Recenzja "Słownik miejsc wyobrażonych" Alberto Manguel, Gianni Guadalupi

Wydawca: PIW

Liczba stron: 1001

Tłumaczenie: [Piotr Bikont], Jan Gondowicz, Michał Kłobukowski, Jolanta Kozak, Maciej Płaza, Maciej Świerkocki

Oprawa: twarda

Premiera: 11 września 2019 r.

Do rąk polskiego czytelnika trafia właśnie jedno z odważniejszych przedsięwzięć literackich ostatnich lat. Alberto Manguel i Gianni Guadalupi podjęli się zadania karkołomnego. Pragnąc oddać hołd wyobraźni, stworzyli słownik, w którym zawarli ponad tysiąc krain, wykreowanych wcześniej przez pisarzy i innych artystów. Zaczyna się od Abatonu Sir Thomasa Bulfincha z książki „ My Heart’s In the Highlands”, który jest miastem o zmiennym położeniu i do którego nikt nigdy nie dotarł. Czasami widać go tylko jak wznosi się nad horyzont. Całość kończy z kolei Żywa Wyspa z „Pufnstufa” w reżyserii Hollingswortha Morse’a. Jak piszą autorzy opracowania, jest to „kraj zamieszkany przez mityczne stwory oraz gadające łodzie i zegary, kominki palące cygara i ożywione instrumenty muzyczne. Burmistrzem jest smok o nazwisku Pufnstuf”. Panorama przedstawionych miejsc jest wręcz nieskończona i nawet brak Balbecu Prousta czy Yoknapatawpha Faulknera nie psują odbioru (autorzy pomijają tu miejsca, których rzeczywiste odpowiedniki istniały w przeszłości, wychodząc z założenia, że budowanie takich krain na realnych podstawach i nadawanie im nowych imion, nie mieści się w definicji miejsc wyobrażonych). 

Część z zamieszczonych tu lokalizacji zna każdy z nas. Wyspa Robinsona Crusoe, Oz, Po drugiej stronie lustra, Shire,  Eastwick, Kraina Czarów, Dolina Muminków, Hogwart czy Macondo, od wielu lat rozbudzają marzenia nowych czytelników. Są też miejsca znane nieco bardziej uważnemu czytelnikowi. Pala z „Wyspy” Aldousa Huxleya, ”, Winton z „Poczucia rzeczywistości” Grahama Greene’a czy Teatr Natury z Oklahomy z „Ameryki” Kafki.  W opracowaniu pojawiają się również miejsca, które z uwagi na brak polskich tłumaczeń, czy też nikłą promocję, są mniej rozpoznawalne: Skok (z książki James’a Fenimore’a „The Monkins”), Tunel Inków (Emilio Salgari „Duemila leghe sotto I’America”), Wenusja (Clauzel Raymond „Elle des femmes). 

Autorzy nie wykluczają żadnego autora. Rozpoczyna się już od Starożytności (Pismo Święte, Platon, Plutarch, Pliniusz Starszy), a kończy na działach nam współczesnych. Polska wersja „Słownika miejsc wyobrażonych” uzupełniona została o opisy krain, zaczerpniętych z polskich książek. Wśród ciekawych miejsc dostrzec można na przykład Szczytniska z „Demona ruchu” Stefana Grabińskiego, Costaricane z „Kongresu Futurologicznego” Stanisława Lema, Lailonię z „13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych” Leszka Kołakowskiego oraz Krainę Deszczowców z „Porwania Baltazara Gąbki” Stanisława Pagaczewskiego. Nie zabrakło też oczywiście odwołań do dorobku Gombrowicza, Gałczyńskiego czy Witkacego.

Są tu miasta, grody, zamki, rezydencje, teatry, krainy, wyspy, królestwa, a nawet miejsca, gdzie można dobrze zjeść. Od rozległego afrykańskiego imperium (Ponukele-Dreichkaff) po lilipucie królestwo w Niemczech (Popo). Łatwo się w tym wszystkim zatracić, zachwycić urokiem magicznych rozwiązań i realnością spożywanych trunków. Jak się okazuje, zmyślony wszechświat jest zdumiewająco bogaty i urozmaicony: zawiera przestrzenie spokoju i dobrobytu, krainy niebezpieczne i mroczne, nieodkryte lądy i walczące o przetrwanie utopie. Inne – takie jak Lothlorien czy Kraina Czarów, powstały jako bastiony magii, gdzie wszystko jest możliwe. W tej książce jak na dłoni możemy dostrzec całą paletę różnorodności jakie wytworzyła ludzka imaginacja. A wszystko to podane jako swojego rodzaju dzieło odrębne, ni to słownik, ni to osobliwa narracja. Autorzy wychodzą poza suche opisy zaczerpnięte z oryginałów. Doszukują się zależności, urozmaicają frazę odautorskim komentarzem (choć rzadko), serwują nam też piękne mapy i ilustracje, które prezentują omówione w hasłach trasy i graficznie przedstawiają scenerię wielu fabuł. 

Warto też uzmysłowić sobie, jak wiele zastosowań ma ta książka. Po pierwsze, to rzecz do której można i należy wracać. Jej nie da się przeczytać ciągiem. To taka książka, którą warto otworzyć, by poznać kilka haseł, by wciąż na nowo odkrywać potęgę ludzkiego rozumu. Po drugie „Słownik miejsc wyobrażonych” rozbudza wyobraźnię. Razem z ukazanymi miejscami, nasze myśli ulatują ku tym miejscom w naszej duszy, które szczelnie kryjemy przed światem. Każdy z nas przecież chciał kiedyś być elfem, księżniczką, rycerzem, albo wylądować na bezludnej wyspie. Jest też trzeci ważny powód – książka Alberto Manguela i Gianniego Guadalupiego to praktycznie niekończące się źródło inspiracji dla kolejnych lektur. Przeglądając ją, odkryłem kilka fascynujących mnie miejsc – Isle z „Wiedzy aniołów”, gdzie „na bujnej, łagodnie nachylonej równinie rozrzucone są małe miasteczka z domami krytymi holenderską dachówką i wspaniałymi kościołami”, Grimmbart z „Królewskiej wysokości”, czyli „cichy, spokojny kraj, większość swojego bogactwa czerpiący z rolnictwa oraz z lasów, które ze wszystkich dóbr naturalnych ceni się tu bodaj najbardziej”, a także Wyspę Bezkształtną z „Czyny i myśli doktora Faustrolla, patafizyka. Powieść neoscjentystyczna”, która „przypomina miękki, ameboidalny lub protoplazmatyczny koral o gałązkach podobnych do ślimaczych czułków” a „jednym z ważniejszych wynalazków króla jest tandem, dzięki któremu czworonogi też mogą jeździć na rowerze”. Wszystkie muszę odwiedzić ponownie, tym razem z ich literackim pierwowzorem.

Jestem pełen uznania dla autorów oraz tłumaczy. Podjęli się zadania wyjątkowo trudnego, misji właściwie z góry skazanej na pożarcie. Wiele miejsc musieli pominąć, ciągle powstają nowe krainy godne tego, aby znalazły się w „Słowniku…”. A jednak muszę przyznać, że owoc prac zespołu zadaniowego, jest nie tylko spójny i merytoryczny, ale także wciągający. To wszystko okraszone niesamowicie obszerną bibliografią. Chylę czoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz