Liczba stron: 430
Tłumaczenie: Olga Czernikow, Agata Wróbel
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Olga Czernikow, Agata Wróbel
Oprawa: miękka
Premiera: 8 czerwca 2019 r.
Centralnym tematem książki czeskiej pisarki jest
istnienie, czyli mówiąc nieco inaczej, ból. Na odmienne sposoby i w stosunku do
rozmaitych bohaterów opowiada, albo lepiej, powiela jedną opowieść. A tych jest
w „Koboldzie” kilka. Bo choć pozornie książka wyróżnia się dwustronnością i
dwubiegunowością, to tak naprawdę każda postać musi przejść swoją drogę przez
mękę. Z dwu historii, będących fundamentem treści, wyrasta zatem całe drzewo
ballad i podań o beznadziei i niemym lamencie, nad którym czuwa czysto fizyczna,
choć też metaforyczna postać Kobolda (z niemieckiego można tłumaczyć jako
monstrum czy kreatura), ojca rodziny, opiekuna rzecznych skarbów. Wspomniana
droga nigdy bowiem nie prowadzi do błogiego katharsis. Jest za to kolejnym
etapem wiecznego pokutowania niesprawiedliwości i egzystencjalnego
totalitaryzmu. Bez optymizmu, ciepłych słów i pozostawienia marginesu na choćby
małą radość. Denemarková całość opowieści zszywa cienkimi nićmi powiązań,
dzięki czemu losy bohaterów układają się w misternie przemyślaną historię,
tyleż spójną, co nietrwałą. Czasami wystarczy skarga klienta, by dążąca do
romantycznej puenty opowieść, przemieniła się w kolejną odsłonę ponurej kaźni.
„Kobold” daje wgląd w rozmaite odmiany bólu. Jest
nim niezawiniona choroba, wielodzietność, odrzucenie, nacjonalizm, brak
wykształcenia. Także cierpienie w relacjach i spotkaniach z ludźmi: odczuwane
fizycznie i psychicznie przeżycie deficytu i utraty, rozdzielenia i
wspomnienia, braku bliskości i nigdy niespełnionych nadziei, ból pamięci,
zwłaszcza ból pamięci zła. Denemarková nie boi się wchodzić w różne dusze. Raz
nakreśla zapis myśli i trosk samotnej matki, by po chwili odwrócić relacje i
wejść w skórę aroganckiego i egocentrycznego dyrektora ośrodka pomocy
społecznej. Głos w tej powieści dostają właściwie wszyscy: dzieci,
niedorozwinięci, rodzice, przypadkowi przechodnie. Takie ukazanie stosunków
międzyludzkich stanowi swoiste rozwinięcie życia rodzinnego, poszerza i
potęguje przestrzeń domową, terytorium wiecznego zniszczenia. Daje nam także
możliwość percepcji kilku punktów widzenia, wyczuwanie odłamków wiary,
czerpanie z emocji różnych istot o odmiennych doświadczeniach i wiedzy.
Powieść Denemarkovej zaludniona jest postaciami,
które autorka otacza matczyną empatią, nawet jeżeli mówimy o nekrofilu i
złodzieju. Wielokrotnie mówi, zwraca się do kogoś, podejmuje z nim polemikę,
czy inicjuje jakiś ważny społecznie temat do dyskusji. Szuka osób i okazji do
dyskusji, aby wyrzucić z siebie gromadzony przez lata ból istnienia. „Kobold”
jest właśnie przyczynkiem do rozważań o istocie zła. A może nie tyle istocie,
ile jego konsekwencjach i cyklu życia. I to nie koniecznie zła krwawego,
rzucającego się w oczy. Raczej mówimy tu o stopniowej destrukcji społecznej
jednostki. O wewnętrznej izolacji, która zamiast spodziewanego rozwiązywania
problemów, prowadzi do całkowitej alienacji. Tak jak w przywołanym cytacie Camusa
z „Obcego” do historii „O wodzie” „W początkach mego uwięzienia najcięższe było
[…] to, że miałem myśli wolnego człowieka. […] Ale to trwało zaledwie kilka
miesięcy. Potem miałem już tylko myśli więźnia”.
Są tez próby wyjścia z impasu. Wspólnota duchowa,
bliskość i zażyłość to pewne pomysły na minimalizację codziennego piekła.
Udział w cudzym losie, łagodzi uciążliwość własnego, wzywa również do szacunku
i pokory wobec tego, co w człowieku splątane, ułomne i przerażające. Dlatego
Quasimodo będzie codziennie podrzucał Justynie prezenty. Nawet nie tyle, aby
szukać u niej ścieżki miłości, ile aby ulżyć jej cierpieniu i sprawić, że będzie
patrzyła innymi barwami na otoczenie. Bo ta zmieniona optyka, te skrawki
uśmiechu, są mu tak samo potrzebne, jak jej i dzieciom. Jednocześnie odnoszę
wrażenie, że autorka mówi nam, iż obrona człowieka przed goryczą wydaje się
jedną z najgorszych metod budowania człowieczeństwa. Człowiek pozbawiony
możliwości doświadczenia cierpienia wewnętrznego i rozpaczy, nie stanie się
człowiekiem w pełni. Przykładów tej tezy możemy doszukać się w obu
opowieściach, gdzie ci „normalni” i „zrównoważeni” wchodzą w rolę oprawców.
Nawet jeśli czasami jest to rola mimowolna. To bardzo bolesny, ale konieczny
wniosek. Każdy winien poczuć troski doczesności, poddać się autorefleksji i
upadkowi, inaczej jest jak ten posąg wyłowiony z rzeki – chłodny i
enigmatyczny. Swoistym podsumowaniem tej poszlaki interpretacyjnej jest też
suplement do niebieskiej części książki, w którym Denemarkova rzuca wyzwanie
ludzkiej agresji i obojętności. To z niej bierze się owe zło, które naturalnymi
prawami nauki, przeradza się w wewnętrzną apatię i dalej, w dziedziczność
patologii.
Autorka, przy całym swoim fabularnym kunszcie, nie
zapomina także o sile słowa i literatury. Wie, że człowieka w dużej mierze
konstytuuje język jakim się posługuje. Dlatego w jej książce każdy mówi, jąka,
kaleczy słownictwo na swój sposób. Jest indywiduum zarówno w swoim cierpieniu,
jak i w zewnętrznej powłoce. Ma swoją historię, korzenie, także niepewność i
wieloaspektowość. Możemy go lubić, mimo że okrada zmarłych, albo odwrotnie,
nienawidzić, chociaż wykonuje swoje służbowe czynności. Wszystko zależy od
punktu patrzenia. A te, autorka nakreśla ze staranności i wyjątkową wyobraźnią.
W „Koboldzie” nawet przedmioty żyją własnym życiem i niosą ze sobą ważne
znaczenia. Jak chociażby czerwony materiał rzucony do rzeki czy tort niesiony
podczas ulewy przez miasto.
Denemarková dowodzi, że jest wielką pisarką. Jej
status w ojczyźnie, porównywany do naszej Olgi Tokarczuk, nie może dziwić.
Zresztą punktów wspólnych w pisarstwie obu Pań można doszukiwać się całkiem
sporo: od inspiracji historią i wierzeniami ludowymi, przez ekspozycję
lingwistyczną, zmieniające się punkty widzenia, aż po motyw drogi zmierzającej
w kierunku, który każdy musi sam odnaleźć. „Kobold” zachwyca na wielu
płaszczyznach. Jego lektura kłuje i boli. I to dosłownie. Szalenie trudno jest
pisać o cierpieniu, bez nadmiernego fetyszyzowania urazów. A to udaje się czeskiej
pisarce doskonale. I to tylko jeden z atutów tej, nie będę owijać w bawełnę,
wielkiej książki. Przeczytajcie, przeżyjcie, stańcie się lepszymi ludźmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz