Wydawca: Rebis
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Oprawa: zintegrowana
Premiera: 11 lutego 2020 r.Oprawa: zintegrowana
Rok 1974 był
dla literatury bardzo owocny. Swoje premiery miały wtedy książki „Utracona
część Katarzyny Blum” Heinricha Bolla, „Postrzyżyny” Bohumila Hrabala, „Jak
spotkałem się z rybami” Ota Pavela, „Carrie” Stephena Kinga czy „Wczesne sprawy
Poirota” Agathy Christie. Obok tych klasyków, do księgarń trafiły książki
Anthony’ego Burgessa. Phillipa K. Dicka, Ursuli K. Le Guin czy Vladimira
Nabokova. W październiku Nagrodę Nobla otrzymali Eyvind Johnson i Harry
Martinson. Gdzieś obok tych istotnych historycznych momentów, ówcześnie
31-letni Joe Haldeman, wydaje jedną ze swoich pierwszych powieści, „Wieczną
wojnę”, która w ciągu dwóch kolejnych lat zgarnia wszystko co najważniejsze, w gatunku
science-fiction. Co ciekawe, mało wtedy znany amerykański autor w finale
Nebuli pozostawi w pokonanym boju dzieła dużo bardziej znanych E. L. Doctorowa,
Rogera Zelazny’ego, Italo Calvino czy Roberta Silverberga.
Zdobycie
Nagrody Hugo i Campbella już na starcie mówi czytelnikowi, że nie będzie to
zwykła książka o ekspansji kosmicznej. I tak jest w istocie. Obserwujemy losy
żołnierza William Mandella, który dzięki różnicom czasowym przeżywa swoją
rzeczywistość o ponad tysiąc lat. Ziemscy koloniści wznoszą kolejne placówki na
obcych konstelacjach. W pewnym momencie okazuje się, że jeden ze światów
zostaje zniszczony przez nieznaną siłę. To właśnie tam uda się Mandella wraz z
grupą rekrutów. Na jednym z księżyców Plutona rozpocznie on morderczą służbę,
która usłana będzie niewygodami, głodem i ciągłymi stratami. A także
kontrowersyjnymi uciechami.
To jednak nie
bieżące trudności będą najważniejszym tematem tej książki. Bohaterowie
pierwszych manewrów, poprzez efekt relatywistyczny utkną w pułapce czasu, przez
co ich kampania stanie się tytułową wieczną wojną. W międzyczasie na Ziemi
zmieni się niemal wszystko: technologia pójdzie do przodu, mentalność ludzi
ulegnie zmianie, kwestie moralności i obyczajowości także zostaną poddane
modyfikacjom. A wszystko przez problem przeludnienia i wyczerpania zasobów
naturalnych, które Joe Haldeman, podobnie jak inni mu współcześni twórcy,
przepowiadał. Mandella i jego nieliczni współtowarzysze staną się prawdziwymi
żyjącymi reliktami, ludźmi z innych czasów, którzy doświadczyli tego, czego
nowy człowiek już po prostu nie zna.
W tym momencie
chciałbym podkreślić trzy kwestie, jakie nasuwają mi się po lekturze tej
książki. Po pierwsze język – prosty, dosadny, żołnierski, wiarygodnie oddający
realia konfliktów zbrojnych. Po drugie kwestie seksualności i podejścia do
życia ludzkiego. Są one zarysowane kontrowersyjnie, bez dbałości o moralny
aspekt współżycia w grupie. Wreszcie po trzecie pacyfizm. Trudno między
wierszami nie doszukać się odwołań do wojny w Wietnamie, na której sam autor
służył kilka lat przed wydaniem książki. Ten aspekt rozrysowany jest dwutorowo:
jako permanentny strach o życia oraz efekt niezrozumienia i zagubienia po
powrocie do codzienności. Te trzy elementy tworzą łącznie fundament powieści,
która nie jest łatwa w lekturze, ale gwarantuje wciąż aktualne przesłanie.
Wojna, podobnie jak zachłanni politycy oraz niegodziwi ludzie trwają wiecznie i
to ciągle oni mają najwięcej do powiedzenia przy kształtowaniu rzeczywistości.
Mocna powieść, która niepozostawia obojętnym, ale której moim zdaniem, daleko
jednak do osiągnięć na przykład Stanisława Lema.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz