Recenzja "Kolekcjoner śniegu" Jan Štifter

"Kolekcjoner śniegu" Jana Štiftera to rozciągnięta na prawie sto lat narracja o utracie, pamięci i przyjaźni
Wydawca: Książkowe Klimaty

Liczba stron: 264


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Anna Radwan-Żbikowska

Premiera: 28 lutego 2023 rok

Przeczytałem w ostatnim czasie kilka książek, o których nie mam czasu napisać szerzej. Fernanda Melchor wciągnęła mnie w tragiczną opowieść o pewnym zamożnym osiedlu w Meksyku. „Cukier” Bibiany Candia poruszył surowością opisów skandalicznego procederu wykorzystywania młodych ludzi przybyłych zza oceanu. Poznając „Wybrane opowiadania” Shin'ichi Hoshi podziwiałem wyobraźnię autora, a jednocześnie zadawałem sobie pytania o literackość tych tekstów. Ostatecznie do recenzji wybrałem inny tytuł. Moim zdaniem najlepszy z nich.

„Kolekcjoner śniegu” to jedna z najciekawszych premier pierwszego półrocza 2023 roku w Polsce

Wydawnictwo Książkowe Klimaty ma to do siebie, że potrafi czytelnikiem wstrząsnąć. I mówiąc o wstrząsaniu nie mam na myśli banalnego grania na emocjach, ale serię różnorodnych scen, które swoją szczerością wprawiają w osłupienie, przerażają, chwytają za duszę a nawet rozklejają. Taką właśnie książką była wydana dwa lat temu powieść „Tylko góry będą ci przyjaciółmi” Behrouza Boochaniego (nieprzypadkowo ujęta na liście Najlepszych książek 2021 roku zdaniem Melancholii Codzienności). Podobnie mocny przekaz miała relacja Sasy Stanisicia pod tytułem „Skąd”. Teraz przyszedł czas na opowieść prosto z Czech.

Jan Štifter nie był do tej pory wydawany w Polsce. Pisarz urodzony w 1984 roku w Czeskich Budziejowicach ma w tym momencie na swoim koncie 6 książek. W swojej ojczyźnie jest uważany za istotny głos na literackiej arenie. Po lekturze „Kolekcjonera śniegu” w ogóle się takiej opinii nie dziwię. Aby tak pisać, tak pewnie łączyć wątki, tak zgrabnie mieszać czasy i style mówienia, trzeba mieć niezwykły talent.

„Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera to powieść o pamięci i cierpieniu

Czytając opis „Kolekcjonera śniegu” Jana Štiftera byłem przekonany, że sięgam po komedię. Bo co to za pomysł, aby przechowywać śnieg w zamrażarce? Bliżej mu do charakterystyki zdziwaczałego i pozytywnego staruszka, niż metafory pomięci o innych czasach. A jednak czeski pisarz wybrał ten drugi, trudniejszy wariant. Dominik i jego szalony zwyczaj, nie ma znaczenia dla akcji dzieła. To figura, która ma wyrazić potrzebę ciągłego przypominania przeszłości i zwracania uwagę na wydarzenia, które na zawsze zmieniły nasze życie.

W „Kolekcjonerze śniegu” Jan Štifter rozlicza czeską historię (podobnie jak swego czasu Kateřina Tučková w "Wypędzeniu Gerty Schnirch"). Dotyka też delikatnego tematu niemieckiej mniejszości. A wszystko poprzez wielowarstwowej narracji o pewnym właścicielu zakładu pogrzebowego, trójce młodych kolegów (Cygana, Niemca i Czecha) oraz Damiana, który nie potrafi znaleźć swojego miejsca w życiu. Autor rozciąga akcję na blisko sto lat i równomiernie rozkłada akcenty na trzy perspektywy czasowe. W każdej z nich buduje oddzielną relację o krzywdzie, cierpieniu, tożsamości narodowej, więzach rodzinnych. Nie przesadza jednak z patosem. Lubi pisać lekko i chętnie wykorzystuje humor, dzięki czemu „Kolekcjonera śniegu” czyta się płynnie.

„Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera to opowieść filmowa

Powinienem w tym miejscu pewnie użyć kilku innych mocnych słów, jakie zwykle wykorzystuje się w recenzjach książek. Subtelna, intrygująca, emocjonująca, zniewalająca czy fascynująca. Może dobrze byłoby Wam ją trochę zaspojlerować. W końcu „Kolekcjoner śniegu” to relacja nader aktualna. Jest w niej opowieść o pewnej kobiecie, która postanowiła odejść od zdradzającego ją męża. Albo o duchu, który siadał w nogach łóżka i czekał na odkrycie tajemnicy sprzed lat. Przypuszczalnie do lektury mogłaby Was zachęcić też informacja, że część akcji toczy się w mroku i ma wiele wspólnego z opuszczonym miejscem. Pozwolę sobie jednak na tym poprzestać. „Kolekcjoner śniegu” Jana Štiftera nie potrzebuje tych wszystkich bodźców. Ta lektura broni się sama. Jestem przekonany, że jeżeli dacie jej szanse, nie pożałujecie. A po skończonym czytaniu, będziecie chcieli dyskutować: o charakterach, o postawach, o historii pewnego osiedla, o przenikaniu się kultury czy wreszcie o montażu rozdziałów. Pewnie podobnie jak ja chcielibyście zobaczyć też film zrobiony na podstawie tej książki. Bo jest to opowieść kinowa, w której dramaturgia i historia, łączą się ja za najlepszych czasów kina radzieckiego.

Recenzja "Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfon

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona to zbiór dwóch nowel gwatemalskiego pisarza
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 208


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Tomasz Pindel

Premiera: 8 marca 2023 rok

Na hasło ‘literatura gwatemalska’ sporej części mieszkańców Polski nie włącza się żadne skojarzenie. Ci co bardziej oczytani, sięgający też po książki wydane jeszcze w poprzednim ustroju politycznym, mogą znać noblistę Miguela Ángela Asturiasa. Znam go i ja, bo zmarły w 1974 roku pisarz miał niezwykły dar do tworzenia trudnych, poetyckich opowiadań. I to by było na tyle, bo choć oczywiście w niewielkim kraju Ameryki Środkowej książki pisano (robił to chociażby José Manuel Arzú Herrarte czy José María Bonilla Ruano), to ich dzieła do Polski ostatecznie nie trafiały. Aż do 2023 roku, gdy Wydawnictwo Czarne postanowiło dodać do serii Powieść dwie nowele Eduardo Halfona zatytułowane „Klasztor. Żałoba”.

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona zawiera w sobie dwie nowele

Oba zamieszczone w tomie teksty mają swoje podłoże w biografii autora. W pierwszym z nich śledzimy mężczyznę i jego brata udających się do Jerozolimy na ślub siostry. Podczas gdy wielu turystów zmierza do Izraela jako ziemi obiecanej, narrator, który określa siebie jako „czasami Żyd”, odkrywa to miejsce z rosnącym dyskomfortem. Przyzwyczajony do dużej swobody religijnej, z niepewnością odkrywa inny wymiar posłuszeństwa i poświęcenia. Bliskość ortodoksyjnej rodziny nakazuje mu iść w ślady Hamleta, który zapytywał „Być albo nie być?”. W przeciwieństwie jednak do księcia Danii, który traktował ów dylemat w kategoriach pozostania przy życiu, Halfon pyta o akceptację i sens przywiązania się do siły, która może przynieść zbawienie, ale jednocześnie pogrążyć w rozpaczy. Dopiero przypadkowe spotkanie z młodą kobieta, poznaną kilka lat wcześniej w Antigua Guatemala, pozwoli spojrzeć na jego życie z innej perspektywy. „Klasztor” jest poruszającą i intensywną podróżą w głąb tożsamości narodowej, religijnej nietolerancji oraz ograniczeń i fikcji, którymi człowiek się posługuje, by zrozumieć siebie. 

Eduardo Halfon to współczesny pisarz gwatemalski, który "Żałobą. Klasztorem" debiutuje na rynku polskim

Drugi utwór zbioru jeszcze intensywniej akcentuje problem pochodzenia. Już w „Klasztorze” dowiadujemy się, że statek, którym podróżowali przodkowie autora, po kilku miesiącach na pełnym morzu zacumował w pierwszym napotkanym porcie w Ameryce Środkowej. Miała być to Panama, gdzie żyli dalecy kuzyni jego pradziadka. Później okazało się, że to Gwatemala, w której rozgościli się i zostali. W żyłach Halfona płynie krew arabska (po jednym dziadku) i żydowska (po drugim). Urodził się w Gwatemali, ale wyemigrował do USA. Odwiedzał Izrael i Liban, ale nie omieszkał zawitać do Łodzi, gdzie w 1939 roku zabrano z domu i wysłano do obozu koncentracyjnego jego dziadka z rodziną. Kim zatem jest?

W „Żałobie” podstawowy problem tożsamości rozpatrywany jest poprzez wykorzystanie postaci stryjka. Miał na imię Salomón i umarł w wieku 5 lat. Halfon pamięta, że gdy był dzieckiem mówiono mu, że stryjek utopił się w jeziorze Amatitlán. Czy jednak tak było w istocie? Temat brata jego ojca jest swoistym rodzinnym tabu. Żeby rozwikłać zagadkę Eduardo Halfon będzie musiał przeprowadzić szereg rozmów, usłyszeć kilka niemiłych słów, odwiedzić starą, poczciwą babcinę, która uraczy go opowieścią o kilku topielcach i herbatą z nienazwanych ziół. Autor ponownie opowie o brzemieniu wojennym, o wygnaniu, o kłamstwach i przemilczeniach, o korzeniach i kulturowych kontrastach. W „Żałobie” odnajdziemy wiele pytań o śmierć, samotność, utratę czy winę. Ale także o odpowiedzialność za to co było i co jest. A wszystko to na raptem stu stronach pisanych żywym i subtelnym językiem, któremu towarzyszy ton niemal dziecięcej pomysłowości, nieustannego zdziwienia własnymi wspomnieniami i nowymi odkryciami.

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona to pochwała dla głębokiej obserwacji codziennego życia

„New York Review of Books” porównuje Halfona to Kafki, ale wydaje się być to skojarzenie całkowicie chybione. Pisarz z Gwatemali nie buduje świata pełnego niepewności i grozy. On szuka, zgłębia przeszłość, próbuje dowiedzieć się kim tak naprawdę jest. Dzięki ciekawej konstrukcji i zwracaniu uwagi na szczegóły, jego relacja niezauważenie staje się zapisem nie pojedynczego losu, ale całej grupy bytów. Tak oto „Klasztor. Żałoba” zyskuje uniwersalny przekaz i podkreśla znaczenie codziennej obserwacji własnego otoczenia. Bo to właśnie z tych małych zdarzeń, tych niewielkich dygresji, Halfon tka opowieści, których chce się słuchać i o których chce się myśleć nawet wtedy, gdy kwestie przynależności kulturowej zajmują w naszym życiu dalekie miejsce.