Wydawca: Ossolineum
Liczba stron: 288
Tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 28 stycznia 2020 r.Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Dokonywanie interpretacji dzieła, które w swojej
istocie jest komentarzem innych utworów, wydaje mi się zadaniem karkołomnym i
bezcelowym. Dlatego podchodząc do omówienia niniejszego tomu postaram się
zwrócić uwagę nie na szczegóły analizy, ale na zależności przekazywanych myśli
z twórczością samego autora. W.G. Sebald dzięki zamieszczonym w zbiorze „Opis
nieszczęścia” esejom, dołącza do całkiem pokaźnego grona literatów, którzy
dzięki swoim wnikliwym omówieniom nadają tekstom nowe życie. Thomas Mann,
Virginia Woolf, Jorge Luis Borges, Julio Cortazar, Mario Vargas Llosa, Roberto
Bolano czy Umberto Eco – oni wszyscy przyczynili się do rozwoju rozumienia
literatury i zwracania uwagę na rzeczy, których przeciętny czytelnik nie
zauważa.
Sebald pisze o wielkich klasykach, ale także o
pisarzach, których dzieła są już dzisiaj owiane mgłą zapomnienia. Franz Kafka cieszy
się niesłabnącym uwielbieniem, Thomas Bernhard jest bohaterem niedawno wydanego
zbioru opowiadań „Stany uprzywilejowane”, Elias Canetti bywa cytowany w różnych
okolicznościach, zaś Josepha Rotha wydaje Austeria. Trochę mniej czytelników
rozpoznaje dzisiaj Arthura Schnitzlera, Jean Amery’ego, Gottfrieda Kelleara,
Roberta Otto Walsera, Karla Emila Franzosa czy Leopold Rittera von
Sacher-Masocha. Lektura „Opisu nieszczęścia” może te tendencje odwrócić. Nawet
jednak nieznajomość komentowanych dzieł nie powinna przeszkadzać potencjalnym
czytelnikom. Wyłania się z nich coś więcej, niż uchwycenie charakterystyk
bohaterów czy odwołań do innych tekstów literackich. Jest tam zawarty pierwiastek
samego Sebalda, który właśnie na przestrzeni krytycznoliterackiej budował swoją
pozycję artystyczną.
Dokonania literackie niemieckiego prozaika są
komplementarne względem jego działalności naukowej. Analizując dzieła
niemieckojęzycznych pisarzy, Sebald zwraca uwagę na szczegóły, które są
charakterystyczne także dla jego metody. Dominują w nich takie aspekty jak osobliwość
przestrzeni, tajemniczość, antyidylliczność i pesymistyczne prognozy
przetrwania gatunku ludzkiego. Bardziej wnikliwy czytelnik dostrzeże zapewne,
jak wiele Sebald „pożycza” od swoich literackich przewodników. I nie będzie to
wrażenie mylne, o czym sam pisarz w różnych okolicznościach mówił. W jednym z
wywiadów zapytany o powracającą w jego utworach postać Franza Kafki, mówi, że
autor Procesu „odczuwał swoje życie jako nieuprawnione. Wydaje mi się, że to
musi być zbiorowe doświadczenie, ponieważ nasza egzystencja jako gatunku
faktycznie wydaje się nieuprawniona”. Ale nie tylko o postać tu chodzi. Sebald
zgadza się z Kafką w wielu kwestiach, chociażby krytyki mitów oraz
nieuchronnego, negatywnego wpływu ewolucji. To, że człowiek wynalazł koło,
oprócz pozytywnych konotacji, prędzej czy później zamieni się w maszynę
czyniącą zło. Rozpad jest częścią składową postępu.
Dajmy już jednak żyć Kafce w innych opracowaniach. Ciekawszym
dla mnie punktem odniesienia jest ostatni esej „Jak dzień i noc. O obrazach
Jana Petera Trippa”. Jest to tekst o tyle dla mnie ważny, że odwołuje się do
dorobku malarza mi nieznanego. Oprócz tego, że Sebald przedstawia nam go z
iście biograficznym zacięciem, analizuje jego prace w dość nietypowy sposób.
Zwraca uwagę na motyw śmierci, który sam wielokrotnie eksplorował w swoich
utworach. W pewnym momencie pyta nas „A czym w ogóle jest malarstwo, jeśli nie
prosektoryjną praktyką wobec czarnej śmierci i białej wieczności?”. I dalej
bada obrazy centymetr po centymetrze poszukując w nich ukrytych śladów mroku i
cierpienia. A także zachowania utraconego czasu. „Czerwona rękawiczka, wypalona zapałka,
cebula na desce do krajania – wszystkie te rzeczy noszą czas w sobie, dzięki
cierpliwej pasji i pracy malarza zostały niejako na zawsze ocalone”. Nie przez
przypadek Sebalda tak bardzo fascynowały dzieła Trippa, „Materiał
fotograficzny, stanowiący dla nich punkt wyjścia, jest starannie modyfikowany.
Mechaniczna relacja „ostre–nieostre” ulega zniesieniu, coś się dodaje, coś się
odrzuca. Jakiś element zostaje przesunięty na inne miejsce, uwydatniony,
zredukowany albo odrobinę przekształcony. Zmienia się tonacja kolorystyczna, a
niekiedy zdarzają się też owe fortunne błędy, z których potem niepostrzeżenie
wyłania się wizja systematycznie przeciwstawna rzeczywistości”. Czy nie tak
właśnie to wygląda w książkach Sebalda? Czy to nie poprzez zaciemnienie lub
podświetlenie określonych bohaterów i wydarzeń autor osiąga oczekiwane
zamglenie i widmowość?
Treści, odniesień i nazwisk jest w tych esejach tak
wiele, że każdy bez trudu dostrzeże tu także inne punkty wspólne z
najważniejszymi działami mistrza. Nie oznacza to wcale, że ich lektura będzie
drogą przez mękę. Sebald wychodzi z założenia, że kluczem do odczytania literatury jest kompleksowe
uwzględnienie otoczenia danego dzieła - zarówno biografii autora, kontekstu
historyczno-społecznego, jak i aktualnych w momencie wydania debat kulturowych,
filozoficznych i politycznych. Tym samym każdy utwór zamieszczony w tomie jest
poddany niezbędnemu ustrukturyzowaniu, dzięki czemu czytelnik, bez encyklopedii
pod ręką, zrozumie o co tu naprawdę chodzi. Warto poznać też eseje aby ponownie
zdać sobie sprawę, że do czytania niezbędna jest uwaga. Szczególnie dzisiaj,
gdy literatura stała się tak powszechna jak chleb, a sam proces poznawczy z
założenia powinien być łatwy (taki trend serwują nam duże wydawnictwa) i
możliwy do wykonania w każdych warunkach. Właśnie teraz, jak nigdy wcześniej,
niezbędny jest powrót do korzeni, do analizowania szczegółów i małych gestów.
Bo to z nich wyrastają wartości i sensy, które wielokrotnie pomijamy lub
błędnie interpretujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz