Liczba stron: 800
Tłumaczenie: Piotr Tarczyński
Oprawa: twarda
Premiera: 31 lipca 2019 r.
Wiele o tej
książce już napisano i pewnie nadal wiele pisać się będzie. „Niesamowite
przygody Kavaliera i Claya” intrygują nie tylko zdobytą nagrodą
(Pulitzerem), nazwiskiem autora czy opasłością, ale przede wszystkim tematyką,
która szczególnie w obecnych czasach trafia na bardzo podatny grunt. Wszystko
to składa się na obraz książki, która, jak żadna inna przetłumaczona w
ostatnich latach w Polsce, może pretendować do miana Wielkiej Amerykańskiej
Powieści.
Właściwie to nikt nie wie, czym jest Wielka
Amerykańska Powieść. Próbowali definiować te pojęcie różni pisarze i teoretycy,
z jej autorem Johnem Williamem De Forestem na czele. Nikomu jednak nie udało
się uchwycić jej cech na tyle, aby stały się one jasne i uniwersalne w każdym
czasie. Możemy jedynie podskórnie domyślać się, cóż to pojęcie oznacza,
szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę tytuły okrzyknięte przez specjalistów tym
mianem: „Moby Dick”, „Przygody Hucka Finna”, „Grona Gniewu”, „Niewidzialny
człowiek”, „Krwawy południk”, „Absalomie, Absalomie”, „Zabić Drozda”, „Wielki
Gatsby”, „Rzeźnia numer pięć” czy powiedzmy „Tęcza grawitacji”. Oczywiście nie
jest to spis skończony, kilka tytułów pomijam dla większej jasności tego, co
chcę przekazać. Co łączy te książki? Co sprawia, że wciąż do nich wracamy, że
inni autorzy odwołują się do nich w swoich dziełach? Jedną z ważniejszych cech,
jest z pewnością monumentalność i jej tematyczny rozmach. Równie istotne w moim
odczuciu jest skupienie się na pewnym wycinku historii i oddanie go z
faktograficzną dokładnością oraz socjologiczną głębią (patrz np.
steinbeckowskie rozważania o losach farmerów). Pożądane jest też, aby z takiej
powieści jasno wynikało, że amerykańskie społeczeństwo to grupa w pełni
autonomiczna i różna od reszty świata. Czytelnik zapoznając się z książką
powinien czuć się jak człowiek ustawiony przed lustrem, które prawdę mu powie –
czy jest częścią tego społeczeństwa czy też nie. Chodzi więc o to, by ta
amerykańska wspólnota mogła się skonfrontować ze swą wielkością i jednocześnie
małością, ze wszystkimi swoimi pragnieniami, lękami, trudnymi momentami w
historii, a wreszcie – ze swym językiem i sposobem narracji, który jest
fundamentem jej tożsamości. De Forest w swoim słynnym eseju "The Great American Novel” przekonywał, że
wielka amerykańska powieść powinna ukazać egzystencję narodu, opowiadać jego
obyczaje oraz codzienne uczucia jej obywateli. Co ważne i co wynika z tego co
już napisałem, każda wielka powieść amerykańska powinna skupiać się na realiach
i stronić od metaforyzowania. To nie ma być literacki eksperyment, tylko
rzetelnie skonstruowany obraz dziejów i ludzi.
Przyjmując za
dobrą monetę te wytyczne można skonstatować, że właściwie od momentu wydania
„Korekt” Franzena w 2001 roku, nie pojawiła się żadna kolejna książka,
pretendująca do omawianego wyróżnienia. Chabon swoje „Niesamowite przygody Kavaliera i Claya” napisał co prawda na rok,
przed doskonałą wiwisekcją społeczeństwa przeprowadzoną przez Franzena,
niemniej polski czytelnik może zapoznać się z nią dopiero od tego roku. I to w
sumie bardzo dobra wiadomość, bo odbiór dzieła opisującego złotą erę komiksu,
jest dzisiaj zupełnie inny, niż byłby dwadzieścia lat temu.
Przyjrzyjmy
się zatem cechom recenzowanej książki w kontekście pojęcia Wielkiej
Amerykańskiej Powieści. Na pewno „Niesamowitym przygodom Kavaliera
i Claya” nie można odmówić ich monumentalności. To blisko 800-stronicowa
literacka budowla, która cechuje się wyjątkową, trwałą wartością odwołującą się
do ważnych postaci i zjawisk kultury. Na jej łamach pojawiają się chociażby
takie ważne ikony jak Orson Welles,
Dorsey Brothers, Batman, Superman czy Empire State Building. Powieść
Chabona jest też rozpisana realistycznie, z dużą dbałością o szczegóły.
Pojawiają się tu nazwy dawnych ulic, urzędów, restauracji i kin. Każda scena
zostaje drobiazgowo ukazana przez ciąg często kilkustronicowych opisów
otoczenia. Nic nie zostaje pozostawione przypadkowi, każdy ruch ma swoje
uzasadnienie i wielostronną analizę. Świetnym przykładem może być ten opis
zapowiadający rozmowę o pracę „Nie mogłeś siedzieć w poczekalni przed gabinetem
jakiegoś dyrektora artystycznego z nowiutką teczką w ręku – dla wszystkich
byłoby jasne, że jesteś żółtodziobem. Poprzedniej jesieni Sammy spędził całe
popołudnie, okładając teczkę młotkiem, plamiąc ją kawą, łażąc po niej w
obcasach swojej matki”.
„Niesamowite
przygody Kavaliera i Claya” są też obfite w różnorakie tematy, w
większości mityczne dla swojego narodu. Wyróżnić można między innymi
amerykański sen, czyli proces przechodzenia od zera do milionera, emigrację –
Ameryka jako wymarzona arka, na której można przebrnąć przez życie w spokoju i
dostatku, Ameryka jako kraj wolności, rozumianej jako swoboda wyrażania swoich
myśli, wreszcie Ameryka jako kraj anonimowości, czyli miejsce gdzie łatwo
zniknąć oraz Ameryka jako kraj dyskryminacji (tu dotyczącej orientacji
seksualnej) i kraj bezpieczeństwa (chronionego przez super moce). Jest jeszcze jeden ważny mit – Ameryka jako
kraj dla Żydów. W tym kontekście Chabon wpisuje się w długą listę pisarzy
poruszających ten ważny temat w kulturze amerykańskiej. Przy okazji pławienia
się w tych meandrach fabularnych, trudno nie dostrzec szeregu odwołań, jakie
autor czyni w różnych momentach. Tym najbardziej dla mnie poruszającym, był
motyw emigracji Czecha do Ameryki (Kafka) oraz odwołanie do postaci Golema. Dla
młodych czytelników kluczowe będą jednak inne korelacje, głównie te komiksowe.
Książka Chabona
cechuje się też typową dla wielkich powieści amerykańskich rozwlekłością,
przyprawioną szeregiem bardzo pięknych
stylistycznie rozwiązań. Obok akcji, znaleźć tu można chociażby mini eseje na
temat historii i roli komiksu. Ważną część książki stanowią również rozważania
psychologiczne postaci, rozbudowane monologi czy retrospekcje dawnych dziejów
bohaterów. Obok tych formalnych rozwiązań, zachwycać będą już całkiem
niepozorne, często gubiące się w natłoku słów piękne zdania i porównania. Czy
znacie na przykład innego pisarza, który o malowaniu nosów w komiksie wyraziłby
taką opinię: „Kontury stały się
niewyraźne, pozycje dziwne, kompozycja statyczna, tła zniknęły. Stopy – słynne
z tego, jak trudno je narysować w skrócie perspektywicznym, właściwie nie
pojawiały się w kadrach, a nosy zredukowano do najprostszych wariacji na temat
dwudziestej drugiej litery angielskiego alfabetu”? To jedno wybrane zdanie
pokazuje dokładnie, jaką wyobraźnią literacką dysponuje Chabon. Trudno mi
przywołać w myśli żyjącego pisarza amerykańskiego, który w swojej książce
zawarłby tak wiele, tak różnorodnych zabaw słownych. To prawdziwa uczta dla inteligentnego
i dokładnego czytelnika.
Wiele więc wskazuje, że opus magnum Chabona można uznać, że
mocnego kandydata do grona najważniejszych amerykańskich książek w historii.
Jeśli przymknie się nieco oko na dość mocną reprezentację strony symbolicznej
(dla mnie to akurat jej atut), to właściwie nie ma powodu, aby „Niesamowite przygody Kavaliera i Claya” uznać za
dzieło mniej znaczące dla kultury swojego kraju, niż np. „Wielkiego
Gatsby’ego”.
Chabon napisał
wielką książkę, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Szokuje mnie jego zmysł
literacki, doskonałe operowanie słowa, stylistyczna dyscyplina, cięty humor i
scenograficzne rozpasanie. Postaci są wiarygodne, otoczenie namacalne, emocje
wyważone. Właściwie nie miałbym się do czego przyczepić, gdyby nie ta silna
potrzeba wpisania się w nurt Wielkich Powieści Amerykańskich. Owa potrzeba
niesie za sobą jeden znaczący minus książki – jest po prostu za długa. Ilość
dygresji, opisów, wyjaśnień i dokumentowania jest tu tak duża, że po pięćsetnej
czy sześćsetnej stronie zwyczajnie zaczyna to męczyć. Być może gdybym „Niesamowite przygody Kavaliera i stronie
Claya” jakoś sobie dawkował, inaczej spojrzałbym na ten element. Czytanie jej w
ciągu mogę porównać do wchodzenia pod górę. Idziemy, bo chcemy ujrzeć szczyt,
jednak po drodze, nie raz złapie nas zadyszka i chęć odrzucenia dalszej
podróży. Męczy więc, ale to wcale nie oznacza, że samo podejście, nie było
warte zachodu.