Recenzja "Drzwi na Zachód" Mohsin Hamid

Wydawca: Sonia Draga

Liczba stron: 208

Oprawa: twarda

Premiera: 18 kwietnia 2018 r.

„Drzwi na Zachód” to powieść pakistańskiego pisarza Mohsin’a Hamid’a, która w ubiegłym roku znalazła się na finałowej liście powieści walczących o nagrodę Man Booker Prize. To także książka mocno promowana na rynku amerykańskim. Barack Obama napisał, że to „jedna z najbardziej inspirujących książek 2017 roku”. Coś podobnego dane nam było słyszeć podczas polskiej premiery „Kolei Podziemnej”, zatem już na wstępie należało spodziewać się wielu analogii między tymi pozycjami.

Bohaterami dzieła są Nadia i Saeed, dwójka młodych ludzi żyjących w kraju, nad którym ciąży widmo wojny domowej. Ona jest kobietą czynu, cechuje ją niezależność i zmysłowość. On jest typem mężczyzny łagodnego i powściągliwego, lubi dwa razy przemyśleć kolejny krok. Między tą dwójką narodzi się dyskretny romans, który w obliczu narastającego konfliktu zbrojeniowego, przypieczętuje ich związek. Gdy miasto, w którym żyją ogarnie piekło wojny, młodzi ludzie postanowią zostawić swoje rodziny oraz domy i ruszyć ku nieznanym, tajemniczym drzwiom, które w oka mgnieniu przenoszą chętnych w odległe miejsca. 

„Drzwi na Zachód” są ważnym głosem w debacie na temat zjawiska imigracji. Wygnani ze swoich siedzib mieszkańcy uciekają w dowolne, nieznane miejsca, by choć na chwilę zaznać spokoju i odbudować swoje zszargane życie. Hamid nie ocenia grup imigrantów, pokazuje nam ich normalną, ludzką stronę, nie stroni jednak także od sportretowania jednostek nadpobudliwych, lubujących się w rozboju i naginaniu obowiązujących norm. Razem z bohaterami książki odwiedzimy między innymi Grecję i Londyn, czyli rejony borykające się z omawianym problemem. I choć naszkicowana treść będzie mocno przerysowana, wręcz karykaturalna, trudno nie odnieść wrażenia, że przedstawione postawy i podziały, mają miejsce w rzeczywistości. W tym kontekście „Drzwi na Zachód” są swoistą alegorią współczesnych problemów społecznych dotykających kraje Bliskiego Wchodu, z tą różnicą, że zamiast szmuglowania uciekinierów mamy tu magiczne, ukryte i strzeżone bramy, do których wystarczy wejść, aby znaleźć się po drugiej stronie lustra. Inna sprawa, że nowa rzeczywistość wcale nie musi być różowa, a rozłąka ze swoją kulturą i bliskimi, z czasem może zweryfikować nasze wybory.

Książka bazuje na utorowanym przez Whitehead’a schemacie podróżowania przy pomocy baśniowego narzędzia. U Amerykanina była to kolej podziemna, u Pakistańczyka zaś drzwi. Bohaterowie doprowadzeni do sytuacji krańcowych decydują się na migracje w poszukiwaniu lepszego jutra. Odkrywają mroki odmiennych stanów/krajów, doznają kolejnych krzywd, zatracają swoje człowieczeństwo. Gdzieś w tym natłoku wrażeń ulatuje też z nich miłość, dokonują rozrachunku ze swoim życiem, zaczynają patrzeć na rzeczywistość przez inny rodzaj szkieł. Bo też podróż w obu powieściach rozumiana jest przede wszystkim jako droga duchowa. Przez pryzmat aktualnych bolączek autorzy dokonują także swoistej rekonstrukcji ludzkiego serca, stawiają je w sytuacjach granicznych i pozwalają ewoluować. Okrucieństwo, spadające bomby, wrogość – to wszystko wpływa na bohaterów, niszczy nie tylko ich realia, ale także wartości którymi się kierowali.

Język jakim operuje Hamid nie wyróżnia się niczym na tle rynku wydawniczego. Jest opanowany i celny, nie pozostawia pola do wątpliwości, ale także nie raczy nas literacką ucztą. To, o czym warto też pamiętać, to fakt, że „Drzwi na Zachód” miały być powieścią ekspresjonistyczną, malująca nie pędzlem szczegółów, a szpachlą emocji. I tych emocji bardzo w książce Pakistańczyka brakuje. Bo choć są one wyczuwalne i ciężko przejść obok opisanych krzywd bez refleksji, to doprawdy trudno w jakiś sposób zidentyfikować się z bohaterami, gdy akcja gna do przodu niczym pociąg z Busterem Keatonem na pokładzie. Autor w zbyt małej objętości chciał zawrzeć zbyt wiele odwołań i treści, przez co cierpi pierwiastek czysto ludzki. Nie dane nam będzie poznać szczegółów życia głównych bohaterów. Nie poznamy ich przyzwyczajeń, menu, koloru ścian w pokoju czy wspomnień. To wszystko ustąpi miejsca idei, którą Hamid pragnie nam przekazać w maksymalnie skróconej formie.

„Drzwi na Zachód” to powieść z nurtu abstrakcji. Przy wykorzystaniu gotowych schematów i klisz, autor kreuje obraz współczesnej imigracji, zapominając jednak o detalach. Czuć, że jest to lektura osobista, prawdopodobnie z licznymi odwołaniami autobiograficznymi. Cóż jednak z tego, skoro książka zapomina o tych, którzy są dla niej najważniejsi, o swoich bohaterach. Nierównomierność rozłożenia akcentów i powierzchowność psychologiczna sprawia, że otrzymujemy swoisty pejzaż, który choć ważny i z pewnością bardzo ładny, gdzieś zatracił swoją wielowymiarowość. Ta książka nie dotyka tak boleśnie jak powinna, nie wbija się do serc na tyle głęboko, żeby pozostała z czytelnikiem na dłużej. Przede wszystkim jednak opiera się na zbyt prostym, wykorzystanym już tricku, który powtarzany, traci jeszcze bardziej na smaku.

Ocena:
 

6 komentarzy:

  1. Nie jestem do końca przekonana czy jest to książka dla mnie. Myślę, że sięgnęłabym po nią gdyby wpadła mi w ręce, ale szukać jej jakoś szczególnie nie będę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie przeczytam, aczkolwiek mojej koleżance może się spodobać, więc polecę :D Pozdrawiam oraz dziękuję bardzo za odwiedziny ♥
    wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że ta pozycja może nieść wiele wartości. Ja jednak nie jestem pewna czy jest to książka, po którą sięgnęłabym bez namysłu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Musi Pan prowadzić smutne życie Panie Alojzy, czy jakkolwiek ma Pan naprawdę na imię, że reklamuje Pan dorabianie kluczy pod recenzjami książek, o których dziś już nikt nie pamięta, na blogu, który niewiele osób czyta.

    OdpowiedzUsuń