeczytaniu tego artykułu jest następująca: ludzie kombinowali,
kombinują i kombinować będą zawsze, jeśli w grę wchodzą pieniądze. Nie innego
zdania jest Joann Sfar, francuski rysownik, scenarzysta komiksowy i reżyser
filmowy, urodzony dokładnie 28 sierpnia 1971 roku (w dniu wydania 35 numeru
„Widnokręgu”), który w swojej serii „Klezmerzy”, portretuje nam losy kilku
bohaterów, usilnie starających przetrwać, dzięki muzyce.
Oryginalna wersja „Klezmerów” wydana została w
pięciu albumach. Polscy czytelnicy dzięki Kulturze Gniewu, mają obecnie
możliwość zapoznać się z dwoma pierwszymi tomami – „Podbój Wschodu” oraz
„Wszystkiego najlepszego, Scyllo”. Rzecz dzieje się jeszcze przed wybuchem II
wojny światowej. W małych historiach poznajemy dzieje pięciu bohaterów, których
na końcu pierwszej części komiksu los połączy w jeden szalony zespół. Noé Davidovitch, cudem ocalały z kozackiej rzezi, gra
na harmonijce. Na pewnym weselu, na którym występuje jako muzyk, poznaje piękną
Havę, kobietę nie tylko urodziwą, lecz także obdarzoną czystym, mocnym i
melodyjnym głosem. Yaakova i Vincenta łączy podobne fatum – wygnanie za
kradzież. Zbuntowani i bezdomni podejmą się każdej misji, byleby przetrwać. Nie
odmówią nawet gry na skrzypcach. W drużynie pojawi się też Tchokola – Cygan uratowany ze stryczka. Ścieżki
wszystkich bohaterów wieść będą do Odessy, gdzie na dworze nieznanej im
seniorki, spędzą szaloną noc pełną muzyki, wspomnień, niekończących się
mrocznych dialogów i pachnących erotyzmem kąpieli (to już w drugim albumie).
U Sfara wszystko musi być na swój sposób
specyficzne. Zaczyna się od rwanej i anegdotycznej narracji, pełnej inspiracji
opowiadaniami Isaaca Bashevisa Singera i żydowskimi podaniami (ot chociażby
historia o stryczku). Dużo tu historii, namiętności, a także życiowej mądrości.
W parze z tą łamaną frazą idzie sposób jej przekazu – koślawe, jakby odręczne
pismo tylko podkreśla codzienny wymiar przedstawionych historii, jakby
opowiadanych na szybko, spisywanych nocami przy świetle lampy. Jest jeszcze
muzyka, żydowskie i germańskie teksty, często zapełniające kilka stron albumu.
To scenariuszowe szaleństwo, jego dynamikę i przepych podkreśla warstwa
wizualna. Choć właściwie w tym względzie zaskoczeń jest mimo wszystko nieco
mniej. Fani komiksów doskonale znający „Profesora Bella” czy „Kota rabina” z
miejsca rozpoznają charakterystyczny styl Sfara. Fransuski ilustrator
nieustannie poszukuje różnorodnych metod przedstawienia światła. Tworzy liczne
żółcienie, róże i pomarańczowe lub niebieskie odcienie, które lepiej przykuwają
wzrok, niż biel kartki. Jego rysunki stają się nieustającym dialogiem między
ciepłym tłem i zimnym pociągnięciem akwareli (lub odwrotnie). Te niekiedy
bliskie karykaturze obrazy, mimo mrocznej tonacji, skrzą się feerią barw. Właściwie trudno mówić tu o jakimś jednym
stylu malarskim. W tych ilustracjach widać cechy surrealizmu, impresjonizmu i
sztuki naiwnej. Momentami wygląda to na nieporadną kreskę dziecka, kiedy
indziej dostrzegamy kunszt Marca Chagalla (nawiasem mówiąc muzeum Chagalla
mieści się w Nicei – mieście narodzin Sfara). Autor nie zajmuje się niuansami i
szczegółami, mało interesują go prawa perspektywy i mimika. Mimo to strona
graficzna albumu skrzy się emocjami i spójną mozaikowością, doskonale oddającą
dawne realia.
W „Klezmerach” trudno się nie zakochać. To taki
komiks, gdzie prawda i trudna rzeczywistość, mieszać się będą z oniryzmem i
legendami. Wszystko podane z iście malarskim zacięciem, uzupełnione czarnym
humorem i wyjaśnieniami, zawartymi już po całej opowieści. W sumie wesołą
gromadkę Sfara po lekturze dwu albumów można traktować jak osobliwą
rodzinę, która pojawia się w różnych kontekstach, odmiennych opowieściach, z którą
zawsze miło się zobaczyć. Chociażby po to, żeby ‘wysłuchać’ świetnej muzyki,
czy oczyma wyobraźni ujrzeć bujne, kobiece kształty, biorącej kąpiel Havy.
Czekam na ciąg dalszy!