Kraj produkcji: Rosja
Premiera polska: 11 października 2019 rok
Gdy w 2009 roku Xavier Dolan ze swoim reżyserskim
debiutem "Zabiłem moją matkę" wylądował w Cannes, mówiło się o nim nieśmiało,
jako o dużym potencjale na gwiazdę. Ten potencjał już w pełnej krasie
potwierdził swoją kolejną produkcją Wyśnione miłości, a od "Na zawsze Laurence",
czyli od 2012 roku, nazywany jest ‘złotym dzieckiem kina’. Dziś, dokładnie w
dziesięć lat po premierze jego debiutu, ustalona została polska premiera jego
najnowszego dzieła, które pokazywane było w konkursie głównym canneńskiego
festiwalu. Zanim jednak do niej dojdzie, do kin wejdzie film o zupełnie innej
specyfice i atmosferze, który z dziełami Dolana łączy niejako postać reżysera. Kantemir
Bałagov, 27-letni twórca z Rosji, zadebiutował trzy lata temu filmem „Bliskość”
i już wtedy zebrał nie tylko świetne recenzje, ale także wygrał jedną z
ważniejszych sekcji w Cannes – „Un Certain Regard”. Jego najnowsza „Wysoka
dziewczyna” powtórzyła sukces poprzedniego dzieła, a co więcej została
wytypowana jako rosyjski kandydat do Oscara, co przecież nie jest oczywistością
– zostawiła w pokonanym polu między innymi świetne produkcje Kirilla
Serebrennikova, Alexeia Fedorchenko, Alexeia Germana czy Borisa Akopova.
Wydawać by się mogło, że Kantemir Bałagov podjął
się zadania niewykonalnego, a już z pewnością karkołomnego. Wyobraźcie sobie
27-letniego młokosa, który postanawia nakręcić film o powojennej traumie, o
kobietach i macierzyństwie. Do tego przenosi się w czasie do Leningradu z 1945
roku. Jakby tego było mało, swoje dzieło opiera na książce Noblistki – Swietłany
Aleksijewicz. Trudno o bardziej pokręcony zestaw dla młodego mężczyzny, prawda?
A jednak Bałagov wychodzi z tego obronną ręką i co więcej, kręci kino
jednocześnie subtelne, brutalne i autentyczne, przy okazji zostawiając w tyle
większość dzieł, które kiedykolwiek wyszły spod ręki Dolana. Tak, nie boję się
tego powiedzieć, Bałagov to kandydat na wielkiego reżysera.
Zanim jednak twórca przejdzie do historii, warto
zapoznać się z "Wysoką dziewczyną". Przede wszystkim trudno powiedzieć, czy film
zachwyca bardziej w warstwie fabularnej, czy technicznej. Chociaż może słowo
‘zachwycać’ nie jest najtrafniejsze. Może lepiej powiedzieć, że ujmuje albo
porusza. Bałagov snuje w nim historię dwóch przyjaciółek Mashy (w tej roli Vasilisa
Perelygina) i Ily (Viktoria Miroshnichenko). Obie borykają się z
istotnymi dla ich funkcjonowania deficytami. Masha dopiero wróciła z frontu,
gdzie została dotkliwie okaleczona i utraciła płodność. Ilya, nazywana Tyczką
lub Żyrafą ze względu na swój wzrost, musi radzić sobie ze społecznym
ostracyzmem i niezrozumieniem. Co więcej jej życie przepełnione jest momentami
‘zawieszenia’, do których wszyscy już przywykli, ale nikt tak naprawdę w pełni
ich nie zaakceptował. "Wysoka dziewczyna" to zapis walki obu pań ze swoimi
traumami i skrywanymi lękami. Próba poszukiwania bezpiecznej przystani w nowym
skomplikowanym otoczeniu. Także wyraz chęci odnalezienia ładu, spokoju i
równowagi psychicznej po doświadczanych traumach.
Rosyjski reżyser swoją narrację snuje bardzo
powoli. Kolejne kadry rozciąga w czasie do granicy bliskiej dziełom slow
ciemna. Dba przy tym o harmonię historii – po momentach szczególnie trudnych,
zmienia perspektywę na zakład pracy i szarą codzienność. W ten sposób zachowuje
spójność obrazu. Wysoka dziewczyna odchodzi od kina emocjonalnego, na rzecz
minimalizmu w gestach i mimice, trochę jak we wczesnych dziełach Hanekego.
Poziom cierpienia oraz zagubienia także może kojarzyć się z "Siódmym kontynentem",
czy "71 fragmentów", i podobnie jak w austriackich produkcjach, tu także wiele
trzeba dopowiedzieć sobie samemu.
Atmosferę labilności i duszności podkreślają
bliskie kadry. Akcja zamknięta została głównie w ciasnych, sterylnych
pomieszczeniach, autach lub przy tramwajach. Każdy przedmiot, rekwizyt, pojazd
drugiego tła ma tu swoje logiczne uzasadnienie. W filmie Bałagova zwraca uwagę
kolorystyka poszczególnych scen, jakby żywo zaczerpnięta z obrazów Rembrandta.
W momentach, które mają podkreślić jakieś uczucia lub uwypuklić skomplikowane
relacje bohaterów barwy są nasycone. Z drugiej strony, gdy do głosu dochodzi
smutek, codzienność i depresyjność sytuacja się odwraca – na wierzch wychodzi
szarość i bylejakość dawnych lat. W tym sensie dzieło Bałagova może kojarzyć
się z jednej strony z dziełami Jeuneta, z drugiej z naszym rodzimym Krótkim
filmem o zabijaniu.
Z pewnością "Wysoka dziewczyna" to film bardzo
poważny, trudny, pozbawiony małych radości. To taki obraz, który poraża
smutkiem, zagubieniem i refrenicznością wciąż popełnianych błędów. Już na
początku dzieła mamy też przykład doskonałej, symbolicznej sceny. Jednego z
tych ujęć, które zapamiętam do końca życia. Gdzieś w niedużym pomieszczeniu
grupa wojennych weteranów zachęca małego Paszkę do udawania psa. Ten w przypływie
szczęścia działa zgodnie z instrukcjami, a wtórują mu oklaski i okrzyki
aplauzu. W pewnym momencie jedna z postaci zadaje pytanie, skąd chłopiec zna
dźwięki czworonoga, przecież wszystkie psy zostały zabite podczas wojny.
Właśnie ta sekwencja, jak żadna inna w filmie pokazuje zasadniczy zamysł
twórcy. W naszym niewdzięcznym świecie jest miejsce wyłącznie na krótkotrwałą
iluzję szczęścia, która szybko zostaje miażdżona bezwzględnością
rzeczywistości. Pytanie jak w tym wszystkim wytrzymać? Jak poradzić sobie z
wszechogarniającym egoizmem i złem? Na to niestety nie ma recepty, chociaż na
końcu zostaje wysłany odbiorcy mały promyczek nadziei.
"Zabiłem moją matkę" był świetnym i poruszającym filmem, ale potem miałem przerwę od twórczości Xaviera Dolana. Może czas do niej powrócić?
OdpowiedzUsuń