Recenzja "Babcie" Petr Šabach

Wydawca: Afera 

Liczba stron: 224

Tłumaczenie: Julia Różewicz

Oprawa: twarda

Premiera: 29 maja 2020 r.

Humor w sztuce współczesnej kojarzony jest głównie z filmem. Ten trend nie może dziwić, wszak to medium ma dostęp do wielu narzędzi, których literatura jest pozbawiona: form niewerbalnych, obrazu czy dźwięku. Z drugiej strony istnieje pewna grupa książek, które skłonność do wywoływania uśmiechu na twarzy odbiorcy, traktują jako metodę twórczą. Jak się bowiem okazuje, humor może być też środkiem artystycznym, a nie wyłącznie utrwalanym od pokoleń i przyjmującym coraz bardziej żenujące formy skeczem. Dobrym przykład stanowią tu wydane lub wznowione niedawno powieści „Mój czołg” Viktora Horvatha czy „Zazi w metrze” Raymonda Queneau.

Już te dwa tytuły dobitnie pokazują, jak różne strategie do eksploracji zjawisk humorystycznych można przyjąć na gruncie literatury. Horvath stawia na dowcip sytuacyjny, z kolei u francuskiego pisarza, figlarność i temperament wynikają ze stosowanych obficie gier językowych. Oba podejścia mają jednak pewne wspólne fundamenty, dzięki którym, jak już wcześniej wspomniałem, książki zabawne, prezentują coś więcej, niż tylko kicz. W tym ujęciu humor należy rozumieć jako pewne doznanie intelektualno-estetyczne, pozwalające na ujawnienie czegoś świeżego, zajęcie stanowiska w jakiejś sprawie, ustosunkowanie się wzglę­dem kogoś lub czegoś, a jednocześnie wywołujące szczery śmiech. Niezwykle istotne jest, że przypowieść humorystyczna musi zostać osadzona w konkretnym miejscu i czasie. Tylko odwoływanie się do rzeczywistych doświadczeń, może uchronić lekturę przed pułapką niepotrzebnych, spłaszczających intencje autora, deformacji. W efekcie dwie najważniejsze funkcje tego typu literatury (poznawcza i odprężająca), mogłyby zostać zniekształcone i błędnie odczytane. Dlatego tak ważne dla czytelnika jest zapoznanie się z tłem książki, a dla tłumacza, powściągnięcie indywidualnych zapędów do tworzenia uniwersalnych przesłań. Ileż to razy całkiem niezła, zagraniczna książka, została zbanalizowana poprzez niepotrzebne aluzje do współczesnej sceny politycznej Polski, o których przecież sam pisarz niewiele wie. Na szczęście „Babcie” zostały wydane przez niszowe wydawnictwo, które stawia na jakość, dlatego zamiast leksykalnych galimatiasów, mamy pięknie opisane tło historyczne i całą masę nietuzinkowych, polskich odpowiedników, które nadają tekstowi brawury i rytmiczności. Tłumaczenie najwyższej próby, za co specjalnie podziękowania należy złożyć Pani Julii Różewicz.

Nie przez przypadek przywołałem wcześniej dwie lektury. Proza Sabacha, w moim odczuciu, meandruje gdzieś między tymi dwoma nurtami. Z jednej strony bawi zdarzeniami (wężami w basenie, życiem szkoły, przypadkowymi przyjęciami weselnymi), z drugiej jej siła wypływa też ze słowa. Główny bohater dzieła, dorastający Czech, wyrasta z europejskiej tradycji literatury absurdu, korzystając jedno­cześnie z rodzimych korzeni. Kreując postać w ten sposób, Sabach stawia na przerysowanie w typie Don Kichota czy Skąpca. Matěj, wokół którego kręci się cała afera (!), to człowiek nieświadomie demaskujący różne absurdy, krytykujący ustroje polityczne, ale także ośmieszający ludzi i ich ponure ambicje. Jest postacią niejednoznaczną, realizującą abstrakcyjną wizję życia. Z jednej strony bije od niego rodzinne przywiązanie, inteligencja (wie do kogo napisać odpowiedni list), a także ciekawość świata, z drugiej naiwność (szczególnie ta miłosna) i urocza głupota. To właśnie te alternatywne ukazanie psychiki bohatera jest motorem napędowym autentycznego humoru. Czytelnik siadając do lektury właściwie nie ma czasu na myślowy odpoczynek. Prąd zdarzeń jest tak wartki, że każda strona skrzy się od powodujących wybuchy śmiechu zdarzeń. W tym całym pędzie Sabach nie zapomina też o sprawach istotnych – tematem pobocznym jest tu niewątpliwie czeskość, rozumiana jako obraz tożsamości, kompleksów narodowych, satyry w odniesieniu do kamuflowanych zachowań narodowych. Fakty hi­storii narodowej stanowią więc nieuniknione tło interpretacyjne, a postawy przyjmowane przez rodzinę Matěja, pełnią funkcję symboli całych grup społecznych.

Można tak ciągnąć te rozważania, doszukiwać się znaczeń w każdym kadrze malowanym przez autora, nie chciałbym jednak odbierać czytelnikowi przyjemności z delektowania się lekturą. „Babcie” to przede wszystkim proza-bomba, jej naprawdę nie sposób czytać po cichu. Będzie nie tylko idealnym partnerem do odpoczynku, ale także pięknym prezentem dla starszego pokolenia, które lata komunistycznej dominacji doskonale pamięta. To ten typ literatury, który wprawia w dobry nastrój, a jednocześnie nie daje przeświadczenia obcowania z banałem. Sabach doskonale rozkłada ciężar między robieniem sobie jaj ze świata, a nostalgią za innymi, pięknymi czasami. Chociaż i to piękno miewa przecież plamy, jak chociażby w jednej ze scen, która kończy się tragicznie. Na tym polega wiarygodność tej literatury, jej słodko-gorzka strona. Jestem absolutnie zauroczony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz