Liczba stron: 488
Oprawa: twarda
Premiera: 9 maja 2018 r.
„Audyt” stanowi drugą część
tryptyku Jacka Hugo-Badera, którego tematem przewodnim jest obraz Polski po
zmianie ustrojowej. W „Skusze”, reportażysta nakreślił obraz działaczy polskiego
podziemia, zaś tym razem dał dojść do głosu innemu typowi osób. Jak sam pisze w
swojej książce „Audyt” to „opowieść o outsiderach, ludziach z pobocza,
wypchniętych na aut, siedzących na krawężniku albo na ławce rezerwowych.” Autor
przedstawia historie własnych bohaterów, o których pisał na łamach Gazety
Wyborczej w latach dziewięćdziesiątych, na początku transformacji ustrojowej.
Teraz, po ponad 20 latach wraca do nich i pyta, drąży, dochodzi co też
porabiali przez te wszystkie lata i do czego doszli.
Publikacja została podzielona na
pięć tematów: badyci, wyznawcy,
wsiowi, uliczni, nasiona. W każdej swoje losy przedstawiają odmienne grupy
społeczne. Usłyszymy niemy krzyk dawnych kryminalistów, nawróconych i proroków,
rolników wspominających likwidację PGR-ów, żebraków i ulicznych muzyków, a także rodziców
i lekarzy podejmujących próby leczenia bezpłodności metodą In vitro. Jacek Hugo-Bader
stworzył barwny kalejdoskop ludzkich historii, pęknięć i marazmu. Są tu
opowieści wywołujące uśmiech na ustach, a są też takie, które mrożą krew w
żyłach.
Autor przyzwyczaił nas do pisania z perspektywy
wałęsającego się psa, jak zwykło się nazywać technikę opartą na poszukiwaniu
tam, gdzie inni baliby się spojrzeć. Odwiedzimy więc wyludniającą się gminę na
wschodzie polski, odstraszającą mieszkańców ulicę w stolicy, zapadłe dziury
gdzieś na Kujawach czy Pomorzu. Zwiedzimy rozpadające się pod ciężarem lat i
zaniedbań rudery, obdarte do szczętu kamienice z wybitymi oknami, a nawet
śmietniki, w których czasami można znaleźć wyniesione z mieszkań fekalia.
Zbliżymy się do odszczepieńców, dziwaków i wykolejonych przez los. A wszystko
to potwierdzi, jak trudna i kręta była polska droga do „wolności”. Ba, to nawet nie droga
była a jakiś bruk, i to wyjątkowo nierówny i rozjeżdżony, a do tego uwalony
błotem nieszczęść i upadków.
Jacek Hugo-Bader nadał swojej
relacji charakter retrospektywny, dzięki zastosowaniu ciekawego zabiegu na
początku części historii. Dodał tam mianowicie niewielkich rozmiarów noty
informacyjne, przenoszące nas do dnia, w którym reportażysta pierwszy raz pisał
o danym bohaterze. Dowiadujemy się z nich jakie utwory wtedy słuchano w Polsce,
o czym pisała Gazeta Wyborcza, jaka była pogoda i średnia ilość opadów
rocznych. Dzięki temu czytelnik z jeszcze większą wyrazistością dostrzeże
potencjał zmian gospodarczych, politycznych i kulturowych, jakie nastąpiły w
kraju w ostatnich dekadach.
Z „Audytu” wyłania się
słodko-gorzki obraz Polski po przemianach, obraz który wzbudza kontrowersję i
przyczynia się do dyskomfortu czytających. Bo też ta narracja uwiera głęboko,
drażni niesprawiedliwością i otępia beznadzieją rzeczywistości. Dla autora najważniejsi są ludzie, a jego najnowszy reportaż to
swoista galeria postaci, o których szara codzienność nie dba, ale którzy za
wszelką cenę próbują przetrwać i być uradowanymi w świecie, jaki im to
utrudnia. „Audyt” to także rozpisana na wiele głosów
historia o trudzie życia we współczesnej Polsce, Polsce, która nie znosi
potknięć i prawości. To garść bezspornie
soczystych opowieści, zapisy rozmów o ludzkich bolączkach bez ich
gloryfikowania.
„Audyt” ma też jednak swoje
drugie, mniej pozytywne oblicze. Przede wszystkim w licznych fragmentach odnosi
się wrażenie, iż reportaż stanowi nie tylko dzieło o ludziach upadłych, lecz
także o samym autorze. Irytuje fakt, że
część rozmów została nieco wymuszona, obcięta w niepasującym do kontekstu
momencie, dopowiedziana przez narratora. Że te historie mają iść w jakimś z
góry obranym przez autora kierunku i nie mogą się rozejść, poszybować od
wytypowanych tez. A rzetelność wymagałaby podejścia zupełnie odmiennego,
wszak istotą tego projektu jest pokazanie różnorodności, odrębnych wydarzeń i
losów.
Są też inne mało przekonujące momenty, jak choćby te, w których
autor wyrzuca czytelnikowi jego naiwność i bezmyślność. Krzyczy na nas, jak na
dziecko które zasłużyło na klapsa. Przytoczę tu dwa cytaty „Ale nie kupujemy i nie czytamy książek,
dwie trzecie z nas w 2016 roku, nie przeczytało, a więc i nie kupiło żadnej
książki. Ani jednej! Szesnaście procent z nas nie przeczytało po prostu
niczego!”. „Bo pewnie myślicie, że wiecie, co się nam, mieszkańcom tego kraju,
przydarzyło przez ostatnie ćwierć wieku? Myślicie, że rozumiecie, co się wokół
was działo? Guzik prawda, nic nie rozumiecie”. Jest też mój ulubiony fragment,
który jako mężczyzna traktuję bardzo osobiście – „Bo który z nas nie miał
fantazji albo snów o gwałcie”. Jeśli do tego dodać kontrowersyjną relację z
Dnia Niepodległości oraz wątpliwej jakości poglądy i statystyki na temat In vitro,
powstaje całkiem spora ilość materiału, który drażni nie tylko bólem historii,
ale także sposobem przedstawienia.
Książka na przemian uwodzi i denerwuje. Uwodzi tym, w jaki sposób plejada bohaterów opowiada o swoich losach z ostatnich trzydziestu lat, ze wszystkimi ułomnościami, dylematami i złością na te nowe czasy zmierzające donikąd. Drażni z kolei obecności stronniczego narratora, który nie potrafi zejść na dalszy plan i pozostać obiektywny. Nie zmienia to jednak faktu, że „Audyt” jest tekstem, który rośnie i rozwija się wraz ze swoimi postaciami. Dostrzec w tym można, jak wiele pracy oraz emocji autor włożył w to wszystko, w ten zbiór historii o zapomnianych ludziach. To trudna lektura, mocna w przekazie, a jednocześnie bardzo nostalgiczna. Tym razem sięgajcie po nią na własną odpowiedzialność.
Ocena: