Wydawca: FORMA
Liczba stron: 214
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Oprawa: broszurowa ze skrzydełkami
Premiera: sierpień 2019 r
Odnoszę wrażenie, że Dariusz Muszer w swoim „Człowieku
z kowadłem” nie dokumentuje, a eksperymentuje. Jego krótkie teksty są pewnego
rodzaju myślowym doświadczeniem służącym do badania granic ludzkich możliwości,
które bezpieczniej jest rozważać w wyobraźni, niż rzeczywistości. Szczególnie
jeśli za temat przewodni wybiera się samotność i zagubienie. Co istotne, w
kompozycji Muszera, zwraca uwagę położenie nacisku nie na skutki podejmowanych
działań, a na intencje i powody. Niesie to za sobą tę implikację, że zamiast
skupiać się na wyżynach ludzkich przeżyć, autor świadomie wybiera głębiny.
Zamiast akcji mamy więc psychoanalizę.
Opowiadania zebrane w „Człowieku z kowadłem” można
by nazwać klasycznymi w tym sensie, że stanowią one doskonałe fundamenty
dłuższych historii. Nie są przykłady tak modnych obecnie miniatur literackich
(z powodzeniem uprawianych chociażby przez Pawła Sołtysa czy Maćka
Bielawskiego). Muszer stawia na sprawdzone rozwiązanie strukturalne, w których
wyraźnie zarysowuje narratorów, przebieg akcji oraz zawsze mocną puentę.
Wszelki eksperyment odbywa się tu w ramie fabularnej lub językowej.
Trzeba przyznać, że autor „Baśni norweskich”
potrafi zaskoczyć. Mroczne historie, mocno osadzone w stylistyce Edgara Allana
Poe, przeplata opowieściami o taksówkarzu, jakby żywcem wyciętym z „Nocy na
Ziemi” Jarmuscha, by za chwile napisać stenogram z rozmowy telefonicznej dwóch
mężczyzn lub kosmiczną narrację przywołującą w pamięci dokonania Stanisława
Lema (z Różewiczem w roli głównej). A to przecież nie koniec niespodzianek i
zabawy. Różne motywy, postaci, sytuacje powracają w tym zbiorze jak bumerang.
Na chwilę o nich zapominamy, przenosimy się w czasie i przestrzeni do innych
miejsc, by za moment znowu znaleźć się w tym samym samochodzie. Intertekstualne
odwołania mają więc formę zarówno między-, jak i wewnątrztekstową. Nie chcę
przez to powiedzieć, że pisarstwo proponowane przez Muszera jest wtórne, czy to
wobec konwencji literatury grozy sprzed wieku, czy względem dokonań science
fiction lat pięćdziesiątych, czy wreszcie współczesnej popkultury. Autor
wyznacza jakość, której mimo wszystko brakuje w polskiej literaturze. Nie
unika jednak zasadniczego zarzutu - pisząc fikcję, nie zadaje sobie trudu
wyjrzenia poza lokalny horyzont.
Kwintesencją opowiadań Muszera jest doświadczenie –
jeśli nie samego bólu egzystencjalnego, to przynajmniej męskiej twardości
świata, która stygmatyzuje myśli i emocje postaci z jego prozy.
Wszyscy bohaterowie są zagubieni i wystawieni na próbę samotności. Starają się
odnaleźć w otaczającym świecie, ale z różnych powodów ta sztuka im się nie
udaje. Raz powodem będzie lokalny ostracyzm, innym razem niedopasowanie
związane z reprezentowaną mniejszością etniczną, znalezienie się w nieznanym
świecie, czy wreszcie próba poszukiwania swoich korzeni, z góry skazana za
porażkę. Jest też silnie nakreślony
problem ludzi znajdujących się ‘między granicami’ – Polaków żyjących w
Niemczech i posiadających niemieckie obywatelstwo. To całe doświadczenie jest
wspólne dla wszystkich protagonistów opowiadań autora, którzy stale na coś
czekają, za czymś tęsknią, czegoś w swoim życiu szukają. Są
niepełnosprawni – nawet jeśli nie zawsze fizycznie, to duchowo, mentalnie. Przeszłość
ma tu kluczowe znaczenie, dla optyki teraźniejszości.
Diagnoza Muszera sięga głębiej, nie ogranicza się
jedynie do dość popularnej analizy czynników zewnętrznych. Autor dostrzega w
swoich postaciach nadpsute wnętrza: brudne myśli, schorowane zwyczaje i
ulegające rozkładowi pomysły na przyszłość. Zamyka ich w błędnym kole
popełniania wciąż tych samych błędów. Stoi na stanowisku, że gnicie i
samozagłada ludzkości są wbudowane w naszą rzeczywistość. To nie jest świat
fantazji i wyobrażeń (z małymi wyjątkami), to jest ta nasz szara codzienność, o
której staramy się szybko zapominać. To kalejdoskop osób z przetrąconymi
duszami, z twardymi sercami, którzy musieli nauczyć się żyć w świecie bez
empatii i wybaczenia.
Język Muszera, mimo swojej spójności i ekspresji,
nie jest osobny, nie buduje własnego idiolektu. W „Człowieku z kowadłem”
niewiele jest interesujących porównań czy nowatorskich w formie metafor.
Wszystkie te rejestry gdzieś już czytaliśmy, skądś je znamy. Autor w swoim
języku, jak w opisywanym szarym krajobrazie niemieckich blokowisk czy
polskiej wsi, raczej kumuluje niż cyzeluje. Homogeniczność słowotwórcza
bohaterów i przejrzystość języka ma jednak
swoje fabularne uzasadnienie – w końcu książka opowiada o świecie
prostych ludzi, którzy mimo różnych doświadczeń, są do siebie bardzo podobni.
Czytelny przekaz książki, zawarty już w jej tytule,
połączony z prostym językiem, wcale nie powinien zniechęcać do zapoznania się z
najnowszym tytułem Wydawnictwa Forma. Co by nie mówić, Muszer na bazie swoich
życiowych obserwacji, potrafi budować ciekawe narracje: raz poruszające, innym
razem wywołujące napięcie czy uśmiech na twarzy. Zazwyczaj też denerwujące.
Zaskakuje wyobraźnią i umiejętnością formowania tła, każdorazowo utkanego z
dbałością o szczegóły. Gdyby tak jeszcze postarał się wyjść ze swojej strefy
komfortu i zamiast o polityce (odwołania do ataków na WTC czy nazywanie
urządzeń kosmicznych TU154M wcale mnie nie bawią) oraz o lokalnych problemach,
wspiął się na wyższy szczebel uniwersalizmu, nazwałbym te opowiadania bardzo
dobrymi. A tak, jest nieźle, wciągająco, z potencjałem nie zawsze
wykorzystanym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz