Liczba stron: 300
Tłumacz: Anna Sawicka
Oprawa: twarda
Oprawa: twarda
Premiera: 15 maja 2019 r.
W posłowiu do
książki „Kiedy zapada mrok”, autor pisze, że spośród wielu opowiadań jakie w
swoim życiu napisał, do tego konkretnego zbioru wyselekcjonował te, które
zmieściły się w określonych parametrach. Stosuje przy tym zasadę swojego
kolegi, Vicença Riera Llorca, twierdzącego, że zbiory
powinny zawierać utwory, które coś łączy, jakiś temat przewodni. W tym
konkretnym wypadku, jest to pojawiający się w każdym opowiadaniu motyw śmierci,
przestępstw i morderstw. Dalej te wytypowane teksty, Cabre poddał obróbce,
skrawaniu i modelowaniu tak, aby ostatecznie przybrały pożądaną formę. I cel w
sumie został osiągnięty, teksty układają się w jeden tematycznie spójny twór,
tylko odnoszę przy tym wrażenie, że takie konstytuowanie książki sprawia, że
jest to twór w jakimś sensie sztuczny, pisany pod z góry określoną tezę.
Abstrahując jednak od tego zarzutu, warto przyjrzeć się
bliżej samej treści zbioru, a w szczególności zależnościom, jakie z niej
wynikają. Dostrzegam w prozie Cabre kilka kluczowych tematów, pojawiających się
w kolejnych jego książkach. Jest to na pewno kwestia religii, rozumiana jednak
nie jako dyskurs eschatologiczny o istocie życia duchowego, ale jako pewnego
rodzaju struktura organizacyjna i literacka. Już w „Agonii dźwięków” jednym z
bohaterów jest warowny klasztor La Rapita, którego zamieszkują mniszki
klauzurowe. Podobnie w opowiadaniu „Mężczyźni nie płaczą” otwierającym
niniejszy zbiór, młody bohater przebywa w bidulu, zaś opiekunkami, poza
nauczycielami są zakonnice. To one wypierają możliwość molestowania
podopiecznych ze strony dorosłych, co ostatecznie doprowadzi do wybuchu
agresji. W kolejnym tekście płatny morderca spowiada się księdzu z popełnionych
przewin, chociaż jego intencje, tak naprawdę mają niewiele wspólnego z
wyznaniem grzechów. Kwestie religii Cabre podejmuje także wykorzystując cytaty
z Pisma Świętego oraz porównania (np. „Pojąłem, jak święty Paweł na
drodze do Damaszku” to z opowiadania „Nunc Dimittis). Wszystko to ma prowadzić
nas do wniosku, że zło bywa bezwzględne, czasami nawet silniejsze niż wiara w
Boga, także w dobro. Zresztą w jednym z tekstów autor ustami
postaci mówi wprost, że w Boga nie wierzy, że cała zgnilizna świata nie może
być zrodzona w imię dobra. I może właśnie dlatego w tekstach Cabre każdy jest
tak bezwzględny, a cała jego proza taka cyniczna?
Drugim tropem interpretacyjnym jest dla mnie współistnienie
różnych środków artystycznych. U Cabre zazwyczaj istnieją i przenikają się trzy
gałęzi sztuki: literatura, muzyka i malarstwo. W „Kiedy zapada mrok” muzyki nie
uświadczymy. W jednym z wywiadów autor mówił, że „Malarstwo jest bardziej
zbliżone do literatury, przez to, że operuje materialnymi środkami wyrazu,
których można dotknąć, można je opisać i które poddają się manipulacji,
interpretacji i w jakiś sposób zależą od odbiorcy i od autora”. Cabre rezygnuje
więc z jednego medium, by z jeszcze większą siłą skupić się na pozostałych dwu.
Najczęściej pojawiającym się motywem jest wchodzenie w obraz. W opowiadaniach
„Claudi”, „Na zlecenie” i „Znikający punkt” wspomniany zostaje obraz „La
paysanne” Jeana-Francoisa Milleta. W każdym istotne jest właśnie dosłowne
wchodzenie różnych postaci do jego wnętrza, aby ujrzeć odwróconą twarz postaci.
Cabre chce nam w ten sposób przekazać, że powierzchowna recepcja sztuki nie ma
większego sensu. Tylko rozmyślanie o jej drugim planie, poszukiwanie schowanych
poszlak ma uzasadnienie, z punktu widzenia sztuki interpretacji. W „Znikającym
punkcie” mamy jeszcze jeden obraz – autoportret Sary Voltes-Epstein. Kluczowa jest tu
właśnie postać artystki, dobrze nam znanej z „Wyznaję”. Jest to kolejna
ciekawostka potwierdzająca tezę, że jedną z flagowych cech pisarstwa Cabre jest
gra z czytelnikiem i przenikanie się motywów, postaci i zdarzeń na kartach
kolejnych dzieł. Choć trzeba przyznać, że w „Podróży zimowej” tych mieszanek,
tropów i powiązań było nieco więcej, stąd też i zabawa większa.
Jeszcze jedna
cecha prozy Cabre wydaje mi się kluczowa z punktu widzenia odbioru niniejszego
zbioru. Chodzi mi o język, tak dynamiczny i rytmiczny w poprzednich jego
książkach. Tu pisarz nieco zwalnia, używa bardzo prostego stylistycznie
słownictwa, dostosowując się tym samym do przekazu swoich bohaterów. Gdy w
opowiadaniu „Buttubatta” narratorem jest Noblista, język wydaje się bardziej
wyszukany, z kolei w „Paldo” mówi do nas złodziej baranów i jego słowa
odzwierciedlają slang prostego człowieka. Autor „Głosów Panamo” świadomie
rezygnuje z plastyczności i kwiecistości frazy, na rzecz potoczystości i
dosadności. Dobrze ten element widać także w najlepszym opowiadaniu zbioru –
„Znikającym punkcie”, gdzie narratorów jest kilku, a każdy cechuje się odmienną
składnią i zakresem używanego słownictwa.
„Kiedy zapada
mrok” jest na pewno zbiorem przyjemnym w lekturze, choć monotonność tematyczna
po pewnym czasie nudzi. Nie zaskakują także puenty, z czasem coraz bardziej
przewidywalne. Dobrze, że pisarz zaczyna prowadzić swoistą grę z czytelnikiem,
bo w sensie egzystencjalnym ma nam tym razem niewiele nowego do przekazania.
Najlepsze są te opowiadania, gdzie oprócz kolejnych morderstw, jesteśmy
wciągani w sieci intryg. Dzięki temu uwaga pozostaje z tekstem na dłużej, mimo
iż znany nam schemat przechodzenia liniowo z punktu A do punktu B, ma też swoje
ograniczenia. Jest więc to nieco inny Cabre, niż znacie, co wcale nie oznacza,
że jest to Cabre lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz