Recenzja „W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” Ango Sakaguchi

Wydawca: Tajfuny

Liczba stron: 88


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Karolina Bednarz

Premiera: luty 2021

„W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” to dziesiąta książka Tajfunów i trzecia z serii Tajfuny Mini. Ukazują się w niej dzieła beletrystyczne pisarzy i pisarek z pierwszej połowy XX wieku, którzy nie byli wcześniej tłumaczeni na język polski (tu też mała uwaga – jedno z opowiadań Ango Sakaguchi zostało wcześniej wydane w zbiorze „Tydzień świętego mozołu”). To też druga po „Gąsienicy” książka w ofercie tej niedużej oficyny, którą z czystym sumieniem mogę nazwać bardzo dobrą.

Urodzony w Niigata Sakaguchi należał do grona młodych pisarzy japońskich, którzy zdobyli popularność w latach bezpośrednio po klęsce Japonii w II wojnie światowej. Był kojarzony głównie ze szkołą Buraiha (razem z Osamu Dazai, Sakunosuke Oda czy Junem Ishikawa), która stanowiła elitę rozpustnych pisarzy wyrażającą bezcelowość wszystkich dążeń i kryzys tożsamości po konflikcie zbrojnym. Jak wskazuje we wstępie do książki Karolina Bednarz, takie szufladkowanie jest jednak nie do końca trafione, o czym napiszę jeszcze nieco później. Sakaguchi pochodził z wielodzietnej rodziny, a jego ojciec był prezesem gazety Niigata Shimbun, politykiem i poetą. Swoją karierę literacką rozpoczynał po ukończeniu studiów filozoficznych, a większe uznanie uzyskał dopiero w 1942 roku za sprawą „Nihon bunka shikan”. Jego karierę literacką przedwcześnie zakończył tętniak mózgu w 1955 roku.

Wspomniałem już o niemożności zaszufladkowania prac Sakaguchiego do jakiegoś konkretnego stylu. Dobrze tę kwestię unaocznia pierwszy akapit zbioru, który pozwalam sobie przytoczyć w pokaźnych rozmiarach: „Gdy zakwitają wiśnie, ludzie stają się radośni. Piją sake, zajadają się dango i spacerując wśród kwiatów rzucają frazesami o pięknym widoku czy wiośnie w pełnej krasie. Ale to wszystko kłamstwa. Zapytacie: dlaczego? Dopiero w okresie Edo – czyli dobre kilkaset lat temu – ludzie zaczęli tłumnie spotykać się pod ukwieconymi drzewami, żeby się upijać, wymiotować i wdawać w bójki. Dawno temu nikt nie przejmował się ich „pięknym widokiem”. Bano się wchodzić pod kwiaty wiśni. Jesteśmy dziś przekonani, że tłoczenie się pod kwitnącymi drzewami, picie na umór i bijatyki są czymś radosnym, ale wystarczy, że zabierzemy z tego obrazka ludzi, a widok stanie się przerażający”. Co zwraca w nim uwagę? Przede wszystkim zestawienie symboliki narodowej Japonii z takimi słowami jak ‘wymiotować’, ‘upijać się’, ‘bijatyki’. Sakura, czyli japońska odmiana drzew wiśniowych, jest utożsamiana z ulotnością natury życia. Umieszcza się ją na przedmiotach codziennego użytku, w tym na kimonach, materiałach piśmiennych i zastawie stołowej. Sakaguchiemu daleko do ukazywania pięknych wspomnień. Odziera tę magiczną szatę z wszelkiej świętości, równa ją z rynsztokiem, wskazuje czarną stronę świata.

To właśnie ciemny obraz ludzkiej natury jest w tych opowiadaniach wszechobecny. Bohaterowie obu historii są podobni. Mężczyźni to mordercy. W pierwszej narracji ofiarami są żony protagonisty, w drugiej zaś przypadkowi ludzie. Ciekawsze jednak niż same akty zbrodni, są motywy skłaniające panów do tego działania. W obu przypadkach są nimi kobiety. To one nakazują im czynić zło. Wykorzystują swoje walory, dokonują manipulacji seksualnych. Wszystko, by osiągnąć cel najwyższy – tworzyć brutalną rzeczywistość. U Sakaguchiego to nie mężczyźni mordujący swoje ofiary są naprawdę źli. Czytelnik raczej im kibicuje, chciałby odciąć pępowinę trzymającą ich z wybrankami serca. Wcieleniami prawdziwego, diabolicznego obłędu są kobiety. Przypominają one wiedźmy, którymi w dzieciństwie straszy się niegrzeczne dzieci. Nie mają skrupułów, wyrzutów sumienia, miłosierdzia.

Sakaguchiemu daleko do kreowania standardowego portretu kobiety w kulturze japońskiej. Jego bohaterki przypominają przedstawicielki yōkai, na przykład Yama-uba. To specyficzne zjawy, przybierające postać starej, odrażającej kobiety. Mają jednak zdolność zmiany swojego wyglądu, na przykład na piękną niewiastę. Yama-uba ma wyjątkowo drapieżną naturę. Swoje ofiary na ogół zjada, chociaż według innych podań, głód może zaspokajać także poprzez dokonywanie zbrodni. W tym aspekcie trudno nie doszukiwać się podobieństw z opowiadaniami Sakaguchiego. Japoński pisarz wykorzystuje dziedzictwo mitologii i tradycji ludowej. Chętnie sięga po piętrową metaforykę, na bazie której spisuje specyficzne, mroczne baśnie. „W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” to dwie przypowieści, które przestrzegają przed ciemną stroną ludzkiej natury. Ale czy tylko? Sakaguchi mierzy się z tematem przenikania się świata żywych i umarłych, rzeczywistości i mitów, współczesności oraz tego w co wierzymy. Wejrzenie to nie przynosi pozytywnych efektów. Książkę można odczytywać jako destrukcyjny pejzaż świata, ale jest to też swoista przypowieść o poszanowaniu tradycji. Zjawy ubrane w ludzkie ciała trzymają się wszystkich konwenansów japońskiego folkloru nawet w obliczu śmierci, gdy przynależą już do innego świata. Trochę jakby śmierć nie była dla nich wystarczającą karą. Zostali skazani na wieczną egzystencję w przestrzeni znajdującej się pomiędzy światami, zamknięci w więzieniu własnych ograniczeń i tradycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz