Liczba stron: 246
Tłumaczenie: Olga Czernikow
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 29 stycznia 2020 r.Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Bardzo mocno
zaczyna się rok 2020 dla literatury czeskiej wydawanej w Polsce. Na pierwszy
rzut poszła sztuka teatralna, czyli gatunek aktualnie raczej rzadko
wykorzystywany. Jej autorką jest dobrze znana polskiemu czytelnikowi Radka
Denemarková, którą przy okazji omawiania jej „Kobolda” nazwałem czeską Olgą
Tokarczuk (wtedy jeszcze nie mówiło się głośno o Noblu). Tak jak w dwustronnej
opowieści czeską pisarkę zajmowała przemoc rodzinna, tak w „Wadach snu” skupia
się na nieco innej tematyce.
Na początek
warto zwrócić uwagę, że dla Denemarkovej najważniejsze są jednak historie i
relacje. Tło sceniczne jest tylko mgliście zarysowane. Tak naprawdę w żadnym
momencie nie zostaje wyjaśnione, gdzie zostały osadzone aktorki dramatu.
Czyściec? Poczekalnia? A może marzenia senne? Tego się nie dowiemy, podobnie
jak wielu szczegółów aranżacji tego miejsca. Autorka celowo odciąga myśli
czytelnika od obrazowania przestrzennego, aby tym dokładniej wsłuchał się w
wypowiadane słowa. Namacalne elementy otoczenia pojawiają się tylko wtedy, gdy
współgrają z toczącą się na scenie gonitwą emocji. Tapetowanie stronami książek
jest tu istotnym elementem pokazu siły. Wanna ma znaczenie metaforyczne i
odnosi się do przeszłości. Okno jest jedyną nadzieją, a po kolejnym rozczarowaniu,
wzmaga poczucie rezygnacji. Tajemnicze regulatory powietrza zagęszczają
atmosferę. Każda rzecz ma więc swoje drobiazgowe uzasadnienie, a to, że nie
wiemy ile jest pokoi, czy bohaterki leżą na wygodnych sofach, czy kuchenka na
której gotują jest gazowa czy może indukcyjna – to wszystko każdy z nas musi
dopowiedzieć sobie sam. Bo przedstawiona tu opowieść nic by nie znaczyła, bez
naszego czynnego w niej udziału.
Można by
napisać, że dziejąca się w „Wadach snu” historia, to rodzaj zderzenia kultur i
postaw. Trudno zresztą podjąć jakąkolwiek polemikę z taką interpretacją.
Virginia Woolf żyła na przełomie XIX i XX wieku. Wychowała się w czasach
wiktoriańskich w dobrze sytuowanej rodzinie arystokratycznej. Sylvia Plath jest
przedstawicielką młodszego pokolenia, a jednocześnie kobietą cierpiącą na
depresję i stany maniakalne. Ivana Trump żyje i z tego co ogólnie wiadomo, ma
się całkiem dobrze. Wszystkie panie łączy nie tylko płeć, ale też literackie
korzenie. Virginia to pisarka skryta, nie afiszująca się ze swoją twórczością w
bezpośrednim kontakcie, Sylvia żyje poezją, zaś Ivana jest modelowym wytworem
popkultury, który za nic ma jakość dzieła. W rozmowach między bohaterkami toczą
się zażarte debaty na temat roli literatury, podejścia do pisania, kosztów
jakie one niosą dla życia psychicznego. Wizja Ivany, która posługując się
zdolnościami innych osób, kreuje światy poddane jasnej strukturalizacji i
schematyzacji, może wyglądać komicznie przy pełnych emocji i poświęcenia
opisach Virginii Woolf. A poprzez literaturę, pisarki reprezentują także
określone modele bycia. Życie w samotności czy toksyczne związki?
Homoseksualizm, biseksualizm czy może tradycyjne, utarte w społeczeństwie
trwanie z mężem za wszelką cenę? Te i wiele innych kwestii silnie wybrzmiewają
w dramacie i zestawione ze sobą dają podstawę do głębszych refleksji i
zażartych dyskusji.
Jak pisałem
można traktować dramat Denemarkovej właśnie jako przyczynek do rozważań na
temat zmiany kulturowej. Chciałbym jednak podkreślić jeszcze inną, rzucającą mi
się w oczy interpretację. Chodzi mi tu mianowicie o potraktowaniu trójki
bohaterek jako małej grupy społecznej. Zamiast kultywowania podziałów, staram
się doszukać w nich łączności. Sylvia zajmuje się gotowaniem, jest wrażliwa i
często musi odcinać dopływ tlenu, aby zostać usłyszaną. Virginia niewiele robi,
nawet pokrojenie jabłka może się okazać dla niej zadaniem ponad siły. Lubi
zamykać się w sobie i mieć rację. Ivana czuje że wie więcej od swoich
koleżanek. Odkryła sekret sławy i jest gotowa poświęcić zdrowie swoich bliskich
dla zachowania prestiżu. Lubi też eksperymentować z szybkimi motocyklami, nie
boi się ryzyka. Te wszystkie przymioty, połączone ze scenkami jakie bohaterki
rozgrywają między sobą, przypominają mi rodzinę. Może nie taką zwykłą, utartą w
XIX-wiecznych powieściach, ale tę dzisiejszą. Są tu naszkicowane kluczowe
problemy: apatia, potrzeba niezależności, podejście do wychowania, różnice
pokoleniowe, depresja. To wszystko z czym obecnie człowiekowi przychodzi się
mierzyć. Odczytanie „Wad snu” w tym kluczu, sprawia że historia jeszcze zyskuje
na uniwersalności. Nie jest to już tylko inteligentna rozprawa o kobiecości i
podejściu do sztuki, ale także symboliczny portret życia w XXI wieku.
Właśnie w
połączeniu tych dwóch, a może nawet trzech przestrzeni upatruję siły „Wad snu”.
Radka Denemarková wychodząc od różnych charakterów i biografii, buduje naprawdę
skomplikowaną strukturę, którą można odczytać na kilku płaszczyznach. Cenne są
tu także liczne odwołania do życia wszystkich Pań. Podkreślają, jak istotną
pracę wykonała autorka jeszcze przed samym procesem pisania. Bo tak jak w
„Koboldzie” odnaleźć można elementy eksperymentu formalnego, tak i tu czeska
pisarka poddaje swoje dzieło nieustannemu mieszaniu formuł. Czytając
Denemarkovą można mieć pewność, że za każdym zdaniem kryje się konkretny pomysł
wypełniający z góry obrany plan. Tu nie ma przypadku i improwizacji (mimo że jest to w jakimś sensie twórczy eksperyment), jest za to
mrówcza praca i ciągła chęć do obrazowania teraźniejszości, przez pryzmat
niekończącego się procesu historycznego. „Wady snu” są swego rodzaju
wielowymiarowym freskiem, w którym to co klasyczne, łączy się z awangardą i
popularnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz